Szkoła, której nie ma

Ratunek jest prosty: trzeba połączyć trzyletnie tzw. gimnazjum z trzyletnim tzw. liceum w jednolitą szkołę średnią, w której nauka będzie trwała sześć lat – uważa pedagog

Aktualizacja: 27.04.2012 03:56 Publikacja: 27.04.2012 03:52

Szkoła, której nie ma

Foto: Fotorzepa, Bosiacki Roman Bos Roman Bosiacki

Red

Od kilkunastu lat nie istnieje w Polsce szkoła średnia, bo nie jest nią ani trzyletnie tzw. gimnazjum, ani trzyletnie tzw. liceum. W szkole średniej musi być wystarczająco dużo czasu na naukę, na dyskusję nauczyciela z uczniami, a w żadnej z owych tylko trzyletnich niby-szkół tego czasu nie ma.

Aby „nadążyć z programem" obciąża się za to uczniów aż ośmioma, a bywa, że nawet dziewięcioma godzinami lekcyjnymi dziennie, co jest działaniem bezskutecznym i udręką dla dzieci oraz młodzieży.

Specjalizacja przed maturą

Ratunek jest prosty: połączyć owo trzyletnie tzw. gimnazjum z trzyletnim tzw. liceum w jednolitą szkołę średnią (o nazwie najpewniej – gimnazjum), w której nauka będzie trwała sześć lat; dzisiejsze najstarsze pokolenie uczęszczało do podobnie zorganizowanej szkoły.

Jednocześnie zająć się trzeba odbudową porządnego systemu szkolnictwa zawodowego, aby owi bardzo młodzi ludzie kończący edukację podstawową mieli w tym zakresie do wyboru szkoły różnego typu; tak przecież było jeszcze do niedawna.

Jak się wobec powyższego mają odbywające się ostatnio protesty przeciwko ograniczeniu liczby godzin nauczania historii? Przecież zawsze tak było, że w klasie maturalnej rozwijano specjalizację zależną od kierunku studiów, jakie dani uczniowie planowali podjąć w niedalekiej już przyszłości.

Policzmy więc. W sześcioletnim gimnazjum, o jakim była mowa wyżej, wszyscy uczyliby się razem, także historii, przez aż dziesięć semestrów (przez aż pięć lat, jeśli pominąć klasę maturalną, w której kandydaci na studia humanistyczne nadal rozwijaliby wszakże swoją m.in. historyczną edukację). Trzeba tu przypomnieć, że w znanym nam z lat minionych czteroletnim liceum ogólnokształcącym efektywna wspólna nauka wszystkich przedmiotów, w tym historii, trwała co najwyżej siedem semestrów, gdyż ostatni semestr klasy czwartej podporządkowany już był w wielkiej mierze przygotowaniom przedmaturalnym.

Tak więc przywrócenie sześcioletniej szkoły średniej przyniosłoby samo przez się rozwiązanie problemu lekcji historii, których dzisiaj wielu ludzi dobrej woli stara się bronić. Zamiast tylko siedmiu semestrów z okresu sprzed tzw. reformy – co najmniej dziesięć!

Co zatem ma się dziać w klasie maturalnej, i nawet w klasie przedmaturalnej takiej sześcioletniej szkoły średniej? Cechą nauki w ostatnim i częściowo w przedostatnim roku, oprócz wspomnianej już specjalizacji pod kątem wybranych przez ucznia przyszłych studiów i oprócz kontynuacji nauczania języków obcych oraz niektórych innych przedmiotów, w tym oczywiście religii, powinno być wprowadzenie przedmiotów tzw. propedeutycznych: filozofii, prawa, ekonomii, socjologii; każdego z nich na dwa lub trzy semestry.

Projekt ten stanowi kolejną pociechę dla dzisiejszych obrońców lekcji historii. Przecież uczeń mający już za sobą ów aż dziesięciosemestralny, więc pogłębiony, kurs historii i wszystkich innych przedmiotów będzie miał odpowiednią podstawę, aby podjąć rozważania filozoficzne, prawne czy ekonomiczno-społeczne, po części obecne wszakże w programach nauczania różnych przedmiotów już od pierwszej klasy.

Brak czasu na wychowanie

Główną bowiem cechą tego szkodliwego systemu szkolnego, w jaki naszą młodzież wepchnięto na przełomie poprzedniego i obecnego stulecia, jest – trzeba to ciągle powtarzać – brak czasu na nauczanie i wychowywanie. Krótkie trzy lata... i ponownie krótkie trzy lata. Czemu to ma służyć? Przynajmniej jeden z tych trzyletnich okresów jest zmarnowany.

W epoce PRL główną szkolną udręką była komunistyczna propaganda, obecnie jest nią brak czasu na rzetelną pracę z uczniem. Uniwersyteckie wykształcenie nauczycieli staje się w tych warunkach, by tak rzec, niepotrzebne. Przecież już w liceum czteroletnim nauczyciel miał możliwość wykorzystania tylko części tej wiedzy, jaką nabył na studiach.

Upadek szkoły musi za sobą pociągać upadek uczelni wyższych. Od lat bowiem nauczyciele akademiccy różnych specjalności skarżą się na to, że ze studentami pierwszego roku muszą przerabiać „abecadło", gdyż młodzi ludzie przychodzą na studia po prostu niedouczeni. W ten sposób zamyka się koło zniszczenia nauki i nauczania we współczesnej Polsce.

Edukacja Jana Pawła II

Należy przypomnieć, że m.in. błogosławiony Jan Paweł II należał do ostatniego lub może przedostatniego rocznika, jaki kończył prawdziwą ośmioletnią szkołę średnią zwaną wówczas słusznie gimnazjum. W ciągu zatem trzech ostatnich pokoleń przeszliśmy od ośmiu lat nauczania w szkole średniej do tylko i zaledwie trzech lat. Bez komentarzy! Zgubne skutki tego cywilizacyjnego upadku obserwujemy już od dawna. Czyżbyśmy się do tego przyzwyczaili?

Autor jest doktorem nauk humanistycznych, ma wieloletnie doświadczenie w pracy nauczyciela historii

Od kilkunastu lat nie istnieje w Polsce szkoła średnia, bo nie jest nią ani trzyletnie tzw. gimnazjum, ani trzyletnie tzw. liceum. W szkole średniej musi być wystarczająco dużo czasu na naukę, na dyskusję nauczyciela z uczniami, a w żadnej z owych tylko trzyletnich niby-szkół tego czasu nie ma.

Aby „nadążyć z programem" obciąża się za to uczniów aż ośmioma, a bywa, że nawet dziewięcioma godzinami lekcyjnymi dziennie, co jest działaniem bezskutecznym i udręką dla dzieci oraz młodzieży.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem