PiS chce nadać komisji ekstrakompetencje. Jeśli uzna, że funkcjonariusz publiczny lub członek kadry kierowniczej wyższego szczebla spółki, pod wpływem rosyjskim działał na szkodę interesów Polski, to będzie mogła wydać decyzję poza sądem – tzw. środki zaradcze, niespotykane nawet w kodeksie karnym. To 10-letni zakaz posiadania certyfikatu – poświadczenia bezpieczeństwa (które dziś wydaje szef ABW) oraz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi – co oznacza uniemożliwienie pełnienia większości kluczowych funkcji publicznych. Komisja będzie mogła też zabrać takiej osobie na dekadę pozwolenie na broń (wydają je komendanci wojewódzcy policji) i nałożyć 20 tys. zł (w razie „recydywy” 50 tys.) kary za niestawienie się przed komisją, co ma wywołać efekt mrożący.
Chmielnicki: Apeluję o niepodpisywanie ustawy o komisji ds. wpływów rosyjskich
Jako pana przyjaciel, przez pamięć o wspólnej pracy na UJ, proszę nie podpisywać tej ustawy. Ona jest kluczowa dla demokracji, bo wpływa na wybory. Jest drogą do zamachu stanu – tak o ustawie powołującej komisję weryfikacyjną ds. wpływów rosyjskich w Polsce mówi prof. Paweł Chmielnicki z Uczelni Łazarskiego apelując do prezydenta Andrzeja Dudy o weto lub skargę do Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie.
Krytycznie do projektu odniósł się Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek. W swoim stanowisku przyznał, iż co prawda „zasadniczych wątpliwości konstytucyjnych nie budzi możliwość wkraczania Komisji w trwałość wydanych w latach 2007-2022 decyzji administracyjnych”, ale jednocześnie zaznaczył, że „rzeczywistym celem postępowania Komisji nie jest jednak załatwienie sprawy administracyjnej, lecz wymierzenie kary za działania danej osoby na szkodę RP pod wpływem rosyjskim”. „To zaś nie mieści się w zakresie zadań administracji publicznej. Nie ona sprawuje bowiem wymiar sprawiedliwości, ale wyłącznie sądy” - podkreślał RPO.