Gdy ukraińscy żołnierze każdego dnia bohatersko giną, by powstrzymać rosyjskiego napastnika, nie wypada mówić niczego, co nie podtrzymuje ich na duchu. – Tempo, determinacja, z jaką Ukraińcy pracują nad dostosowaniem się do warunków członkostwa, są imponujące – przekonywała w czasie niedawnego wyjazdu do Kijowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
– Ukraina to Unia, a Unia to Ukraina – wtórował również obecny w ukraińskiej stolicy przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.
Wtajemniczeni podejrzewają, że trwająca od dawna rywalizacja między Niemką i Belgiem przybrała nową formę: kto okaże się większym przyjacielem Ukrainy. Tyle że to nie ta dwójka zdecyduje o tempie akcesji, tylko każda ze stolic krajów „27”: decyzje muszą zostać podjęte jednomyślnie. A w tym gronie nastroje są bardziej złożone. – Nie będzie szybkiej ścieżki członkostwa dla Ukrainy. Istnieje ryzyko, że retoryka zderzy się z rzeczywistością – ostrzega w rozmowie z gazetą „Financial Times” unijny dyplomata.
Czytaj więcej
To pierwsza wizyta szefa dyplomacji państwa Unii Europejskiej odkąd Aleksander Łukaszenka sfałszował wybory prezydenckie w 2020 roku i wsadził za kraty przeciwników.
Do takiego zderzenia doszło już w sprawie skutków dziewięciu pakietów sankcji, jakie Unia nałożyła na Rosję: miały rzucić reżim Putina na kolona, ale niestety tak się nie stało. W minionym roku rosyjska gospodarka skurczyła się o ledwie 2,2 proc., a w tym roku, zdaniem MFW, wzrośnie o 0,3 proc. – więcej niż Niemiec. To głównie efekt tego, że Moskwa znalazła w Chinach, Indiach, ale także Turcji alternatywnych partnerów gospodarczych. Bruksela miała narzędzia nacisku na Ankarę, bo rozwój Turcji opiera się na umowie o wolnym handlu ze zjednoczoną Europą. Unia jednak tego nie wykorzystała.