Marek Woch domagał się od spółki Gremi Media (wydawcy "Rzeczpospolitej") sprostowania informacji, 50 tys. zł na fundację społeczną oraz zakazu rozpowszechniania zawartego w tekście "Kto może kandydować" z 31 maja br. poglądu, że nie może on kandydować do Parlamentu Europejskiego. Chodziło o to, że jako zastępca rzecznika małych i średnich przedsiębiorców nie może wykonywać innych czynności, które mogą wywołać podejrzenie o stronniczość lub interesowność.
Czytaj więcej
Marek Woch, który przed rokiem stał się bohaterem publikacji zarzucających mu mobbing, jest teraz współpracownikiem Janusza Korwin-Mikkego i startuje w wyborach, choć prawo mu tego zabrania.
Co orzekł sąd w sprawie Marka Wocha
Sąd Okręgowy w osobie sędziego Radosława Olszewskiego oddalił te roszczenia. W pierwszej kolejności podzielił stanowisko Gremi Media, że materiał prasowy nie nosi cech agitacji wyborczej, w przeciwnym razie każdy materiał prasowy opublikowany w trakcie kampanii wyborczej można by uznać za agitację.
Przychylił się też do argumentacji, że stwierdzenie gazety, że prawo zabrania Markowi Wochowi kandydowania, było opinią ekspertów, a nie informacją o faktach. Autor artykułu Wiktor Ferfecki cytował Szymona Osowskiego, znanego działacza Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska — organizacji zabiegającej o przejrzystość życia publicznego, że choć w przepisach literalnie nie napisano, że zastępca rzecznika nie może startować w wyborach, nie wszystko jesteśmy w stanie uregulować. Jeśli ktoś otwarcie wspiera partię polityczną, nie można powiedzieć o nim, że jest bezstronny.
— Nie ma zaś wątpliwości, że to była też opinia — wskazywała "Rz".