Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita" w Głównym Inspektoracie Weterynarii (GIW), mięso i produkty drobiowe pozyskane z uboju rytualnego to nawet 855 tys. ton wysłanych do UE oraz na rynki trzecie w 2019 r. Większość, bo 824,9 tys. ton, zostaje na rynku wspólnym, a 30,8 tys. ton trafia na rynki trzecie. Choć GIW zaznacza, że rynek UE pokazany w tych danych obejmuje też Polskę, to jednak producenci mięsa halal i koszer mówią zgodnie, że do polskich konsumentów trafiają znikome ilości. – Na rynek krajowy mięsa z systemów religijnych niemal nie wprowadzamy – potwierdza Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa, która skupia 70 proc. polskich producentów drobiu. Dlatego można szacować, że są to dane eksportowe.
I jeśli weźmiemy pod uwagę, że w 2019 r. Polska, największy producent drobiu w UE, wysłała w świat 1,4 mln ton mięsa drobiowego, to te 855 tys. ton z uboju rytualnego stanowi nawet 58 proc. eksportu. – Żałujemy, że nikt nas nie zapytał o skutki gospodarcze tego projektu – mówi Dariusz Goszczyński.
Dla wołowiny eksport w ogóle jest kluczowym kierunkiem, bo wysyłamy w świat ponad 80 proc. produkcji – a 30 proc. tego eksportu zajmuje mięso halal i koszer. Chodzi o 114 tys. ton z eksportu sięgającego w ubiegłym roku 377 tys. ton. Tu rynki trzecie grają zdecydowanie większą rolę niż dla drobiu, ponad jedna piąta wołowiny z uboju rytualnego (21 proc.) trafia właśnie tam wobec niespełna 4 proc. drobiu.
Gorzkie skutki
– Urągający wszelkim zasadom jest okres 30 dni na zakończenie produkcji, to przyniesie gigantyczne konsekwencje dla branży, doprowadzi do upadku wielu firm – mówi Dariusz Goszczyński. Jeden z producentów drobiu komentuje złośliwie, że w miesiąc (tyle ma trwać vacatio legis od wejścia w życie ustawy do zakazania uboju rytualnego) może i można rozpocząć produkcję obiecywanych przez rząd samochodów elektrycznych, ale nie zmienić kierunek działalności firmy obecnej na rynku od 30 lat. Miesiąc nie pozwoli nawet na ograniczenie strat, ponieważ cykl produkcji w drobiu – od kupna piskląt do oddania ich do ubojni – to trzy miesiące, a w wypadku produkcji bydła mięsnego – nawet dwa lata.
Zakaz uboju rytualnego, a więc i zakaz eksportu tego mięsa spowoduje, że będzie go za dużo na polskim rynku, co mocno obniży ceny. – Jednak to, że Polska sama siebie ograniczy, nie znaczy, że wyznawcy islamu czy judaizmu przestaną jeść mięso, po prostu zamówienia zostaną przekierowane do Rumunii czy Ukrainy, a my zostaniemy ze zwierzętami – zauważa Goszczyński.