Oficjalna narracja partyjna, powtarzana zresztą przez większość komentatorów, brzmi następująco: prawybory były wspaniałym pomysłem, bo pokazały wszystkim, jak demokratyczną partią jest PO. Przez pewien czas zogniskowały też uwagę opinii publicznej na tej formacji, a nie na jej konkurentach, o problemach z rządzeniem nie wspominając. Ta druga część uzasadnienia jest zresztą prawdziwa – rzeczywiście, na ponad dwa tygodnie Platformie udało się skupić na sobie zainteresowanie mediów. I tyle byłoby zysków. A straty?
Dlaczego prawybory szkodzą Koalicji Obywatelskiej
Po pierwsze, dotyczą one całej formacji. Rywalizacja między Rafałem Trzaskowskim a Radosławem Sikorskim podzieliła Koalicję Obywatelską. Co prawda była ona prowadzona w białych rękawiczkach, ale były to rękawice bokserskie. Obaj politycy deklarowali dżentelmeńskie starcie (i słowa dotrzymali), ale nie szczędzili sobie złośliwości i uszczypliwości. Podobnie jak ich zwolennicy. Te „mikrourazy” pozostaną – nawet jeśli wszyscy dziarsko zapewniają, że tak nie będzie.
Czytaj więcej
Najnowszy sondaż „prezydencki” rozgrzewa emocje w Koalicji Obywatelskiej. Dla Rafała Trzaskowskiego i Radosława Sikorskiego to ostatnie dni przed planowanym na piątek głosowaniem. Kto zostanie kandydatem KO w wyborach prezydenckich?
Trudno bowiem sobie wyobrazić, że zwolennicy ministra spraw zagranicznych naprawdę ochoczo rzucą się już za kilka tygodni w wir kampanii wyborczej Trzaskowskiego. Jeszcze trudniej byłoby sobie wyobrazić współpracowników obecnego prezydenta Warszawy aktywnie włączających się w prace sztabu Sikorskiego. Z tego wynika, że PO wychodzi z prawyborów osłabiona, bo nieco podzielona. Czy skutkować to może ostateczną przegraną jej kandydata? Mało prawdopodobne, ale na pewno kilka ostatnich tygodni nie scementowało całej formacji.
Prawybory osłabiły Donalda Tuska
Ale prawybory osłabiły także samego Donalda Tuska, bo zamiast wystąpić w roli kingmakera, czyli tego, który wskazał przyszłego prezydenta państwa, zamienił się w organizatora rywalizacji między Trzaskowskim a Sikorskim. I mam wrażenie, że ten pierwszy mu tego nie zapomni. Bo zamiast uroczystej intronizacji zafundowano mu nieco upokarzający konkurs, w którym musiał udowodnić, że jest lepszy od konkurenta. To raczej nie wzmocni jego ciepłych uczuć wobec szefa partii. Przeciwnie, może być przyczyną zalegania pewnego afektu i chęci większego usamodzielnienia się po maju przyszłego roku.