Koronawirusowy sceptycyzm wynika z ludowego poczucia, że ponad naszymi głowami ktoś gra w durnia. Stąd różne spiskowe teorie czy wręcz niewiara w epidemię. – Wie pani, to wymysł jest z tym wirusem – poinformował mnie ostatnio wulkanizator, kiedy podjechałam naprawić oponę. – Może i tam coś gdzieś się dzieje, ale na pewno nie tak, jak ONI to pokazują – dodał. I ja się mu nie dziwię. Bo od sprzecznych komunikatów władzy aż kręci się w głowie. Więc przeciętny człowiek wypiera te dylematy, odrzuca opinie autorytetów i mówi: „Do diabła z tym wszystkim. Wirus nie istnieje”. I ściąga maseczkę.
Jeżeli na skutek nagłego i szerokiego poluzowania rygorów pandemia w Polsce znów przybierze na sile, pojawi się temat politycznej odpowiedzialności za te decyzje. 500–600 zachorowań dziennie stawia nas obecnie w czołówce państw zagrożonych SARS-CoV-2. I o ile zdecydowany ruch z narzuceniem obywatelom izolacji domowej na pewno pozytywnie wpłynął na zmniejszenie liczby zachorowań, co z dumą podkreśla minister Łukasz Szumowski, o tyle wiele dalszych rozstrzygnięć kompletnie zachwiało wiarę obywateli w logikę decydentów i ich czyste intencje. Bo jeśli zamyka się ludzi w domach, a jednocześnie tłumaczy, że za dwa tygodnie będą się mogli spotkać w lokalach wyborczych, to obywatele mają prawo podejrzewać, że coś tu nie gra. Jeśli zaraz potem wprowadza się – dla bezpieczeństwa – pomysł wyborów wyłącznie korespondencyjnych, a jednocześnie przedstawiciele władzy pojawiają się bez maseczek i środków ochronnych – to musi to budzić zastrzeżenia. I w końcu, jeśli władza się chwali, że panuje nad epidemią, a jednocześnie wyraźnie rośnie liczba zachorowań, sytuacja robi się groteskowa.
Minister Szumowski przyznał w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF, że liczba zachorowań jest wyższa, bo na Śląsku prowadzone są badania przesiewowe. A to znaczy, że różne teorie, które wydawały się spiskowe, o tym, że chorych jest w rzeczywistości dużo więcej, ale specjalnie robi się za mało testów, żeby nie powodować paniki i szybko przeprowadzić wybory – były prawdziwe. Zupełnie jak w filmie „Teoria spisku”, w którym Mel Gibson przekonuje się, że wszystkie najgorsze podejrzenia co do tego, kto rządzi światem – to prawda. „Śląsk jest tak samo wolny albo zajęty przez koronawirusa jak reszta kraju” – powiedział minister zdrowia. A to przecież znaczy, że zarażonych byłoby kilkanaście razy więcej, gdyby badania przesiewowe robić w całej Polsce, a nie tylko na Śląsku.
Sytuacja jest tak poważna, że Polski zaczynają się bać inne kraje. I nawet jeśli minister ma rację, mówiąc o tym, że epidemia w Polsce ma „charakter ogniskowy”, to każdy wie, co dzieje się z ogniskiem, jeśli zawieje wiatr, a ziemia jest sucha. Poluzowanie reguł bezpieczeństwa, zgoda na duże imprezy, wesela, nabożeństwa, widowiska itd. to czynniki które mogą ogniska rozdmuchać. Pozytywne jest przynajmniej to, że z powodu wakacji rząd ma z głowy szkoły i rodziców, którym nie musi wypłacać zasiłku opiekuńczego.