Przemysław Prekiel proponuje, by w nowej telewizji publicznej, aby służyła całemu społeczeństwu, znalazło się miejsce dla dwóch Tomaszów: Lisa i Sakiewicza. Argumentuje, że nie warto walczyć o obiektywizm, gdyż nic takiego praktycznie już nie występuje, a ponadto nie chcą tego widzowie: „lubimy po prostu oglądać, słuchać i czytać to z czym się utożsamiamy”.
TVP nie jest od zaspokajania prostych potrzeb
Przemysław Prekiel myli się na wszystkich frontach. Po pierwsze od zaspokajania prostych potrzeb i dostosowywania jakości programów do gustów widzów są telewizje komercyjne. One z tego żyją i media publiczne nie powinny z nimi konkurować w poszukiwaniu najniższego wspólnego mianownika, lecz powinny dbać o podnoszenie poziomu tak, by nie gubić widzów, czyli, by użyć frazy herbertowskiej, poprzez „delikatne popychanie wagi”.
Czytaj więcej
TVP od lat była łupem wojennym dla zwycięskiej partii i nie ma co ukrywać, że wszystkie ugrupowania starały się wywierać wpływ na publiczną telewizję i radio. Jednak PiS doprowadził to do perfekcji, robiąc z mediów maszynkę do nakręcania społeczeństwa przeciwko opozycji.
Po drugie Przemysław Prekiel myli obiektywizm z uczciwością. Oraz istnienie obiektywizmu z dążeniem do obiektywizmu. W Polsce jest dostatecznie dużo uczciwych dziennikarzy, którzy nie ukrywając swoich poglądów, równocześnie ciekawi są prawdy. Innymi słowy nie są propagandystami, jak Tomasz Lis i Tomasz Sakowicz, wyznawcami jedynie słusznej linii wyznaczanej przez chwilowy kaprys uwielbianego lidera, nie są hejterami, którzy gotowi są nazwać kogoś, kto nie podporządkowuje się popieranej przez nich linii „Kałownią” albo obcym agentem.
Politycy mogą mieć zwolenników, ale nie mogą mieć wyznawców
Dla obu w żadnych porządnych mediach publicznych nie powinno być miejsca, gdyż obaj świetnie by się odnaleźli we Włoszech lat 30-tych jako piewcy Duce, choć każdy ma swojego i zupełnie innego. Dla wielu ludzi, w tym dla mnie, bezwarunkowe uwielbienie hejtera takiego jak Tomasz Lis jest lampką ostrzegawczą. Mazowiecki, Buzek, Kosiniak-Kamysz mieli i mają zwolenników, ale nie mieli i nie mają wyznawców. A posiadanie wyznawców niestety działa na polityków jak łyżka szaleju.