Młodzieżowe ośrodki wychowawcze muszą oddać nawet po kilka milionów złotych. Urzędy kontroli skarbowej kwestionują pobieranie subwencji na wychowanków, dla których zostało zarezerwowane miejsce w młodzieżowym ośrodku wychowawczym, ale których faktycznie nie ma w placówce, bo np. ich nie doprowadzono. W praktyce oznacza to, że środki, którymi dysponuje MOW, zależą od skuteczności policji.
– Część placówek może zniknąć z edukacyjnej mapy Polski – zauważył poseł Dariusz Piontkowski na środowym posiedzeniu sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.
To efekt niejasnych przepisów i rozbieżnych interpretacji. Jeszcze w 2012 r. MEN prezentował stanowisko, że subwencja należy się na wychowanka skierowanego, a nie doprowadzonego.
– Nasze interpretacje nie są wykładnią prawa, zastrzeżoną dla sądów – tłumaczył Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji.
Sprawa dotyczy 71 publicznych i 23 niepublicznych ośrodków przeznaczonych dla młodzieży niedostosowanej społecznie, wymagającej specjalnej organizacji nauki, wychowania i resocjalizacji.