Wołodymyr Zełenski zawiesił w obowiązkach szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Iwana Bakanowa i Irynę Wenedyktową, która od 2020 r. stoi na czele Prokuratury Generalnej. Wygląda na to, że nie poradzili sobie z serią pomyłek i zdrad w swoich resortach. Od wybuchu wojny wytoczono ponad 650 spraw karnych dotyczących zdrady stanu i kolaboracji. Taką liczbę podał sam Zełenski. Tylko na terenach okupowanych przez Rosjan – jak mówił – pozostało ponad 60 prokuratorów i funkcjonariuszy SBU, którzy teraz pracują dla Kremla.
Kroplą, która przelała czarę goryczy, było zapewne niedawne zatrzymanie Oleha Kulinicza, byłego szefa SBU na Krymie oraz bliskiego współpracownika Bakanowa. Miał przekazywać tajne informacje Rosjanom. Za granicę uciekł z kolei były generał SBU Andrij Naumow, który do lipca 2021 r. odpowiadał za wydział bezpieczeństwa wewnętrznego. Na początku czerwca został aresztowany w Serbii na granicy z Macedonią Północną pod zarzutem przemytu pieniędzy. W Kijowie zarzucono mu zdradę.
Czytaj więcej
Przez szpiegów w szeregach służb i prokuratury prezydent Załenski musiał odsunąć bliskich współpracowników.
Zawieszenie Bakanowa nie jest łatwą decyzją dla Zełenskiego. Są przyjaciółmi, znają się z czasów szkolnych. Przed pracą w SBU Bakanow nigdy nie był związany ze służbami, stał na czele należącej do Zełenskiego wytwórni filmowej Kwartał 95. Ale był jednym z najbardziej zaufanych ludzi nowego prezydenta.
Tę nominację krytykowano od samego początku. Krytycy zarzucali, że na czele instytucji odpowiadającej za bezpieczeństwo całego kraju powinien stać ktoś mający jakiekolwiek doświadczenie w branży. Obóz rządzący odpierał, że ludzie „spoza dawnego układu” oczyszczą służby i wytępią korupcję. Taki eksperyment.