– To moment historyczny. Cała Francja przeciwko jednemu człowiekowi. Emmanuel Macron może ten kryzys rozładować, rozwiązując Zgromadzenie Narodowe lub organizując referendum w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego – lider radykalnej lewicy Francja Niepokorna Jean-Luc Melenchon triumfował we wtorek w Marsylii.
To było jedno z 260 francuskich miast, w których zorganizowano manifestacje. Łącznie na ulice wyszło, zdaniem związków zawodowych, 2,6 mln osób, choć policja ocenia, że było ich dwa razy mniej. Trzeba cofnąć się do 1995 roku, aby znaleźć podobną skalę protestu. Rzecz tym bardziej godna podziwu, że w ten wtorek zorganizowano już szósty strajk generalny, od kiedy dwa miesiące temu zaczęły się protesty przeciw reformie emerytalnej.
Manifestacjom ulicznym towarzyszyły strajki w wielu sektorach. Co trzecia szkoła nie funkcjonowała, 40 procent pociągów nie wyjechało na trasy. Związkowcy zablokowali rafinerie. Funkcjonowały główne lotniska kraju, jednak i tu zorganizowano zebrania związkowców na znak, że w każdej chwili paraliż portów jest możliwy. Sondaże wskazują, że 60 proc. Francuzów popiera ruch protestu.
Kolejna próba
Rok 1995 jest ważnym punktem odniesienia, bo wtedy ostatni raz związkowcom udało się zmusić władze (gaullistowskiego premiera Alaina Juppé) do wycofania reformy emerytalnej. Potem wszystkie kolejne już wchodziły w życie, jak ta forsowana w 2010 r. przez Nicolasa Sarkozy’ego, która pozwoliła na przesunięcie wieku uprawniającego do pełni świadczeń z 60. do 62. roku życia.
Czytaj więcej
Szykuje się sądny tydzień we Francji. Kolejna fala protestów przeciwko reformie emerytalnej, jaką chce wprowadzić administracja prezydenta Macrona zaczęła się w ten weekend.