Wydarzenia ostatnich dni i tygodni nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że proces układania list między PiS a Suwerenną Polską jest wyjątkowo emocjonujący zarówno dla samych jego uczestników, jak i dla obserwatorów sceny politycznej, którzy próbują na tej podstawie przewidzieć wynik wyborów. Porównanie do sytuacji między ZSRR a Stanami Zjednoczonymi w czasie zimnej wojny jest analogią, która nasuwa się samoistnie. Wtedy obie strony, uzbrojone po zęby w głowice atomowe, działały według doktryny gwarantowanego wzajemnego zniszczenia. Polegało to na tym, że obie strony miały gwarancję, że jeśli odpalą swoje głowice atomowe, to druga strona będzie w stanie odpalić je również, dokonując wzajemnej eliminacji. Doktryna MAD (tak się ją określa) była jednym z filarów Zimnej Wojny.
Teraz politycy Suwerennej Polski twierdzą, że mają narzędzie przeciwko partii Prawo i Sprawiedliwość - opcję atomową. W przypadku braku porozumienia w sprawie list wyborczych, Suwerenna Polska uważa, że jeśli wystartuje samodzielnie, może odebrać PiS w praktyce władzę w trzeciej kadencji. Chociaż Suwerenna Polska mówi, że jest przeciwwagą dla Konfederacji, to tak naprawdę jej samodzielne wystąpienie może odebrać punkty procentowe przede PiS - nawet jeśli tylko 1 lub 2 pp. Ta strategia może osłabić PiS na tyle, że nie będzie w stanie sformować rządu, a władzę przejmie opozycja. Taka jest teoria.
Czytaj więcej
Nie udało się PiS zmienić składu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. PiS chciało odwołać ze jej składu komisji polityków Suwerennej Polski. Ale przegrało glosowanie.
Teoretycznie więc po rozwodzie, rozpadzie koalicji i wyborach obie strony mogą znaleźć się w opozycji. Jednak tutaj analogia do zimnej wojny zaczyna się załamywać, ponieważ jeśli nie dojdzie do porozumienia między Solidarną Polską a PiS, a jednocześnie Suwerenna Polska zdoła wystartować samodzielnie (co jest przecież też pod znakiem zapytania), to istnieje duże prawdopodobieństwo, że Suwerenna Polska zdobędzie tylko jeden lub dwa punkty procentowe i znajdzie się poza rządem i Sejmem, bez subwencji, profitów i stanowisk. Partia ta zostanie oznaczona piętnem "zdrady", której decyzja przyczyniła się do końca rządów PiS oraz do zakończenia "dobrej zmiany". Zbigniew Ziobro będzie musiał liczyć tylko na potencjalny start w wyborach prezydenckich lub europejskich. Wybory samorządowe będą trudne dla jego środowiska mocno problematyczne, jak dla każdej niewielkiej formacji.
Tymczasem jeśli PiS straci jesienią władzę, stanie się największą partią opozycyjną i będzie miał ogromne zasoby wynikające z subwencji oraz wielkości klubu. Będzie też w dość komfortowej sytuacji jako recenzent potencjalnego nowego rządu koalicyjnego obecnej opozycji. Już teraz widać, że taki rząd będzie wieloelementowy, jeśli w ogóle powstanie. Będzie miał przed sobą wiele bieżących wyzwań, włączając w to konstrukcję polityczną samego gabinetu złożonego z przedstawicielu wielu różnych partii. Dla PiS będzie to okazja do przegrupowania się i przygotowania do kolejnych wyborów - większości wyborów samorządowych, europejskich i prezydenckich. Zwłaszcza, że prezydentem pozostanie Andrzej Duda. W grę wchodzą też inne scenariusze, jak wejście do Sejmu np. Bezpartyjnych Samorządowców, co dałoby potencjalnie PiS sojusznika "zamiast" Suwerennej Polski. Niedawno pisał o takim koncepcie też portal WP.pl.