Coraz częściej i chętniej czytam dyskusje na Facebooku i coraz chętniej się w nie wdaję. Widzę też ogromną zmianę w treści tych rozmów. Jeszcze do niedawna podział był oczywisty i brutalny. Nie jesteś liberałem – jesteś pisiorem. Jesteś przeciw PiS – jesteś lewakiem i lemingiem. Za tym szły zwykle wyzwiska i upokorzenia.
W moim przypadku kuriozum było, kiedy bardzo delikatnie zwróciłam uwagę nieznanemu mi bliżej bardzo lewicowemu Znajomemu z FB, że na czarnym tle lepiej podawać najważniejsze wiadomości, a nie prywatne „przebijanki", bo przekaz staje się niejasny. I nagle dostało mi się tak, jakbym co najmniej poruszyła jakiś drażliwy społecznie temat. Że wprowadzam zakazy i reżim kolorystyczny, że narzucam coś grupie, do której nie mam dostępu, i temu podobne oskarżenia. Jak zrozumiałam z tych komentarzy, jako osoba o niezupełnie zgodnym z moimi rozmówcami światopoglądzie, nie mam prawa wtrącać się nawet do kolorów. Uwielbiam tę liberalną tolerancję.
Powoli jednak zaczęło się coś zmieniać. Ostatnie działania Barbary Nowackiej, choćby dotyczące religii i aborcji na życzenie, spowodowały mnogość komentarzy. Bez strachu i kompleksów zaczęto pisać o liberalnym punkcie widzenia jako o jednym z możliwych, a nie jako o najlepszym bądź najgorszym. Myślenie konserwatywne przecież nie musi być utożsamiane z myśleniem wstecznym. Jakbyśmy dopiero teraz przejrzeli na oczy. Nikt nie ma obaw przed rozważaniem konsekwencji myślenia liberalnego, nawet ci, którym jest ono bliskie. Jeden z zdeklarowanych liberałów napisał, ze ostrzega przed bezwzględną walką z Kościołem, bo to będzie miało fatalne skutki. Nikt go nie zwymyślał, posypały się tylko argumenty za i przeciw. Ale do prawdziwego dialogu jeszcze długa droga.
Niedawno napisałam na Facebooku obszerny tekst o moim stosunku do prawa aborcyjnego. Rozważałam oba skrajne punkty widzenia, szanując każdy z nich. Pisałam z czułością do każdej z opcji. Byłam ciekawa, od kogo mi się bardziej dostanie. Okazało się, że jednak od opcji liberalnej. Oburzenie wywołało głównie to, że nie ma w moim tekście jednoznaczności. Podpowiadano mi hasła, które powinny się tam znaleźć, bo inaczej „nie rozumiem kobiet".
Myślę, że mój tekst był raczej liberalny, a jednak bez standardowych i rozpoznawalnych liberalnych haseł nie spotkał się z akceptacją. A mnie się marzy Polska wolna od haseł. Od demagogów, którzy za chwile okazują się miernotami. Marzy mi się namysł. Co to za wolność słowa, jeśli nie ma wolności myśli. Jeśli nie można bez wściekłości rozważyć przeciwnego światopoglądu.