Pismo z apelem o utworzenie nowej podspecjalizacji do ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wysłali specjaliści zajmujący się na co dzień takimi schorzeniami. W Polsce jest ich zaledwie kilkunastu, co sprawia, że w przeliczeniu na każdego przypada kilkadziesiąt tysięcy pacjentek.
Nawet co trzecia dorosła Polka ma problemy z nietrzymaniem moczu i innymi schorzeniami dna miednicy. Kłopoty te dotyczą co drugiej kobiety po 50. roku życia, co razem daje ok. miliona osób. Mimo że choroba potrafi całkowicie wyłączyć je z życia zawodowego i społecznego, brakuje specjalistów, którzy potrafią ją leczyć. W Polsce, jako jednym z nielicznych krajów rozwiniętych, nie ma bowiem podspecjalizacji z uroginekologii.
– Współczesna ginekologia dzieli się na cztery podspecjalizacje: perinatologię zajmującą się ciężarną i jej dzieckiem, endokrynologię rozrodu, skupiającą się na problemach niepłodności, ginekologię onkologiczną i właśnie uroginekologię, skupiającą się na schorzeniach dna miednicy – nie tylko na nietrzymaniu moczu, ale wypadaniu narządów – tłumaczy prof. Ewa Barcz, kierownik Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Miedzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie, autorka jednego z pierwszych polskich podręczników do uroginekologii. Dodaje, że leczenie schorzeń dna miednicy jest potraktowane marginalnie nawet w programie podstawowego szkolenia specjalizacyjnego ginekologów i położników. – Owszem, w ramach specjalizacji trzeba poznać kilka technik operacyjnych z zakresu chirurgii dna miednicy, ale ta nauka jest zwykle traktowana po macoszemu i przeciętny specjalista ginekologii nie potrafi ich wykonać. To sprawia, że chorych nie ma kto operować albo operowane są nieprawidowo. Najczęściej jednak pacjentka słyszy, że „taka jej uroda" albo że „w jej wieku po prostu tak już jest". Nic bardziej błędnego. Nieleczone schorzenia dna miednicy mogą prowadzić do groźnych powikłań, które będą kosztowały system ochrony zdrowia wiele milionów złotych – tłumaczy prof. Ewa Barcz.
W Polsce wciąż problemem pozostają niedoszacowane procedury, wyceniane wiele lat temu i nieuwzględniające nowych technik laparoskopowych oraz materiałów operacyjnych.
O utworzenie interdyscyplinarnej podspecjalizacji zajmującej się schorzeniami dna miednicy polscy specjaliści starają się od dziesięciu lat, gdy odbywały się pierwsze rozmowy na ten temat. Zależy im na tym, by nowe umiejętności mogli zdobywać ginekolodzy, urolodzy czy proktolodzy. W USA i Wielkiej Brytanii w tej dość młodej dziedzinie lekarze mogą specjalizować się już od dziesięciu lat. Czesi od pięciu, a Szwajcarzy od dwóch. Najbardziej jest ona rozwinięta w krajach skandynawskich. Szwedzi, którzy policzyli koszty powikłań nieleczonych schorzeń dna miednicy, uczą kobiety, jak za pomocą ćwiczeń zachować sprawność mięśni.