Od początku istnienia Stanów Zjednoczonych silnym elementem życia publicznego była niechęć do katolicyzmu. Wynikało to głównie z faktu ufundowania tożsamości państwa na tradycji protestanckiej. Nic więc dziwnego, że przez długie lata katolicyzm traktowany był w USA jako ciało obce.
Wierność papieżowi, choć ograniczona do spraw wiary, interpretowana była często jako nielojalność wobec ojczyzny, także w kwestiach politycznych. Z tego powodu nie do pomyślenia było, aby prezydentem Stanów Zjednoczonych mógł zostać katolik – spośród 44 przywódców w dziejach USA udało się to tylko jednemu (John F. Kennedy). Ale spór protestancko-katolicki powoli odchodzi do przeszłości. Katolicyzm nie jest już przeszkodą, by obejmować kluczowe stanowiska w państwie: spośród dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego aż pięciu jest katolikami. Antyrzymski resentyment w USA zanika. Sondaż przeprowadzony w 2004 r. wśród amerykańskich protestantów wykazał, że największym autorytetem religijnym jest dla nich Jan Paweł II (59 proc.), który wyprzedził charyzmatycznych pastorów: Pata Robertsona (54 proc.) i Jerry’ego Falwella (44 proc.).
Człowiekiem, który zrobił najwięcej nie tylko dla zburzenia muru wrogości między katolikami a protestantami w USA, ale także dla budowania sojuszu między tymi dwoma wyznaniami, był zmarły w zeszłym tygodniu ks. Richard John Neuhaus.
[srodtytul]Od pokolenia ,68 do ruchu pro life[/srodtytul]
Richard John Neuhaus urodził się w 1936 r. w Kanadzie w rodzinie luterańskiego pastora i pisarza. Wcześnie podjął decyzję, by pójść w ślady ojca, i w 1960 r. został pastorem. Jako młody duszpasterz zaangażował się w Ruch Obrony Praw Obywatelskich – został jednym z najbliższych współpracowników Martina Luthera Kinga. Wspólnie z żydowskim teologiem Abrahamem Joshuą Heschelem i katolickim poetą, jezuitą Danielem Berriganem, założył też komitet pod nazwą „Duchowni i świeccy zatroskani wojną w Wietnamie”, który stał się największą organizacją pacyfistyczną w USA.