Nowy schemat opodatkowania gruntów i budynków, uzależniony od zamożności regionu, zaproponowały jeszcze w 2014 r. Związek Miast Polskich (ZMP) i Unia Metropolii Polskich (UMP). Dopiero niedawno jednak Ministerstwo Finansów wyraziło zainteresowanie konsultacjami. Na lutowym spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu wiceminister Wiesław Janczyk ustalił z samorządowcami, że dyskusja będzie kontynuowana.
Propozycja ZMP i UMP opiera się na raporcie opracowanym przez think tanki Capital Strategy i International Property Tax Institute. Jego autorzy proponują podzielić kraj na dziewięć stref zamożności, mierzonej według tego, jak wysoki jest PKB w danej strefie. Nie pokrywałyby się one z granicami województw. Z analizy w raporcie wynika, że do najbogatszych stref zaliczałyby się obszary wielkich miast, ale też bogate w rudy miedzi rejony Dolnego Śląska, a do najbiedniejszych np. ściana wschodnia i Pomorze.
Dla każdego z dziewięciu „stopni zamożności" powinny zostać określone odrębne widełki wskazujące minimalną i maksymalną stawkę podatku od nieruchomości mieszkaniowych i odrębnie od związanych z działalnością gospodarczą. Dla regionów bogatszych przedział możliwych stawek byłby oczywiście ustalony na wyższych poziomach niż dla uboższych.
Już same widełki byłyby rewolucyjnym rozwiązaniem, bo dziś ustawa o podatkach i opłatach lokalnych określa tylko maksymalny pułap stawek podatku od nieruchomości. Na tym jednak nie kończą się reformatorskie pomysły.
Tama dla chaosu
Intencją projektodawców reformy jest też zmniejszenie różnic między stawkami dla nieruchomości wykorzystywanych dla biznesu i innych. Dziś maksymalne stawki „biznesowe" od gruntów są ponaddwukrotnie wyższe od tych dla pozostałych gruntów (na 2017 r. pułapy wynoszą odpowiednio 30 i 62 gr za metr kwadratowy). Ta różnica ma być zredukowana.