Reklama
Rozwiń

Bez ostentacji. Wspomnienie prof. Władysława Findeisena.

Oszczędny w słowach, precyzyjny w sądach, autorytet – wspomnienie zmarłego prof. Władysława Findeisena.

Publikacja: 10.03.2023 03:00

prof. Władysław Findeisen 1926–2023

prof. Władysław Findeisen 1926–2023

Foto: Andrzej Hrechorowicz/pap

Należał do grona najwybitniejszych przedstawicieli pokolenia wychowanego w II RP, które złożyło ofiarę krwi podczas II wojny światowej, walcząc o wolną Polskę. Był żołnierzem AK i uczestnikiem powstania warszawskiego, w którym polegli jego starszy brat i dwaj kuzyni. Gdy okazało się, że pomimo wielkiej ofiary krwi złożonej przez jego pokolenie po wojnie Polska nie odzyskała suwerenności i narzucono jej komunistyczną dyktaturę, wybrał drogę pracy naukowej, nigdy nie wstępując nie tylko do partii, ale także do fasadowych struktur, pośrednio uwiarygodniających jej władzę. Został uczonym o znacznym dorobku w dziedzinie automatyki i systemów sterujących. Uzyskał profesurę.

Możliwość służenia Polsce nie tylko jako uczony i dydaktyk, ale także jako rektor wyższej uczelni, jeden z liderów kształtującego się społeczeństwa obywatelskiego, wreszcie senator RP, zyskał dzięki zrywowi Polaków w sierpniu 1980 r. i powstaniu Solidarności, do której przystąpił i związał z nią swe nadzieje na odzyskanie przez nasz kraj wolności. W kwietniu 1981 r. został rektorem Politechniki Warszawskiej, w pierwszych po wojnie demokratycznych wyborach na to stanowisko. Obok prof. Henryka Samsonowicza, rektora UW, stał się w stolicy człowiekiem instytucją, którego autorytet daleko wykraczał poza środowisko akademickie. Ten autorytet utrzymał w stanie wojennym, uzyskując ponowny wybór na stanowisko rektora PW w 1984 r. pomimo sprzeciwów i przeciwdziałania ze strony PZPR. Ówczesny stan prawny pozwolił jednak władzom na odwołanie go ze stanowiska już rok później.

Poznałem go w latach 80.: zasiadaliśmy w Prymasowskiej Radzie Społecznej, której prof. Findeisen został przewodniczącym, a następnie współpracowaliśmy w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie. Siedzieliśmy obok siebie w trakcie obrad Okrągłego Stołu (którym profesor współprzewodniczył) i wspieraliśmy premiera Tadeusza Mazowieckiego (on jako senator OKP, ja jako członek rządu).

Jeśli dziś zabieram głos, to dlatego, że w tamtym przełomowym czasie nawiązała się pomiędzy nami więź, która trwała do śmierci Profesora. On darzył mnie sympatią, a chyba także przyjaźnią. Ja bardzo go szanowałem, podziwiałem umysł i cechy charakteru. Oszczędny w słowach, precyzyjny w sądach, prowadzący obrady z wielką kulturą osobistą, zdążał do jasnych konkluzji. Był człowiekiem głębokiej wiary, ale nie na pokaz i bez ostentacji. Był państwowcem i demokratą. Patriotą, który wiedział, że miarą patriotyzmu nie są słowa, ale odpowiedzialne czyny. Nie lubił skrajności, odrzucał demagogię. Zapewne dlatego jako polityk najbliższy był mu Mazowiecki i to z poparciem jego partii, Unii Demokratycznej, dwukrotnie ubiegał się o mandat senatorski w 1991 i 1993 r.

Był człowiekiem bardzo skromnym i powściągliwym w okazywaniu uczuć. Nigdy nie słyszałem, aby opowiadał o swojej pięknej karcie udziału w powstaniu.

Rzeczpospolita i Kościół doceniły jego zasługi. Został kawalerem Orderu Orła Białego i papieskiego Orderu Grzegorza Wielkiego.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Ucieczka Romanowskiego to początek problemów PiS
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Magdeburg. Nowy rozdział historii terroru
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Andrzej Duda pasuje do MKOl
Publicystyka
Kryzys polityczny wokół ministra Wieczorka zatacza coraz szersze kręgi
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Publicystyka
Jan Zielonka: Co przyniesie następny rok?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku