Duchowy przewodnik Busha

Człowiekiem, który zrobił najwięcej dla zburzenia muru wrogości między katolikami a protestantami w USA, był zmarły w zeszłym tygodniu ks. Richard John Neuhaus – pisze publicysta Grzegorz Górny

Aktualizacja: 14.01.2009 08:03 Publikacja: 14.01.2009 01:19

Ks. Richard Neuhaus jest twórcą „First Things” – najbardziej opiniotwórczego czasopisma chrześcijańs

Ks. Richard Neuhaus jest twórcą „First Things” – najbardziej opiniotwórczego czasopisma chrześcijańskiego w USA. Zdjęcie z 2002 r.

Foto: Fotorzepa, Łukasz Trzciński ŁT Łukasz Trzciński

Od początku istnienia Stanów Zjednoczonych silnym elementem życia publicznego była niechęć do katolicyzmu. Wynikało to głównie z faktu ufundowania tożsamości państwa na tradycji protestanckiej. Nic więc dziwnego, że przez długie lata katolicyzm traktowany był w USA jako ciało obce.

Wierność papieżowi, choć ograniczona do spraw wiary, interpretowana była często jako nielojalność wobec ojczyzny, także w kwestiach politycznych. Z tego powodu nie do pomyślenia było, aby prezydentem Stanów Zjednoczonych mógł zostać katolik – spośród 44 przywódców w dziejach USA udało się to tylko jednemu (John F. Kennedy). Ale spór protestancko-katolicki powoli odchodzi do przeszłości. Katolicyzm nie jest już przeszkodą, by obejmować kluczowe stanowiska w państwie: spośród dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego aż pięciu jest katolikami. Antyrzymski resentyment w USA zanika. Sondaż przeprowadzony w 2004 r. wśród amerykańskich protestantów wykazał, że największym autorytetem religijnym jest dla nich Jan Paweł II (59 proc.), który wyprzedził charyzmatycznych pastorów: Pata Robertsona (54 proc.) i Jerry’ego Falwella (44 proc.).

Człowiekiem, który zrobił najwięcej nie tylko dla zburzenia muru wrogości między katolikami a protestantami w USA, ale także dla budowania sojuszu między tymi dwoma wyznaniami, był zmarły w zeszłym tygodniu ks. Richard John Neuhaus.

[srodtytul]Od pokolenia ,68 do ruchu pro life[/srodtytul]

Richard John Neuhaus urodził się w 1936 r. w Kanadzie w rodzinie luterańskiego pastora i pisarza. Wcześnie podjął decyzję, by pójść w ślady ojca, i w 1960 r. został pastorem. Jako młody duszpasterz zaangażował się w Ruch Obrony Praw Obywatelskich – został jednym z najbliższych współpracowników Martina Luthera Kinga. Wspólnie z żydowskim teologiem Abrahamem Joshuą Heschelem i katolickim poetą, jezuitą Danielem Berriganem, założył też komitet pod nazwą „Duchowni i świeccy zatroskani wojną w Wietnamie”, który stał się największą organizacją pacyfistyczną w USA.

Aktywność Neuhausa wpisywała się w fenomen ruchów liberalnych i kontrkulturowych określanych dziś mianem pokolenia ‘68. Jednak w pewnym momencie drogi młodego pastora i większości liderów tamtej generacji się rozeszły. Głównym powodem stała się kampania na rzecz legalizacji aborcji. Neuhaus wspominał po latach, że postulat dopuszczalności aborcji był dla niego zdradą ideałów liberalizmu. Jego zdaniem celem prawdziwego liberalizmu jest zawsze rozszerzanie wspólnoty, którą obejmujemy opieką i ochroną prawną. Tak zwane prawo „liberalizujące” aborcję czyni rzecz dokładnie przeciwną – zawęża wspólnotę, wobec której przyjmujemy odpowiedzialność. Tak więc pokolenie ‘68, chociaż głosiło hasła walki z dyskryminacją i obrony najsłabszych, w rzeczywistości ustanawiało nową dyskryminację i pozbawiało ochrony istoty najsłabsze, czyli dzieci nienarodzone.

Neuhaus doszedł do wniosku, że wierność ideałom liberalizmu nie pozwala mu zająć innego stanowiska niż zaangażowanie się w ruch pro life. Stał się jednym z najbardziej aktywnych działaczy obrony życia w USA, co przypieczętowało jego rozwód z dotychczasowymi towarzyszami walki.

[srodtytul]Od demokratów do republikanów[/srodtytul]

Richard John Neuhaus uważał, że miłosierdzia nie można tylko głosić, ale należy je praktykować. Jako pierwsze miejsce posługi wybrał w 1961 r. ubogą parafię w Brooklynie – najbiedniejszej wówczas dzielnicy Nowego Jorku. Pracował tam przez 17 lat wyłącznie wśród czarnoskórych mieszkańców, zyskując miano duszpasterza slumsów.

W tym czasie obserwował, jak polityka społeczna państwa opiekuńczego niszczy inicjatywę i przedsiębiorczość oraz zaangażowanie obywatelskie lokalnej społeczności. Widział, jak praktyka utrzymywania się z pomocy społecznej staje się sposobem na życie dla wielu Murzynów. Zamiast pomóc im wejść w krwiobieg życia publicznego, marginalizuje ich i zamyka w getcie.

Efektem takiego życia „na socjalu” stały się bierność, rozbicie tradycyjnych rodzin i ogromna przestępczość.

[wyimek]Najczęściej cytowanym przez Busha autorytetem w sprawach religijnych był ks. Richard John Neuhaus[/wyimek]

Neuhaus wspólnie z socjologiem Peterem Bergerem uruchomił program o nazwie „Mediating Structures Project”, którego celem była zmiana dominującej od czasów prezydentury Lyndona Johnsona amerykańskiej polityki społecznej. Obaj postulowali demontaż państwa opiekuńczego, decentralizację decyzji i promowanie aktywności obywatelskiej. Ta propozycja spowodowała, że Neuhaus, który dotąd był zwolennikiem Partii Demokratycznej, zaczął się przesuwać w stronę republikanów. Stał się gorącym zwolennikiem gospodarki wolnorynkowej.

Jednocześnie odkrył, że to, co postulował wspólnie z Bergerem, obecne było już od dawna w katolickiej nauce społecznej i znane jako zasada pomocniczości.

[srodtytul]Od protestantyzmu do katolicyzmu[/srodtytul]

Neuhaus powoli odkrywał też, jak wiele łączy go z katolicyzmem. Szczególnie zafascynowała go postać Jana Pawła II. Dzięki niemu zaczął zagłębiać się w katolicką teologię, co doprowadziło go do wniosku, że pełnia prawdy zbawczej znajduje się w Kościele katolickim. W 1990 r. przeszedł na katolicyzm, a rok później został wyświęcony na księdza. W 1991 r. założył miesięcznik „First Things”, który stał się najbardziej wpływowym i opiniotwórczym czasopismem chrześcijańskim w USA.

W głowie ks. Neuhausa zakiełkowała też myśl o stworzeniu wspólnego sojuszu katolicko-protestanckiego w celu przeciwstawienia się temu, co Jan Paweł II nazywał cywilizacją śmierci. Wybór Billa Clintona na prezydenta USA i jego agresywna polityka – dążąca do tego, by aborcja została oficjalnie uznana na arenie międzynarodowej za dopuszczalny środek kontroli urodzin – zdopingowały Neuhausa do działania. W 1994 r. doprowadził do opublikowania głośnej deklaracji „Ewangelicy i katolicy razem”, podpisanej przez 20 czołowych przedstawicieli wspólnot protestanckich i 20 znanych katolików.

Neuhaus podkreślał, że jego ekumenizm nie polega na targowaniu prawdami wiary, ale na współpracy w obronie tego, co jest wspólne i najcenniejsze zarówno dla katolików, jak i protestantów. Powołanie wspólnej koalicji katolicko-protestanckiej w obronie podstaw cywilizacji chrześcijańskiej spowodowało, że stare linie podziału zaczęły tracić na znaczeniu, a pojawiły się nowe. Wielu katolikom bliższy jest bowiem George W. Bush ze swym sprzeciwem wobec aborcji czy legalizacji związków jednopłciowych niż Ted Kennedy czy John Kerry, którzy co prawda deklarują katolicyzm, ale publicznie głoszą poglądy niezgodne z nauczaniem Kościoła.

[srodtytul]Od etyki do polityki[/srodtytul]

Neuhaus dążył do tego, by na forum publicznym był słyszany i respektowany głos milczącej większości. Brał udział w debatach dotyczących kwestii cywilizacyjnych, kulturowych, obyczajowych czy moralnych. Najgłośniejszym echem w USA odbił się cykl pięciu artykułów różnych autorów, jaki opublikował w „First Things” w 1996 r. pod wspólnym tytułem „Koniec demokracji?”.

Cykl zainspirowany został encykliką Jana Pawła II „Evangelium vitae”, w której papież pisał, że „ustawa łamiąca naturalne prawo niewinnego człowieka do życia jest niesprawiedliwa i jako taka nie może mieć mocy prawnej”. Ojciec Święty, powołując się na św. Tomasza z Akwinu, konstatował, iż legalizacja aborcji powoduje, że „prawo przestaje być prawem”, a demokracja „przeradza się w istocie w system totalitarny”.Wyciągając wnioski z papieskiego nauczania, Neuhaus napisał, że Amerykanie „dochodzą albo właśnie doszli do punktu, w którym porządni obywatele nie mogą moralnie aprobować istniejącego reżimu”. Teza ta wywołała gorącą debatę, w której Neuhausowi zarzucano, że nawołuje nie tylko do obywatelskiego nieposłuszeństwa, lecz wręcz do zbrojnej rebelii. Ale dzięki zainicjowanym przez niego dyskusjom stosunek do ochrony życia stał się jedną z głównych linii podziału w amerykańskiej polityce.

To właśnie poparcie protestancko-katolickiej koalicji zapewniło dwukrotnie wybór George’a W. Busha na prezydenta. Tygodnik „Time” w 2005 r. ze zdumieniem konstatował, że najczęściej cytowanym przez Busha autorytetem w sprawach religijnych nie jest żaden kaznodzieja protestancki, lecz „ojciec Richard”. Prezydent nie tylko zasięgał jego rady w sprawach takich jak eutanazja, inżynieria genetyczna czy obrona tradycyjnego małżeństwa, ale prowadził także długie rozmowy na tematy duchowe.

Jak skomentował postępowy publicysta Garry Wills: w ten oto sposób spełnił się senny koszmar amerykańskich protestantów, którzy zawsze obawiali się, że ksiądz katolicki może szeptać na ucho prezydentowi USA katolickie dogmaty. Wills ze zdumieniem stwierdzał jednak, że większość protestanckich liderów była z tego zadowolona. To pokazuje, jak wielkie przewartościowanie dokonało się w relacjach między obu wyznaniami.

Śmierć ks. Neuhausa niemal zbiegła się w czasie z inauguracją prezydentury Baracka Obamy. Niektórzy komentatorzy amerykańscy widzą w tym symbol: wybór czarnoskórego demokraty, który popiera aborcję i legalizację związków jednopłciowych, ma oznaczać klęskę projektu zainicjowanego przez Neuhausa. Czy rzeczywiście?

Warto podkreślić, że tym razem o wyniku elekcji zadecydowały nie kwestie moralne czy obyczajowe, lecz gospodarcze (kryzys finansowy) i polityczne (wojna w Iraku i Afganistanie). Jednocześnie podczas wyborów prezydenckich w kilku stanach przeprowadzono referenda w sprawie zrównania prawnego par homoseksualnych z małżeństwami. Okazało się, że we wszystkich miejscach, nawet tam, gdzie wygrał Obama (łącznie z Kalifornią, która uznawana jest za najbardziej wyzwolony obyczajowo stan USA), dominowali przeciwnicy tego typu rozwiązań. Na głoszenie śmierci katolicko-protestanckiej koalicji w USA jest więc zdecydowanie za wcześnie.

[i]Autor jest publicystą, redaktorem kwartalnika „Fronda”[/i]

Publicystyka
Artur Bartkiewicz: A może zwycięzcą wyborów prezydenckich będzie Adrian Zandberg?
Publicystyka
Nawrocki zyskuje w Kanale Zero. Czy Trzaskowski przyjmie zaproszenie Stanowskiego?
Publicystyka
Przemysław Kulawiński: Spór o religię w szkołach. Czy możliwe jest pogodzenie skrajnych stanowisk?
Publicystyka
Marek Migalski: Końskie – koszmar Rafała Trzaskowskiego
felietony
Marek A. Cichocki: Friedrich Merz mówi, że Niemcy wracają. Pytanie, do czego?