26 stycznia zakończyły się kilkudniowe wybory prezydenckie na Białorusi. Zaskoczeń nie było. 87,5 proc. zdobył urzędujący od 1994 roku prezydent Aleksander Łukaszenko, a raczej „prezydent”, bo od 2020 roku jest nieuznawany przez Zachód.
Czytaj więcej
Rosjanie mogli głosować i startować w wyborach na Białorusi. Taką samą możliwość otrzymają obywatele Białorusi, którzy chcieliby znaleźć się na rosyjskich kartach wyborczych.
Również ostatnią elekcję należałoby nazwać raczej „wyborami”. Siły demokratyczne w kraju, w którym w więzieniach przebywa 1,3 tys. więźniów politycznych, wezwały do ich bojkotu. A dwóch Polaków mogło szczególnie przysłużyć się legitymizowaniu pseudoelekcji: to byli posłowie Krzysztof Tołwiński i Wacław Klukowski.
Krzysztof Tołwiński i Wacław Klukowski zasiadali w przeszłości w klubie PiS
Pierwszy z nich jest obecny w polityce od lat 90. Najpierw działał w PSL, z którego ramienia był wicemarszałkiem województwa podlaskiego, a później związał się z PiS. W 2007 roku był wiceministrem skarbu w rządzie PiS, a w 2010 roku został na krótko posłem w miejsce Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Później bez powodzenia startował w różnych wyborach z różnych list.
Również Klukowski rozpoczął karierę polityczną w latach 90. W 2001 roku został posłem z list Samoobrony, a z czasem przeszedł do PiS. Po opuszczeniu sejmowych ław w 2005 roku udało mu się jeszcze uzyskać mandat radnego sejmiku zachodniopomorskiego, a kolejne lata przyniosły pasmo klęsk w wyborach, w których próbował sił z różnych, często odległych od siebie politycznie komitetów.