Decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który we czwartek uznał przesłankę dotyczącą upośledzenia lub choroby płodu do przerwania ciąży za niezgodną konstytucją, wywołuje wielkie emocje. Emocje widać na ulicach, w mediach społecznościowych. Krzyki, gniew, wulgaryzmy, to symptomy tego, jak ważnej materii dotyczy sprawa. W tych emocjach jednak w mej ocenie gubi się meritum całego sporu. Ma on bowiem kilka istotnych poziomów. Niestety, ani ulica, ani media społecznościowe nie są dobrym miejscem do chłodnego namysłu. W przeciwieństwie do większej analizy.
Więc po kolei. Zacznę może od tego, że bliskie jest mi podejście wprowadzonego do TK jeszcze przez PO sędziego prof. Leona Kieresa, który zgłosił zdanie odrębne do decyzji większości składu orzekającego. W swoim wywodzie najpierw stwierdził stanowczo: „Prawo do życia jest prawem przyrodzonym każdego człowieka. Obowiązkiem państwa jest podejmowanie skutecznych działań na rzecz ochrony życia każdego człowieka, także w fazie prenatalnej, bez względu na koszty ekonomiczne. Aborcja bez względu na przyczyny jest pozbawieniem życia człowieka”.
Równocześnie uznał, że TK powinien był sprawę umorzyć, a nie podejmować rozstrzygnięcia. Jednym z argumentów było to, że w Sejmie tkwią zamrożone przepisy dotyczące tej kwestii i to odpowiedzialnością parlamentarzystów jest uchwalanie w Polsce prawa. Oni jednak – zdaniem Kieresa – złożyli do TK wniosek, by wyręczyć się Trybunałem. Wszyscy wiemy, że dokładnie tak było. Dalej krytykował prawne założenia przyjęte w wyroku TK, podkreślając m.in. że państwo w pierwszej kolejności podejmować działania pozytywne a nie represyjne.
Dotknął tu jednej z najważniejszych moim zdaniem kwestii w tej sprawie. Tzw. obrońcy życia w ostatnich latach skupiali się przede wszystkim na tym, by tzw. aborcji eugenicznej zakazać. Choć kilka lat temu rząd Beaty Szydło, po tym jak Sejm odrzucił jedną z ustaw zaostrzających przepisy aborcyjne, ogłosił program na rzecz życia i przyjął jednorazowy dodatek finansowy dla matek, które zdecydują się urodzić upośledzone dziecko zamiast skorzystać z furtki, jaką daje obowiązująca od dwóch i pół dekady ustawa o ochronie życia. Tyle tylko, że to dopiero sam początek. Nie mogę zrozumieć, dlaczego środowiska pro-life nie lobbowały nieustannie za tym, by rodzicom dzieci niepełnosprawnych przyznać specjalne dodatki, pomoc państwa, lata opieki nad nimi wliczać do lat składkowych w ZUS. Nie widziałem środowisk pro-life, które wspierałyby rodziców osób niepełnosprawnych podczas dwóch protestów w Sejmie. Nie słychać też było wówczas poparcia ze strony biskupów. To uważam, za fatalny błąd. Jeśli chcesz bronić życia, zrób wszystko, by kobiety nie decydowały się na aborcję, a zakaz wprowadzaj na samym końcu. Wprowadzenie zakazu w tej sprawie, nie jest rozwiązaniem.
I dlatego też, jako człowiek, który aborcję uważa za zło, uważam, że ten wyrok nie przyniesie niczego dobrego. Już pomijając zarzuty wobec legalności składu TK i tego, że PiS całkowicie podkopał autorytet tej instytucji, przyniesie on więcej szkody niż pożytku. I to na wielu płaszczyznach.