Unia Europejska boi się Elona Muska

Pierwsze wyzwanie dla polskiego przewodnictwa w Brukseli: zbudować wspólny front przeciw kampanii właściciela X na rzecz skrajnej prawicy.

Publikacja: 09.01.2025 05:15

Unia Europejska boi się Elona Muska

Foto: Brandon Bell/REUTERS

To, co mogło wydawać się tylko niewinną grą, skończyło się dla Unii tragicznie. Jeszcze jako kandydat w walce o Biały Dom Donald Trump popierał w 2016 roku brexit, a gdy Brytyjczycy zagłosowali za rozwodem z Unią, już w roli prezydenta zachęcał Londyn do możliwie daleko idącego zerwania współpracy ze Wspólnotą. I jedno, i drugie stało się faktem: zjednoczona Europa straciła trzecie najpotężniejsze państwo członkowskie. 

Dziś tym samym tropem zdaje się iść już nie sam Trump, ale jego najbliższy sojusznik, Elon Musk. Na czwartek zapowiedział rozmowę z kandydatką Alternatywy dla Niemiec (AfD) Alice Weidel na swojej platformie X. Opowiada się ona za wyprowadzeniem kraju z Unii i ponownym nawiązaniem bliskich relacji z Rosją, w szczególności gdy idzie o import gazu i ropy. Skrajnie prawicowe ugrupowanie będzie miało dzięki Muskowi promocję, o którym mogło do tej pory tylko marzyć. 

Musk już wcześniej we wpisach na X jasno określił, gdzie leżą jego sympatie polityczne. Uznał kanclerza Olafa Scholza za „niekompetentnego głupca”, a prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera nazwał „antydemokratycznym tyranem”. Jego zdaniem ratunek dla Niemiec może więc przyjść tylko ze strony AfD.

Emmanuel Macron jest solidarny z Niemcami w sprawie ingerencji Elona Muska

Niemcy traktują bardzo poważnie ingerencję w proces wyborczy najbogatszego człowieka świata. Odniósł się do nich w orędziu noworocznym Scholz, zapewniając, że to obywatele kraju, a nie właściciele mediów społecznościowych, muszą wybrać tego, kto będzie rządził krajem. Friedrich Merz, lider CDU, który ma największe szanse na przejęcie sterów rządu po wyborach pod koniec lutego, przyznał, że „nie pamięta”, aby w tak otwarty sposób ktoś próbował wpłynąć na wynik głosowania w demokratycznych Niemczech.

Solidarny z Berlinem okazał się Paryż. W trakcie dorocznego spotkania z francuskimi ambasadorami 6 stycznia prezydent Emmanuel Macron ostrzegł przed kształtowaniem się „reakcyjnej międzynarodówki”. Miał na myśli nie tylko zaangażowanie Muska w politykę niemiecką, ale także jego wsparcie dla Partii Reform w Wielkiej Brytanii. Właściciel X uznał, że na Wyspach nadszedł „czas na wybory”, bo według niego obecny laburzystowski rząd sir Keira Starmera „nie nadaje się do niczego”. Zamiast jednak wspierać lidera Partii Reform i pomysłodawcę brexitu Nigela Farage’a, postawił na jeszcze bardziej skrajnego działacza Tommy’ego Robinsona. Tezę Macrona zdają się też potwierdzać coraz bliższe relacje Muska z Giorgią Meloni. Liderka skrajnie prawicowego ugrupowania Bracia Włosi nie nazywa multimilionera inaczej niż „geniusz”.

Tyle że klucze do powstrzymania Muska leżą nie w Paryżu czy Berlinie, ale w Brukseli. W 2022 roku Unia przyjęła Akt o Usługach Cyfrowych (DSA), który wprowadza możliwość nałożenia gigantycznych kar (do 6 proc. wartości obrotów) na firmy, które łamią unijne regulacje. Jak tłumaczą rzecznicy Komisji Europejskiej, tak mogłoby się stać np. z Muskiem, gdyby zapewniał nadzwyczaj duże rozpowszechnienie wywiadu z Weidel poprzez użycie odpowiednich algorytmów lub uniemożliwienie wyłączenia jego streamingu przez użytkowników X. 

Polska jako przewodnicząca Unii Europejskiej zachowuje się wstrzemięźliwie w konflikcie z Muskiem

Sięgnięcie po ten środek wydaje się jednak mało realne. Inaczej niż Macron czy Scholz przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen nie skomentowała do tej pory ingerencji Muska w życie polityczne Europy. Także śledztwa KE wobec innych amerykańskich potentatów internetowych, jak Meta czy Apple, w oparciu o dyrektywę DSA, a więc również zagrożonych karami odpowiadającymi 6 proc. ich obrotów, zostały de facto zawieszone. Powód wydaje się oczywisty: obawa Brukseli przed wojną handlową ze zjednoczoną Europą, jaką Trump zapowiada zaraz po objęciu prezydentury 20 stycznia. Europejska centrala nie chce też prowokować Trumpa, zanim nie określi on, jaka będzie jego strategia wobec Ukrainy. Żywe są tu obawy, że Waszyngton dojdzie bezpośrednio do porozumienia z Moskwą ponad głowami Unii. 

Czytaj więcej

Właściciel Facebooka zmierza ku prawicy i Trumpowi. Radykalna zmiana w serwisie

Z podobnych powodów także Polska, choć przejęła przewodnictwo w Unii 1 stycznia, zachowuje tu daleko idącą ostrożność. Szef MSZ Radosław Sikorski 6 stycznia w Paryżu, odpowiadając na pytanie w tej sprawie, powiedział, że „musimy przygotować się na ochronę naszego procesu demokratycznego tak, aby to Polacy wybrali prezydenta, a nie obcokrajowcy”. Oświadczenie Sikorskiego, który sam jest bardzo aktywny na X, wskazuje na obawy, że Musk może zainteresować się też głosowaniem nad Wisłą w maju, i to raczej nie wspierając kandydata KO. 

W Unii wciąż bardzo silne jest jednak przekonanie w wielu krajach członkowskich, że lepiej próbować dogadać się z Trumpem na własną rękę. Co prawda Sikorski planował wyjazd razem ze swoimi niemieckimi i francuskimi odpowiednikami Annaleną Baerbock i Jeanem-Noëlem Barrotem na spotkanie z Trumpem lub jego współpracownikami w Waszyngtonie lub Mar-a-Lago, jednak z USA nigdy nie nadeszło w tej sprawie zaproszenie. Za to prezydent Andrzej Duda chciał dostać się do rezydencji prezydenta elektra na Florydzie, na razie bez skutku. To jednak udało się Giorgii Meloni, a wcześniej premierowi Węgier Viktorowi Orbánowi. W ten sposób jeszcze przed wprowadzeniem się do Białego Domu Donald Trump osiągnął to, co pozwoli mu być górą w rokowaniach z Brukselą: podzielił Unię. 

Polityka
Bezprzedmiotowy apel prezydenta do premiera. Netanjahu nie wybierał się do Polski
Polityka
Po zdobyciu Kurachowego Rosjanie ruszą nad Dniepr? „Poderwane morale obrońców”
Polityka
Berlin gotów zwiększyć wydatki na armię
Polityka
Grenlandia może uzyskać niepodległość? Duński MSZ wypowiedział się jasno
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Kaukaz też patrzy na Trumpa. Widmo nowej wojny w regionie?