Po przedstawieniu, jak wygląda demokracja w akcji na Węgrzech i w Polsce, przyszedł czas na Unię Europejską. W Brukseli sprawy mają się zdecydowanie inaczej. Nie dosięgają tam zapędy dyktatorskie ani nie liczą się. W Brukseli myśli się (i działa!) przede wszystkim o naszym dobru. I świetlanej europejskiej przyszłości. Z takim tylko szczegółem, że wspaniałomyślni eurokraci wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre niż my sami, dlatego nie chcą niepokoić nas przesadną wiedzą czy wpływem na temat ich zmierzających do dobra działań. Tydzień temu szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso powiedział, że za kilka lat Unia Europejska będzie federacją. Dziś dobrotliwie skomentował to Jerzy Buzek, który na antenie Polsat News powiedział:

Przed wyborami parlamentarnymi europejskimi będzie jeszcze parę takich decyzji. Wiele z nich już podjęto, one nie są jeszcze przedmiotem takiej wielkiej, publicznej dyskusji. Bo proszę pamiętać, że sprawa unii bankowej czy unii fiskalnej, tej związanej z budżetami, już jest w dużym stopniu zaawansowana, a jeszcze nie wszystko jest dyskutowane tak bardzo publicznie

Widzicie, to wcale nie jest tak, że europejscy liderzy chcą coś ukryć. Owszem, podyskutujemy sobie. Tylko że będzie już za późno, żeby to zmienić. Co zresztą jest zgodne z tym, co w 1999 roku powiedział tygodnikowi "Der Spiegel" jeden z czołowych i najbardziej wpływowych postaci w Unii premier Luksemburga (i były szef Eurogrupy) Jean Claude Juncker:

Decydujemy o czymś i czekamy jakiś czas patrząc, czy coś się zdarzy. Jeśli nie ma żadnego wielkiego sprzeciwu i powstania - ponieważ większość ludzi nie ma pojęcia, co tak naprawdę dana decyzja oznacza - po prostu idziemy dalej. Krok po kroku. Dopóki nie ma już [od niej] powrotu".

Trudno odmówić konsekwencji.