Rzeczpospolita: Ma pani w głowie skład rządu?
W tej chwili jest za wcześnie na taką giełdę personalną.
Struktura rządu zostanie zmieniona?
W zeszłorocznym programie PiS wskazaliśmy pewne zmiany i uważam, że są one dobre. Powinno powstać Ministerstwo Rozwoju z prawdziwego zdarzenia, z szefem, który byłby wicepremierem, i to jemu podlegałyby wszystkie resorty gospodarcze. To jest odejście od obecnego modelu, w którym minister finansów dyktował politykę gospodarczą rządu. Minister finansów musi pilnować finansów, być strażnikiem budżetu, dbać, żeby system podatkowy dobrze działał, a to nie zawsze idzie w parze z bardzo szerokim spojrzeniem na rozwój. Dlatego chcemy, żeby dużą rolę odgrywał minister, który ma kreślić długofalowe cele rozwojowe, który potrafi patrzeć w perspektywie dłuższej niż jeden budżet.
Powstaną jakieś resorty?
Proponujemy powstanie Ministerstwa Energetyki oraz likwidację Ministerstwa Skarbu Państwa, którego kompetencje przejęłoby silne Ministerstwo Gospodarki. To jest o tyle zasadne, że w tej chwili kompetencje pomiędzy tymi dwoma resortami są tak rozdzielone, że nie wiadomo, kto ma brać odpowiedzialność.
Widać to na przykładzie spółek węglowych – praktycznie rzecz biorąc powinien za nie odpowiadać minister Skarbu Państwa, a tymczasem jest to w kompetencjach ministra gospodarki. Efekt jest taki, że ani jeden, ani drugi do końca się tym nie zajmuje i polskie górnictwo jest w stanie opłakanym, więc to na pewno trzeba uporządkować. Inne zmiany zależą od kierunku, w którym pójdzie dyskusja programowa. Będziemy dążyli do tego, żeby ograniczać zbędną administrację, a nie ją rozbudowywać, bo wzrost liczby urzędników w czasie rządów PO–PSL był zupełnie nieuzasadniony. W administracji nacisk trzeba położyć na sprawność.