Izabela Leszczyna: w szpitalu najdroższe jest puste łóżko. A na niektórych oddziałach hula wiatr

Mamy w szpitalach oddziały, które są obłożone na poziomie 48 proc., i to jest mediana. Jeśli dwa na pięć oddziałów są poniżej niej, to znaczy, że czasem na niektórych hula wiatr – mówi minister zdrowia Izabela Leszczyna.

Publikacja: 07.03.2025 04:52

Minister zdrowia Izabela Leszczyna

Minister zdrowia Izabela Leszczyna

Foto: PAP/Paweł Supernak

Budżet na zdrowie ucierpi w związku z koniecznością podniesienia wydatków na obronność?

System ochrony zdrowia jest częścią systemu bezpieczeństwa. Trudno mówić o bezpieczeństwie bez zapewniania bezpieczeństwa zdrowotnego. Minister obrony narodowej nadzoruje szpitale wojskowe i wiem, że podejmowane są różne inicjatywy, które mają te szpitale wzmocnić. Komisja Europejska podjęła decyzję o tym, że państwa, które dużo inwestują w obronność, będą zwolnione z procedury nadmiernego deficytu w zakresie tych wydatków i to na pewno dotyczy Polski. To nie znaczy, że minister finansów może działać na zasadzie „hulaj dusza, piekła nie ma”; finanse publiczne to jest bezpieczeństwo ekonomiczne państwa, które jest podstawą bezpieczeństwa, także zdrowotnego, obywateli.

Czytaj więcej

Czy kolejki do lekarzy będą krótsze? Izabela Leszczyna wyjaśnia

Minister Andrzej Domański to twardy negocjator?

Tak, z pewnością, ale zawsze prowadzimy negocjacje w przyjaznej atmosferze.

Co powoduje, że plan finansowy Narodowego Funduszu Zdrowia na 2025 rok nie został jeszcze zatwierdzony?

Sytuacja finansowa Narodowego Funduszu Zdrowia w czasach pandemii diametralnie się zmieniła. Szpitale nie wykonywały swoich standardowych procedur – było dużo mniej zabiegów i chorych leczonych na choroby inne niż Covid-19. Jednocześnie szpitale były finansowane z „bocznego” źródła, czyli z Funduszu Przeciwdziałania Covid-19, który – przypomnijmy – jest ogromnym długiem, jaki od tego roku rząd Donalda Tuska musi spłacać.

Czytaj więcej

Fundusz Covid-19 nadal ratuje wydatki rządu

Paradoksalnie, w czasie pandemii finanse Narodowego Funduszu Zdrowia znacząco się poprawiły, ponieważ Fundusz miał dodatkowe źródło finansowania. W rezultacie w NFZ urosła górka, która wynosiła 26 mld zł. Ta poduszka finansowa spowodowała kilka nieodpowiedzialnych decyzji moich poprzedników. Uznali, że skoro są dodatkowe pieniądze, to można przesunąć wiele zobowiązań budżetu państwa do Narodowego Funduszu Zdrowia, nie podając źródeł, z których mają być finansowane, gdy „covidowa górka” stopnieje. Między innymi ratownictwo medyczne, bezpłatne leki dla seniorów i dzieci, świadczenia dla służb mundurowych, ochrona zdrowia dla nieubezpieczonych – to wszystko wcześniej finansowaliśmy bezpośrednio z budżetu państwa, a teraz finansujemy ze środków NFZ.

Poduszka finansowa w Funduszu wystarczyła na to, żeby w latach 2022–2023 i częściowo w roku 2024 sfinansować wprowadzoną w połowie 2022 r. ustawę, która mówi, że każdego roku indeksujemy minimalne wynagrodzenia pracownikom ochrony zdrowia w odniesieniu do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej z ubiegłego roku. To bardzo szczodra waloryzacja, w tym roku wyniesie prawie 15 proc., podczas gdy wszyscy pracownicy sfery budżetowej mają tylko 5-proc. podwyżkę.

Obecnie poduszki finansowej już nie ma, a plan finansowy NFZ na ten rok musi unieść jednocześnie wszystkie obciążenia, które moi poprzednicy wprowadzili do Funduszu. W tej sytuacji nawet 34-proc. wzrost nakładów od 2023 do 2025 roku na ochronę zdrowia nie rozwiązuje problemów finansowych w NFZ. Dlatego minister finansów uznał, że istnieje pewien niedobór środków w Funduszu i z tego powodu nie ma podpisu pod planem finansowym na ten rok. Ale rozmawiamy z Ministerstwem Finansów i zapewniam wszystkich, że bezpieczeństwo systemu ochrony zdrowia jest i będzie zapewnione w tym roku i w latach kolejnych.

Czytaj więcej

Plan finansowy NFZ przyjęty przez komisję. Ile zapłacimy za leczenie w przyszłym roku?

Nieoficjalnie mówi się, że „wyjęcie” podwyżek dla pracowników ochrony zdrowia z budżetu NFZ pozwoliłoby zatwierdzić plan finansowy od ręki. Czy to warunek, który stawia resort finansów?

Powiedziałam, że pan minister Domański jest twardym negocjatorem, ale na pewno nie ingeruje w kompetencje ministra zdrowia i nie stawia żadnych warunków. Wspólnie szukamy najlepszych rozwiązań, które pozwolą temu systemowi funkcjonować jak najlepiej dla dobra pacjenta.

Czy wypłata pieniędzy za nadwykonania nielimitowane i programy lekowe oraz chemioterapię (2,36 mld zł) oznacza konieczność zwiększenia kwoty, na jaką opiewa plan finansowy NFZ, a tym samym podwyższenia dotacji z budżetu państwa z 18,3 mld zł do ponad 20 mld zł?

Środki, które są w tej chwili w NFZ na te świadczenia, są wystarczające. Fundusz rozwiązuje rezerwę ogólną, która wynosi 1,7 mld zł. Kolejne 700 mln zł to są środki na świadczenia z lat ubiegłych. Taka pozycja jest też w planie finansowym na 2025 rok, więc te pieniądze mamy zabezpieczone. Natomiast na świadczenia limitowane będę musiała przekazać dodatkową dotację z budżetu państwa i w najbliższym czasie to zrobię.

Czytaj więcej

Bilans NFZ za 2024 rok. Wiemy, na ile pieniędzy czekają szpitale

Podjęła już pani decyzję, jaka będzie wysokość tej dotacji?

4 mld zł. Chciałabym podkreślić, że zawsze było tak, iż świadczenia, które szpitale wykonują ponad kontrakt z NFZ, dzieliły się na świadczenia limitowane i nielimitowane. Wszystko, co jest nielimitowane, Fundusz musi zapłacić w 100 proc. To wynika z przepisów prawa. Może jednak płacić z opóźnieniem, bo najpierw trzeba rozliczyć umowę, czyli porównać koszt świadczeń, które szpital wykonał ponad limit, z kosztem świadczeń, których nie wykonał, choć były zakontraktowane, czyli zapłacone. Płacimy 100 proc. za wszystkie świadczenia nielimitowane, ale także za leki w programach lekowych i chemioterapię. Co więcej, w przypadku świadczeń limitowanych płacimy średnio 82 proc. kosztów. Przecież koszty stałe są już rozliczone na podstawie zawartej umowy i można powiedzieć, niezależne od kosztów świadczeń wykonanych ponad limit. Tymczasem przedstawiciele OZPSP (Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych – red.) podnoszą, że powinno być 100 proc., bo przecież wykonały świadczenie. Gdyby NFZ zapłacił 100 proc. za wszystkie świadczenia limitowane, to one przestałyby być limitowane.

Skoro zawsze tak było, to skąd bierze się obecna presja?

Powodów jest kilka. Po pierwsze, poduszka finansowa w NFZ wystarczyła na spłacanie długu covidowego w 2022 i 2023 roku. Pacjenci wrócili do szpitali i placówkom medycznym płacono za wszystko, także za świadczenia limitowane, bo były na to środki zaoszczędzone w latach 2020 i 2021. Te pieniądze się skończyły, ale wciąż spłacamy dług covidowy – chorujemy częściej i dłużej, ponadto rozpoznajemy nowe choroby, tzw. rzadkie, które dzięki postępowi medycyny jesteśmy w stanie leczyć, ale te terapie są bardzo kosztowne. Po drugie, jako społeczeństwo starzejemy się. Coraz więcej osób wymaga opieki medycznej i to tej wysokospecjalistycznej albo długoterminowej. Trzeci powód – jesteśmy coraz bardziej świadomym społeczeństwem, chcemy dbać o zdrowie i korzystać z wizyt u lekarzy specjalistów. To bardzo dobrze. Ale to daje także efekty po stronie kosztów dla systemu. Chociaż nakłady na opiekę specjalistyczną wzrosły spektakularnie, to dostępność wciąż jest zbyt mała. W 2021 roku NFZ zapłacił za wizyty u specjalistów 7,5 mld zł, a w zeszłym roku było to już około 18 mld zł. Wizyt przybyło mniej niż 15 proc., a koszty tych świadczeń wzrosły ponad dwukrotnie! Świadczenia medyczne są coraz droższe, na co wpłynęła z jednej strony inflacja, a z drugiej strony znacząca poprawa wynagrodzeń w ochronie zdrowia.

Czytaj więcej

NFZ nie zapłaci szpitalom w całości za leczenie pacjentów. Dlaczego?

Projekt reformy szpitali zostanie zatwierdzony przez Radę Ministrów przed wyborami prezydenckimi?

Jestem przekonana, że tak. We wtorek rozmawiałam o tym z panem premierem. Projekt ustawy jest przesłany do Stałego Komitetu Rady Ministrów i w marcu będę mogła go przedstawić Radzie Ministrów. Ustawa nie jest tak szeroka jak w pierwotnej wersji, nad czym ubolewam. W pierwszej odsłonie dawała szpitalom dużo większe pole manewru i rzeczywiście mogła spowodować, że szpitale powiatowe będą uszyte na miarę potrzeb zdrowotnych mieszkańców.

Co znajdzie się w nowej wersji projektu ustawy?

Daje ona szpitalom pewną elastyczność. Jeśli szpital będzie chciał przekształcić oddział z całodobowego na planowy lub jednodniowy, to będzie mógł to zrobić i nie wypadnie z tzw. sieci szpitali. Jeśli będzie chciał zrezygnować z danego profilu, to również będzie mógł to zrobić. To bardzo ważne, bo w szpitalu najdroższe jest puste łóżko. Jeśli mamy oddziały w Polsce, które są obłożone na poziomie 48 proc., i to jest mediana, a dwa na pięć oddziałów są poniżej mediany, to znaczy, że czasem na niektórych po prostu hula wiatr. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba zapłacić dyżurującym lekarzom, pielęgniarkom i pracownikom, którzy zapewniają opiekę pacjentom. To jedna z przyczyn trudnej sytuacji finansowej szpitali powiatowych.

Chcemy też, żeby dwie różne jednostki samorządu terytorialnego mogły wspólnie prowadzić szpital. To pozwoliłoby na lepsze porozumienie pomiędzy szpitalami, tak żeby dwa różne powiaty ze sobą nie rywalizowały. Będą mogły się umówić, że prowadzą podmiot leczniczy wspólnie i „podzielić się” oddziałami, żeby zabezpieczyć świadczenia dla mieszkańców i żeby nie było tak nisko obłożonych oddziałów. To spowoduje, że skończy się rywalizacja szpitali powiatowych o lekarzy, kontrakt z NFZ i o pacjentów.

Czytaj więcej

Reforma szpitali na politycznym zakręcie

Trzecia rzecz, jaką chcemy w tej ustawie zawrzeć, to poprawa jakości planów naprawczych. Szpitale mają obowiązek ich pisania, ale te plany pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma żadnego standardu. Proponujemy dyrektorom szkolenia ze środków funduszy unijnych i wsparcie naszych ekspertów w przygotowywaniu tych dokumentów. One będą musiały być zaopiniowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, prawdopodobnie przez oddziały wojewódzkie, które lepiej znają sytuację w regionie. Liczę na to, że to będą prawdziwe programy naprawcze. Planujemy też, że Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, ustalając cenę świadczeń, będzie brała pod uwagę odwracanie piramidy świadczeń. Jeśli jakąś procedurę można wykonać w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, co jest tańsze, to warto ją tam zrealizować i AOTMiT uwzględni to w wycenie świadczeń.

System ochrony zdrowia jest jak puzzle, a szpitalnictwo jest tym największym puzzlem. To ok. 100 mld zł rocznie. Żeby je odciążyć, musimy przekierować pacjentów i określone świadczenia do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Po diagnozie i zastosowaniu właściwej terapii pacjent powinien być przekazany do podstawowej opieki zdrowotnej. To skróci kolejki i pozwoli lepiej wykorzystać najcenniejszy kapitał, jaki mamy w systemie – lekarzy, pielęgniarki i innych pracowników medycznych.

A co z porodówkami? Bo od tego rozpoczęła się dyskusja wokół tzw. reformy szpitali.

I jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo cały projekt był podyktowany troską o bezpieczeństwo rodzącej kobiety i jej dziecka. Jeśli 40 proc. wszystkich porodówek w Polsce ma obłożenie poniżej 50 proc., to znaczy, że są dni, a czasami tygodnie, w których na oddziale nie rodzi się żadne dziecko. Powinniśmy bez emocji, bez żadnej polityki, tylko w poczuciu odpowiedzialności usiąść do stołu i przemyśleć, jakie jest najlepsze rozwiązanie i mam tu na myśli przede wszystkim bezpieczeństwo pacjentek. Poprosiłam konsultantów krajowych w dziedzinach położnictwa i ginekologii oraz perinatologii o przeanalizowanie sytuacji oddziałów położniczych. Ta analiza pozwoli przyporządkować porodówkom określone stopnie referencyjności, zgodne z najnowszymi wytycznymi medycznymi, tak żeby kobiety wiedziały, czego mogą oczekiwać na oddziale o określonym poziomie referencyjności.

Rozmawiamy o reformie szpitali, wydaje się jednak, że system ochrony zdrowia w Polsce wymaga głębszych zmian, chociażby ze względu na to, że się starzejemy. Potrzebne są też dodatkowe nakłady finansowe na profilaktykę. Czy ma pani wizję długoterminowych zmian?

Marzeniem każdego ministra zdrowia jest w większym stopniu zapobiegać niż leczyć. To, co jest dla mnie ważne i co ma się wydarzyć w tym roku w kontekście długofalowej polityki zdrowotnej w Polsce i kształtowania systemu ochrony zdrowia, to start programu Moje Zdrowie. Ma on zacząć funkcjonować od maja. Mam jednak świadomość, że jako duże systemowe rozwiązanie, obejmujące całą populację od 20. roku życia, musi być wdrażany etapami i nie od razu będzie taki, jak wyobrażam sobie, że powinien być.

Czytaj więcej

Będzie nowy program bezpłatnych badań. Skorzystają z niego już 20-latkowie

Jakie są założenia tego programu?

Każdy z nas po ukończeniu 20. roku życia co kilka lat będzie przechodzić bilans zdrowia. Podstawą ma być ankieta, którą będzie można wypełnić samodzielnie za pośrednictwem internetowego konta pacjenta (IKP) lub z pomocą pielęgniarki w POZ. Na podstawie odpowiedzi otrzymamy zestaw badań diagnostycznych, który będzie szerszy niż w dotychczasowym programie Profilaktyka 40+. Kluczowe jest jednak to, że wszystkie wyniki badań będą wracać do lekarza rodzinnego.

To na szczeblu podstawowej opieki zdrowotnej zapadnie decyzja, czy konieczna jest dalsza diagnostyka i leczenie pacjenta, albo dodatkowe interwencje profilaktyczne, takie jak: edukacja zdrowotna, szczepienia, cytologia, mammografia, kolonoskopia w tzw. ramach indywidualnego planu zdrowotnego, czy potrzebna jest wizyta kontrolna i omówienie wyników badań, czy może wystarczy kontakt SMS z informacją, że wszystko jest w porządku.

Co więcej, wszystkie wyniki będą raportowane do IKP, a to znaczy, że za zgodą pacjenta będą mieli do nich dostęp także inni lekarze, także specjaliści. Koniec noszenia papierowych wyników badań i wielokrotnego powtarzania tych samych w krótkim okresie.

Program Moje Zdrowie jest pomyślany w taki sposób, że im pacjent starszy, tym bilans zdrowotny będzie częstszy. Oczywiście nie chodzi o to, żeby badać pacjentów tylko od bilansu do bilansu. Jeśli wyniki badań wykażą problemy zdrowotne, to lekarz ustali indywidualny plan dalszej diagnostyki i leczenia dla pacjenta.

Budżet na zdrowie ucierpi w związku z koniecznością podniesienia wydatków na obronność?

System ochrony zdrowia jest częścią systemu bezpieczeństwa. Trudno mówić o bezpieczeństwie bez zapewniania bezpieczeństwa zdrowotnego. Minister obrony narodowej nadzoruje szpitale wojskowe i wiem, że podejmowane są różne inicjatywy, które mają te szpitale wzmocnić. Komisja Europejska podjęła decyzję o tym, że państwa, które dużo inwestują w obronność, będą zwolnione z procedury nadmiernego deficytu w zakresie tych wydatków i to na pewno dotyczy Polski. To nie znaczy, że minister finansów może działać na zasadzie „hulaj dusza, piekła nie ma”; finanse publiczne to jest bezpieczeństwo ekonomiczne państwa, które jest podstawą bezpieczeństwa, także zdrowotnego, obywateli.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ochrona zdrowia
Pacjenci kardiologiczni dostaną elektroniczną kartę. Rząd przyjął projekt
Ochrona zdrowia
Szpitale dostaną pieniądze. Znak zapytania przy świadczeniach limitowanych
Ochrona zdrowia
NIK: Nawet 452 proc. dysproporcji w dostępie do onkologów między regionami
Ochrona zdrowia
Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej: Chcemy leczyć ludzi, nie papiery
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Ochrona zdrowia
Prezes NIL: „Chcielibyśmy skończyć dyskusję o wynagrodzeniach lekarzy”