Artur Bartkiewicz: Dlaczego Jarosław Kaczyński nie mógł zgodzić się na udział w debacie w TVP?

- Mam ochotę krzyknąć: Jarek, gdzie jesteś, gdzie się chowasz? - kpił w czasie spotkania z wyborcami w Przemyślu Donald Tusk. Ale nawet konieczność wysłuchiwania takich kpin jest z perspektywy PiS i Jarosława Kaczyńskiego lepsza niż udział w debacie, która odbędzie się w TVP.

Aktualizacja: 09.10.2023 06:07 Publikacja: 08.10.2023 15:23

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

O ile bowiem Donald Tusk - o czym pisał w komentarzu redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota - na debacie w TVP może w zasadzie tylko zyskać, o tyle Jarosław Kaczyński na udziale w tej samej debacie mógłby właściwie tylko stracić. I to pomimo tego, że debatowałby "u siebie", czyli w kontrolowanej w pełni przez PiS z TVP, a sędzia tego pojedynku, Michał Rachoń, odgwizdywałby wszystkie rzeczywiste i wydumane faule Donalda Tuska odwracając jednocześnie wzrok, gdy po kostkach kopałby Jarosław Kaczyński. Nawet jednak w tak cieplarnianych warunkach Kaczyński mógłby w tym starciu co najwyżej wyjść "na zero", ale znacznie bardziej prawdopodobne jest, że i on sam, i PiS ponieśliby straty.

Debata wyborcza w TVP: O co będzie toczyć się gra?

Dlaczego? Po pierwsze należy ustalić o co tak naprawdę toczy się w czasie debaty gra. Naiwnym byłoby sądzić, że w ciągu 60 minut którykolwiek z uczestników debaty przekona żelazny elektorat drugiej strony, a nawet wyborców mniej zaangażowanych, ale mających już jasno określone sympatie partyjne, do zmiany ich o 180 stopni. Nawet gdyby Donald Tusk w ciągu 7 minut 30 sekund, jakie będzie miał na antenie TVP, przemawiał jak Katon i Cyceron razem wzięci, nie przekona wyborcy PiS, że nie jest zdrajcą, który chce sprzedać Polskę Niemcom, Rosji, Unii Europejskiej i Bóg wie komu jeszcze, otwierając polskie granice dla imigrantów i podnosząc wiek emerytalny do co najmniej 120 lat. Za długo wyborca PiS o tym wszystkim słuchał, by teraz miał zanegować wszystko w co wierzy w ciągu 7 minut. Owszem, być może doceni retoryczne umiejętności Tuska, ale będzie temu towarzyszyła refleksja: "a to podstępna żmija! Pięknie mówi, a potem wyśle nas na szparagi do Niemców". Podobnie działa to w drugą stronę - nie ma szans, by ani Jarosław Kaczyński, ani Mateusz Morawiecki, ani jakikolwiek inny polityk PiS-u przekonał zadeklarowanego wyborcę opozycji, że PiS nie jest formacją chcącą wprowadzić w Polsce - w najlepszym wypadku - autorytaryzm, wyprowadzić nas z Unii Europejskiej i uczynić z kraju rekonstrukcję PRL-u z nowym I sekretarzem i nową przewodnią siłą narodu. Te dwa światy dzieli tak dużo, że trzeba będzie lat, aby powstały między nimi mosty. A debata będzie trwała nie lata, lecz 60 minut.

Czytaj więcej

Donald Tusk w debacie w TVP może wygrać poczwórnie

Jest jednak kluczowa - jak się wydaje - dla wyniku wyborów grupa wyborców niezdecydowanych. Sondaże pokazują, że nie jest ona wielka (w jednym z ostatnich było to zaledwie 5 proc. wyborców), ale przy niewielkiej różnicy między PiS-em a KO i, szerzej, między PiS-em a trzema opozycyjnymi partiami - ta właśnie grupa może okazać się kluczowa. I to właśnie przez wzgląd na tę grupę, której wielu przedstawicieli zapewne skorzysta z szansy, by obejrzeć jedyną w kampanii debatę między liderami wszystkich partii (choć TVP, przesuwając godzinę debaty na 18:30 dba, aby to utrudnić), dla PiS-u lepiej jest, aby Jarosława Kaczyńskiego tam nie było.

W czasie słynnej debaty z 2007 roku z równowagi Kaczyńskiego wyprowadziło nawet to, że Donald Tusk mówił do niego "Jarku"

Dlaczego Jarosław Kaczyński wypadłby źle w debacie z Donaldem Tuskiem?

Kaczyński - przy swoich niewątpliwych politycznych talentach, które pozwoliły mu stać się jednym z najważniejszych polskich polityków w dotychczasowej historii III RP - wypada bardzo źle w sytuacjach, w których musi konfrontować się z przeciwnikami politycznymi w bezpośrednim starciu. Prezes PiS, który zbudował najbardziej chyba wodzowską partię w III RP (PO Tuska też taka jest, ale to ugrupowanie ma za sobą przynajmniej całkiem długi epizod, gdy Tusk na jej czele nie stał - i zdołała to przetrwać, choć mocno poobijana) dobrze czuje się, gdy może wygłaszać długie, dygresyjne, nieprzerywane niczym monologi. Stąd np. inny charakter spotkań Kaczyńskiego i Tuska z wyborcami - Kaczyński wygłasza przemówienia i ewentualnie odpowiada na pytania odczytywane z kartki (tylko bardzo naiwni mogą wierzyć, że wcześniej tych pytań nie zna), Tusk z kolei konfrontuje się z wyborcami, czasem również z wyborcami PiS-u, którzy pojawiają się na jego spotkaniach - i potrafi przy tym zachować spokój. To właśnie z tym ostatnim Kaczyński ma największy problem - wszyscy pamiętają jak krzyczał z mównicy sejmowej do posłów opozycji, że "zamordowali mu brata i są kanaliami" czy mówił o "błyskawicach esesmańskich" mając na myśli symbol Strajku Kobiet. Ba, w czasie słynnej debaty z 2007 roku z równowagi Kaczyńskiego wyprowadziło nawet to, że Donald Tusk mówił do niego "Jarku" (Kaczyński próbował wtedy niezręcznie zdrobnić imię swojego politycznego rywala zastanawiając się czy powinno brzmieć "Donaldku" czy "Donaldusiu", co wypadło bardzo niezręcznie).

Czytaj więcej

Michał Płociński: Brak Jarosława Kaczyńskiego na debacie w TVP będzie odebrany jako strach. Bo ludzie nie są głupi

I właśnie owe wybuchy niezadowolenia Kaczyńskiego z przebiegu debaty byłyby największym zagrożeniem dla PiS. Bo nie tylko Donald Tusk, ale i zapewne mocno antyklerykalna Joanna Scheuring-Wielgus, byliby w stanie wyprowadzić Kaczyńskiego z równowagi nawet pomimo tego, że w czasie debaty kandydaci nie będą mogli zadawać sobie pytań. Mogłoby wystarczyć jakieś "Jarku" w wypowiedzi Tuska, czy obciążenie przez Scheuring-Wielgus Kaczyńskiego odpowiedzialnością za skandale pedofilskie w Kościele, tudzież śmierć kobiet w szpitalach położniczych, by Kaczyński stracił panowanie nad emocjami - co na tle dobrze radzącego sobie w takich sytuacjach Donalda Tuska dałoby polityczne punkty u niezdecydowanych temu ostatniemu. Krzyczący Kaczyński i uśmiechnięty Donald Tusk - takiego obrazka niewątpliwie sztabowcy PiS chcieli za wszelką cenę uniknąć.

Drugim problemem dla Kaczyńskiego byłyby niewątpliwie ramy debaty. Kaczyński mógłby mieć problem z odpowiedzią na pytanie w ciągu minuty, ponieważ jest mówcą, jak już pisałem wcześniej, dygresyjnym, lubiącym zdania złożone i często odchodzącym od głównej myśli, co w formule odpowiedzi muszącej się zmieścić w 60 sekundach (nawet gdyby organizatorzy debaty sprawili, że 60 sekund prezesa byłoby równe 90 sekundom zwykłego śmiertelnika) mogłoby doprowadzić do tego, że wypowiedzi Kaczyńskiego byłyby po prostu niezrozumiałe, albo - co gorsza - pojawiłyby się w nich niedopowiedzenia, które można byłoby interpretować na jego niekorzyść.

Innymi słowy Kaczyński uczestnicząc w debacie znalazłby się w sytuacji, w której - odwołując się do jego własnych słów po kampanii prezydenckiej z 2010 roku - "cnotę by stracił, a rubelka nie zarobił". A to jest mało komfortowa sytuacja zawsze i dla każdego.

O ile bowiem Donald Tusk - o czym pisał w komentarzu redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota - na debacie w TVP może w zasadzie tylko zyskać, o tyle Jarosław Kaczyński na udziale w tej samej debacie mógłby właściwie tylko stracić. I to pomimo tego, że debatowałby "u siebie", czyli w kontrolowanej w pełni przez PiS z TVP, a sędzia tego pojedynku, Michał Rachoń, odgwizdywałby wszystkie rzeczywiste i wydumane faule Donalda Tuska odwracając jednocześnie wzrok, gdy po kostkach kopałby Jarosław Kaczyński. Nawet jednak w tak cieplarnianych warunkach Kaczyński mógłby w tym starciu co najwyżej wyjść "na zero", ale znacznie bardziej prawdopodobne jest, że i on sam, i PiS ponieśliby straty.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki