Istnieją cztery podstawowe modele kapitalizmu: anglosaski, reński, azjatycki oraz skandynawski, zwany czasem także nordyckim. Nie ma tutaj miejsca, aby charakteryzować je dokładnie. Wystarczy, jeśli porównamy ze sobą dwa: anglosaski oraz skandynawski. A to dlatego, że pierwszemu hołdujemy do dziś, a drugi wart byłby wdrożenia. Model anglosaski upowszechnił się u nas za sprawą pewnego splotu okoliczności. Był dominujący i tryumfujący na początku naszej transformacji, a związana z nim ideologia neoliberalna była hegemoniczna w świecie Zachodu.
Imponujące ożywienie gospodarek anglosaskich po wdrożeniu reform prorynkowych przez Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, połączone z odkryciem uroków ideowego źródła ich postępowania – ekonomicznych doktryn noblistów Fryderyka Augusta von Hayeka (to jego kazała czytać członkom swego gabinetu pani Thatcher) oraz Miltona Friedmana, jak i całej tzw. szkoły chicagowskiej w ekonomii, której był on reprezentantem, spowodowało, że w powszechnym odbiorze wydawało się, iż ekonomiczny Święty Graal został odkryty. Pojawiła się atmosfera bezalternatywności.
Koniec wszystkiego
Na jej fali Francis Fukuyama wieszczył koniec historii, a wielu innym wydawało się, że prześladujące świat Zachodu kryzysy ekonomiczne to już przeszłość. Tryumf neoliberalnej ideologii spod znaku bezgranicznej ufności w wolny rynek jako nieomal doskonałego regulatora nie tylko wszelkich stosunków ekonomicznych, ale szerzej – wszelkich stosunków społecznych wydawał się całkowity. Rozwiązania skrajnie wolnorynkowe najwcześniej przećwiczone w Chile po obaleniu Salvadora Allende (1973) wydawały się lekiem na całe zło.
Czytaj więcej
Powinniśmy bać się totalitaryzmu. Doświadczenia historyczne aż za bardzo przekonują nas, że jest...
Na urok neoliberalizmu – doktryny głoszącej konieczność zdjęcia regulacji państwowych z wolnego rynku, uwolnienia potencjału kapitalizmu krępowanego jakoby przez otoczenie polityczne (postulatem była gospodarka wolna od wpływów polityki, tak jak gdyby kiedykolwiek taka gospodarka istniała), domagającej się obniżenia podatków, rygoryzmu budżetowego i polityki zaciskania pasa (tzw. austerity), akceptacji społecznych nierówności, ograniczenia czy wręcz likwidacji tzw. państwa socjalnego, powszechnej prywatyzacji oraz zgody na objęcie wolnorynkowym władaniem jak największej części życia ludzkiego (to w tym czasie powstały np. sławne analizy małżeństwa jako kontraktu ekonomicznego, czy władzy politycznej jako de facto sfery wyborów tożsamych z wolnorynkowymi) – nie pozostały obojętne nawet dla państw skandynawskich, Niemiec czy Francji. Krajów, które przez dziesięciolecia pozostawały wierne ideałom tzw. zorganizowanego kapitalizmu, czyli systemu, w którym rynek był ściśle regulowany przez państwo, a gospodarka podlegała prymatowi wyborów politycznych.