Byli posłowie dali się wykorzystać reżimowi Łukaszenki. „To dyplomatyczna zdrada stanu”

Dwaj politycy, którzy przed kilkunastu laty zasiadali w ławach przy Wiejskiej, udali się z misją obserwacyjną na Białoruś i odbyli tournée po reżimowych mediach. – To wypada poza skalę moralnych ocen – ocenia ekspert od Białorusi.

Publikacja: 04.02.2025 04:30

Byli posłowie dali się wykorzystać reżimowi Łukaszenki. „To dyplomatyczna zdrada stanu”

„Wybory” na Białorusi wygrał kolejny raz Aleksander Łukaszenko. W białoruskich mediach pozytywnie o ich przebiegu wypowiadali się byli polscy politycy. Na zdjęciu: jedna z komisji wyborczych w Mińsku

Foto: AFP

26 stycznia zakończyły się kilkudniowe wybory prezydenckie na Białorusi. Zaskoczeń nie było. 87,5 proc. zdobył urzędujący od 1994 roku prezydent Aleksander Łukaszenko, a raczej „prezydent”, bo od 2020 roku jest nieuznawany przez Zachód.

Czytaj więcej

Nowy dekret Łukaszenki. Pozwolił Rosjanom brać udział w wyborach

Również ostatnią elekcję należałoby nazwać raczej „wyborami”. Siły demokratyczne w kraju, w którym w więzieniach przebywa 1,3 tys. więźniów politycznych, wezwały do ich bojkotu. A dwóch Polaków mogło szczególnie przysłużyć się legitymizowaniu pseudoelekcji: to byli posłowie Krzysztof Tołwiński i Wacław Klukowski.

Krzysztof Tołwiński i Wacław Klukowski zasiadali w przeszłości w klubie PiS

Pierwszy z nich jest obecny w polityce od lat 90. Najpierw działał w PSL, z którego ramienia był wicemarszałkiem województwa podlaskiego, a później związał się z PiS. W 2007 roku był wiceministrem skarbu w rządzie PiS, a w 2010 roku został na krótko posłem w miejsce Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Później bez powodzenia startował w różnych wyborach z różnych list.

Również Klukowski rozpoczął karierę polityczną w latach 90. W 2001 roku został posłem z list Samoobrony, a z czasem przeszedł do PiS. Po opuszczeniu sejmowych ław w 2005 roku udało mu się jeszcze uzyskać mandat radnego sejmiku zachodniopomorskiego, a kolejne lata przyniosły pasmo klęsk w wyborach, w których próbował sił z różnych, często odległych od siebie politycznie komitetów.

Czytaj więcej

Miłośnicy Putina i Łukaszenki mają partię w Polsce

Obecnie współtworzą zarejestrowaną w 2023 roku partię Front. Tołwiński jest jej przewodniczącym, a Klukowski – jego zastępcą.

I choć jej nazwa jest w Polsce praktycznie nieznana, nie przeszkadza to jej liderom występować na Białorusi jako liczący się politycy. Podobnie było podczas ostatnich wyborów, na które Tołwiński i Klukowksi udali się jako obserwatorzy.

Tołwiński i Klukowski byli rozchwytywani przez reżimowe media i wypowiadali się całkowicie po myśli białoruskich władz

„W sumie z wiceprzewodniczącym Wacławem Klukowskim udzieliliśmy powyżej 20 wywiadów z kilkugodzinnym materiałem filmowym” – pochwalił się Tołwiński w mediach społecznościowych. Jak wyliczał, wypowiadali się dla mediów chińskich, rosyjskich, a także oczywiście białoruskich. A w tym ostatnim przypadku chodziło o media ze ścisłej czołówki, np. Narodową Państwową Kompanię Radiowo-Telewizyjną Republiki Białorusi, właściciela kilkunastu stacji telewizyjnych i radiowych, oraz Białoruską Agencję Telegraficzną (BiełTA).

Te wybory różnią się od polskich z bardzo prostego powodu – to dzień demokracji, i wyborcy to czują, przychodząc na wybory. Oprócz głosowania mogą coś zjeść, coś kupić, a także obejrzeć występy zespołów artystycznych. W Polsce tego nie ma, wszystko wygląda dość zwyczajnie – musisz wykonać swój obowiązek, idziesz i głosujesz, jeśli chcesz, a jeśli nie chcesz, to nie idziesz

Wacław Klukowski dla agencji BiełTa

Sposób ich wypowiedzi mógł zaś przypaść do gustu władzom z Mińska. „Jestem Polakiem i nie rozumiem ani władz swojego kraju, ani części społeczeństwa. To wygląda na elementarną zazdrość wobec procesów, które zachodzą na Białorusi, ponieważ Białoruś wykazuje wzrost. Procesy, które tutaj mają miejsce, bardziej przypominają demokrację i rozwój kraju niż to, co obecnie dzieje się w Polsce czy Europie” – mówił Tołwiński na antenie kanału Biełaruś-1.

„Co mogę powiedzieć o tych wyborach? Zostały przygotowane naprawdę profesjonalnie, nie mam żadnych zastrzeżeń do tego, co się dzieje i jak wyposażone są lokale wyborcze” – mówił z kolei Klukowski dla agencji BiełTa. Dodawał, że „te wybory różnią się od polskich z bardzo prostego powodu: to dzień demokracji i wyborcy to czują, przychodząc na wybory”.

Partia Front intensywnie działa na rzecz władz w Mińsku. Ma nawet umowę z jednym z białoruskich ugrupowań

I nie był to pierwszy raz, gdy partia Front działała po myśli władz w Mińsku. Np. we wrześniu ubiegłego roku podpisała oficjalną umowę o współpracy z Liberalno-Demokratyczną Partią Białorusi (LDPB), jedną z czterech partii legalnie działających w tym kraju, z których wszystkie są lojalne wobec Łukaszenki.

Czytaj więcej

Polska partia podpisze porozumienie z poplecznikami Łukaszenki

W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Krzysztof Tołwiński mówi, że nie czuje się wykorzystany przez jakąkolwiek propagandę. – W terminologii operacyjnej służb każdego państwa istnieje określenie „obiekt niesterowalny”. To polskie media i polscy politycy biorą udział w propagandowej rozgrywce, której celem jest jątrzenie i bezsensowne pogarszanie relacji Polski z Białorusią. Niestety, te błędy prowadzą do katastrofy w polityce wschodniej, czego ostatecznym skutkiem może być upadek polskiej państwowości w obecnej formule – przestrzega.

Krzysztof Tołwiński zapowiedział start w wyborach prezydenckich, a zebranie 100 tys. podpisów dałoby mu dostęp do debat wyborczych i pasm w TVP

Inaczej działalność partii Front ocenia Robert Tyszkiewicz, doradca marszałka Senatu i były poseł KO, specjalizujący się w tematyce Białorusi. – To, co ci politycy robili ostatnio na Białorusi, wypełnia definicję dyplomatycznej zdrady stanu. To już dalece przekracza wyrażanie swoich poglądów. To jest czynne wspierane wojny hybrydowej prowadzonej przez Putina i Łukaszenkę – zaznacza.

Znaczenie Frontu i jej lidera może zaś wzrosnąć. Krzysztof Tołwiński zapowiedział start w wyborach prezydenckich, a zebranie 100 tys. podpisów dałoby mu dostęp do debat wyborczych i pasm w TVP, w których mógłby emitować spoty.

26 stycznia zakończyły się kilkudniowe wybory prezydenckie na Białorusi. Zaskoczeń nie było. 87,5 proc. zdobył urzędujący od 1994 roku prezydent Aleksander Łukaszenko, a raczej „prezydent”, bo od 2020 roku jest nieuznawany przez Zachód.

Również ostatnią elekcję należałoby nazwać raczej „wyborami”. Siły demokratyczne w kraju, w którym w więzieniach przebywa 1,3 tys. więźniów politycznych, wezwały do ich bojkotu. A dwóch Polaków mogło szczególnie przysłużyć się legitymizowaniu pseudoelekcji: to byli posłowie Krzysztof Tołwiński i Wacław Klukowski.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Nowy sondaż partyjny: Koalicja rządząca utrzymałaby większość w Sejmie
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Polityka
Sześć minut Zbigniewa Ziobry. Czy wniosek o aresztowanie może być bezzasadny?
Polityka
W PiS konsolidacja wokół kampanii Nawrockiego
Polityka
Czarnek o swoim starcie w wyborach prezydenckich: Po dwóch kadencjach Nawrockiego
Polityka
Kilometrówki wiceministra. Prokuratura bada podróże Andrzeja Szejny