Niemiecka Prokuratura Generalna, po blisko dwuletnim śledztwie wydała europejski nakaz aresztowania wobec Wołodymyra Ż., ukraińskiego nurka, który miał brać udział w wysadzeniu gazociągu Nord Stream, i 21 czerwca skierowała go polskiej prokuratury. Trzy dni później wniosek ENA został zarejestrowany w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, a 6 lipca rano Wołodymyr Ż. wyjechał z Polski przez granicę z Ukrainą. Przez dwa tygodnie polskie służby nie podjęły decyzji o jego zatrzymaniu – w tym czasie rozpracowywano go tylko operacyjnie - ustaliła „Rzeczpospolita”. Dlaczego?
Śledztwo ws. wysadzenia Nord Stream: Polscy prokuratorzy się nie spieszyli
Według niemieckich śledczych to Wołodymyr Ż. – 44-letni nurek z Ukrainy – wraz z dwójką ukraińskich instruktorów nurkowania z Kijowa dokonali jesienią 2022 r. ataków na rurociąg Nord Stream. Mieli wypłynąć na początku września z portu Hoe Dühne w Rostocku na jachcie Andromeda wynajętym przez spółkę Feeria Lvova, zarejestrowaną w Warszawie. Grupa miała udawać turystów.
Czytaj więcej
Niemcy wydały europejski nakaz aresztowania ukraińskiego instruktora nurkowania. Mężczyzna rzekomo był członkiem zespołu, który wysadził gazociągi Nord Stream.
Kulisy niemieckiego śledztwa ujawniły w ubiegłym tygodniu tamtejsze media: „Süddeutsche Zeitung”, „Die Zeit” i „ARD”.
Ostatnim miejscem zamieszkania Wołodymyra Ż. był Pruszków pod Warszawą – dlatego wniosek o jego zatrzymanie, a w konsekwencji o ekstradycję do Niemiec, skierowano do Polski. Ż. zdążył jednak wyjechać w najprostszy możliwy sposób – przez granicę polsko-ukraińską.