Marszałek Struzik postanowił iść na wojnę z budżetem państwa. Zapowiedział, że nie będzie spłacał zaległego z ubiegłego roku tzw. janosikowego. Na bieżąco też nie zamierza go odprowadzać. Co więcej, chce odzyskać ponad 6 mld zł, które Mazowsze wpłaciło przez dziesięć lat do państwowej kasy w ramach tego podatku solidarnościowego.
Boją się szabelki
Wszystko to za sprawą orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niekonstytucyjne przepisy o wymiarze tego podatku. Adam Struzik stwierdził, że w świetle takiego orzeczenia cały podatek pobierany był bezprawnie.
Na mazowieckich radnych wojewódzkich niezależnie od opcji padł blady strach. – Marszałek może tak mówić, z politycznego punktu widzenia to jest słuszne, ale Mazowsze musi płacić podatek, bo jeżeli Ministerstwo Finansów nie pójdzie na ugodę, to popadniemy w jeszcze gorsze tarapaty finansowe niż te, w których jesteśmy – mówi Wojciech Bartelski, radny PO.
Podobnie uważa Grzegorz Pietruczuk, radny SLD. – Byłbym szczęśliwy, gdyby te 6 mld zł wróciło do kasy Mazowsza, ale nie wydaje mi się, żeby to było możliwe – mówi. – A jeżeli marszałek będzie zbyt bojowy, to posłowie na złość nam przeciągną prace nad nowymi przepisami o janosikowym przez pełne 18 miesięcy (tyle dał na nie Trybunał – red.), a my przez ten czas będziemy musieli płacić ten podatek, czy nam się to podoba, czy nie.
Obawia się, że posłowie, których większość jest przeciwko Mazowszu, mogą tak zmienić tę ustawę, żeby jak najmniej obniżyć obciążenia dla tego województwa. –Lepiej więc nie pobrzękiwać szabelką – zauważa.