To pierwsza podróż zagraniczna Kamali Harris w roli wiceprezydenta. Prezydent Joe Biden powierzył jej zadanie zapanowania nad wymykającą się spod kontroli falą nielegalnej imigracji do Stanów Zjednoczonych. To problem, który znacznie się nasilił, gdy rządy objęła administracja Bidena – przyjaźniej nastawiona do imigrantów niż poprzednia administracja. Donald Trump wygrał wybory w 2016 r. na fali antyimigracyjnych nastrojów, potem skutecznie realizował taką politykę, ograniczając zarówno nielegalną, jak i legalną imigrację.
Po zmianie warty w Białym Domu do USA zaczęły ściągać tysiące migrantów z Ameryki Środkowej, co spowodowało kryzys na granicy z Meksykiem. W kwietniu liczba migrantów, zatrzymanych przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy, była dziesięć razy wyższa niż rok wcześniej.
Większość dorosłych jest zawracana na granicy, bo administracja Bidena kontynuuje politykę swojego poprzednika. Wyjątek robi dla nieletnich, którzy trafiają pod opiekę władz amerykańskich. Te jednak nie były przygotowane na rekordową liczbę dzieci i młodzieży, którą musiały przyjąć ośrodki dla nieletnich.
Przede wszystkim pomagać na miejscu
Wiceprezydent Harris udała się w podróż do Gwatemali, by wspólnie z tamtejszymi władzami oraz organizacjami pozarządowymi wypracować sposób na zatrzymanie migrantów. To cel, którego Ameryce nie udało się od lat zrealizować. Tym razem USA chcą zainwestować w walkę z korupcją i handlem ludźmi oraz skupić się na rozwoju gospodarczym tego regionu, m.in. przeznaczając 48 mln dol. w programy dla przedsiębiorców, młodzieży, kobiet, w przystępne cenowo mieszkania i rolnictwo w Gwatemali. Wcześniej mowa była o 310 mln dol. na walkę z głodem w regionie Ameryki Środkowej.
W sumie na tego rodzaju inwestycje w regionie Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu władze amerykańskie planują wydać 4 mld dol. Bieda oraz przestępczość bowiem to główne czynniki zmuszające mieszkańców tego regionu do podejmowania niebezpiecznej podróży do Meksyku i potem nielegalnie przez amerykańską granicę.