Adam Szymczyk: Powtórka z Hillary Clinton. Demokraci mentalnie wciąż tkwią w 2016 r.

Opadający kurz wyborczej kampanii i wciąż spływające wyniki odsłaniają skalę porażki Partii Demokratycznej. Poza urzędem prezydenckim utraci ona większość w Senacie, a także (najprawdopodobniej) pozostanie w opozycji w Izbie Reprezentantów. Wydaje się, że przyczyną kiepskiego wyniku jest powtórzenie błędów sprzed 8 lat.

Publikacja: 10.11.2024 12:21

Kamala Harris i Hillary Clinton przegrały w wyborach prezydenckich z Donaldem Trumpem

Kamala Harris i Hillary Clinton przegrały w wyborach prezydenckich z Donaldem Trumpem

Foto: REUTERS/Dustin Chambers, REUTERS/Octavio Jones

Czerwona fala - tak w amerykańskiej politologii zwykło się opisywać dużą zwyżkę mandatów dla kandydatów republikańskich nad ich demokratycznymi oponentami. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że z tym zjawiskiem mieliśmy do czynienia właśnie w tych wyborach. Najbardziej było to widoczne w odniesieniu do jednoznacznej dominacji Trumpa w stanach wahadłowych - dość powiedzieć, że były (i przyszły) prezydent USA wygrał bądź prowadzi we wszystkich z siedmiu swing states, w tym również w tych, które według sondaży miały raczej przypaść Kamali Harris. Bez wątpienia odzyskanie prezydentury jest najbardziej efektownym sukcesem GOP, ale warto przypomnieć, że po czteroletniej przerwie republikanie znów będą mieć większość w Senacie oraz są na dobrej drodze do utrzymania Izby Reprezentantów.

Czytaj więcej

To już pewne. Donald Trump wygrał we wszystkich kluczowych stanach

Kamala Harris to Hillary Clinton 2.0

Wydaje się, że zwycięstwo republikanów spowodowane jest przede wszystkim niefortunnymi decyzjami samych demokratów, a nie skutecznością kampanii zwycięzców tych wyborów. Znaczenie miały tu zapewne frustracja związana z czterema latami rządów administracji Joe Bidena, nadmierne granie negatywnym wizerunkiem Trumpa, ale również kreacja samej kandydatki na prezydenta. Zauważmy, że Kamala Harris A.D. 2024 nie różniła się zbytnio pod względem wizerunkowym od Hillary Clinton A.D. 2016. Obie są przedstawicielkami wielkomiejskiej elity. Obie starały się pokazać jako te bardziej kompetentne od ich rywala. Obie zyskały też szerokie poparcie przedstawicieli świata show-biznesu. Słowem - robiły wszystko, aby pokazać się jako osoby, które wydają się nie zdawać sobie sprawy z problemów dotykających przeciętnych Amerykanów z Midwestu. Idealnie wpasowały się w oskarżenia Trumpa o ich przynależności do waszyngtońskiego „bagna”.

Równolegle czas w opozycji demokraci powinni przeznaczyć na konstruktywne rozliczanie republikańskiej administracji

Nie ma zatem zaskoczenia w tym, że wyborcy pokazali obu kandydatkom czerwoną kartkę. Sztabowcy demokratów być może zapomnieli, że do wygrania wyborów nie wystarczy mówienie do już przekonanych i mobilizacja swoich, ale trzeba także mieć propozycje do wyborców niezależnych oraz dla zwolenników drugiej strony. Fakt, że Harris nie wzbraniała się przed nazywaniem swojego rywala „faszystą”, a Biden określił wyborców republikanów „śmieciami”. Owszem, również z ust samego Trumpa padały podobne stwierdzenie dotyczące śmietanki Partii Demokratycznej, ale akurat jego retoryka nikogo nie dziwi (choć bynajmniej go to nie usprawiedliwia). Dziwi natomiast, że politycy teoretycznie wyrażający głos części społeczeństwa uważającej się za „lepszą” wpadają w te same koleiny.

Czytaj więcej

Dlaczego Trump wygrał? Ekspert tłumaczy. „Odpowiedź mieliśmy przed nosem”

Demokraci mają szansę odzyskać swoich wyborców

Demokratów czeka jeszcze wiele przemyśleń na temat tego co jeszcze zawiodło - zbytnie skupienie się na agendzie ideologicznej, pominięcie kwestii gospodarczych, a może zbyt rozwodniony przekaz? Do jakichkolwiek wniosków by nie doszli faktem jest, że mają oni teraz kilka lat na wymyślenie się na nowo. Niezależnie od tego, jaką drogę w ostateczności wybiorą pewne jest, że pozostanie na dalszym kursie konsensusu zmierzającego do zadowolenia wszystkich wewnątrzpartyjnych nurtów nie przyniesie sukcesu. Brak wyrazistości Kamali Harris mógł sprawiać, że wypadała ona mniej przekonująco w porównaniu z elektryzującym stylem kampanii Trumpa. Odejście od umownej linii wyznaczonej swego czasu przez Bidena może się okazać bardziej opłacalne od uporczywej próby godzenia postulatów wyrazistej lewicy z programem tradycyjnego centrum.

Czytaj więcej

Amerykanista: Stawiam tezę, że wyborcy Trumpa bronili demokracji

Równolegle czas w opozycji demokraci powinni przeznaczyć na konstruktywne rozliczanie republikańskiej administracji. Kluczem do przemiany będzie jednak zmiana języka i sformułowanie przekonującej oferty w stosunku do niższych warstw społecznych. Ich pierwotny elektorat – wyborcy Trumpa ze zdezindustrializowanych stanów Pasa Rdzy – są do odzyskania, jednak konieczne będzie wskazanie im konkretnych rozwiązań, które mogłyby polepszyć ich sytuację, a nie obrażanie ich ze względu na ich polityczne wybory.

Czerwona fala - tak w amerykańskiej politologii zwykło się opisywać dużą zwyżkę mandatów dla kandydatów republikańskich nad ich demokratycznymi oponentami. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że z tym zjawiskiem mieliśmy do czynienia właśnie w tych wyborach. Najbardziej było to widoczne w odniesieniu do jednoznacznej dominacji Trumpa w stanach wahadłowych - dość powiedzieć, że były (i przyszły) prezydent USA wygrał bądź prowadzi we wszystkich z siedmiu swing states, w tym również w tych, które według sondaży miały raczej przypaść Kamali Harris. Bez wątpienia odzyskanie prezydentury jest najbardziej efektownym sukcesem GOP, ale warto przypomnieć, że po czteroletniej przerwie republikanie znów będą mieć większość w Senacie oraz są na dobrej drodze do utrzymania Izby Reprezentantów.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki