Czegóż chcecie od arcybiskupa!

Wiele wskazuje na to, że w Poznaniu, statecznym mieście, które zasłynęło w ostatnich latach z afer obyczajowych, Juliusz Paetz nadal będzie znajdował obrońców

Publikacja: 25.06.2010 11:14

Arcybiskup Juliusz Paetz dziś nie może samodzielnie prowadzić liturgii (zdjęcie z marca 2002 r.)

Arcybiskup Juliusz Paetz dziś nie może samodzielnie prowadzić liturgii (zdjęcie z marca 2002 r.)

Foto: Fotorzepa

– Nie mam nic do powiedzenia w kwestii arcybiskupa Paetza. Nic ponad to, co powiedział już rzecznik Watykanu. Sytuacja arcybiskupa seniora pozostaje bez zmian – mówi ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik poznańskiej kurii metropolitalnej.

Na Ostrowie Tumskim, kilkadziesiąt metrów od monumentalnej katedry, znajduje się neoklasycystyczna willa otoczona żelaznym ogrodzeniem. Zamknięta furtka i zasunięte firanki odgradzają ją od świata. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że jej lokator, arcybiskup senior Juliusz Paetz, już wkrótce pojawi się na kolejnej uroczystości kościelnej lub całkiem świeckiej imprezie.

– Dlaczego arcybiskup nie wyjechał z Poznania? Takie pytanie zadałem mu podczas jednej z operowych premier. Odpowiedział: „Bo to jest moje miasto. I nigdy nie spotkał mnie tu żaden nieprzyjemny gest czy ostracyzm ze strony władz kościelnych czy osób świeckich” – opowiada Sławomir Pietras, były dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu.

[wyimek]„Zblatowane elity” ruszają na pomoc, gdy atakowany jest jeden z ich członków. Taką opinię można usłyszeć w Poznaniu[/wyimek]

Kiedy w marcu 2002 roku, w atmosferze skandalu spowodowanego ujawnieniem ciążących nad Paetzem zarzutów o molestowanie kleryków, podał się on do dymisji ze stanowiska metropolity poznańskiego, powszechnie oczekiwano, że dyskretnie usunie się w cień,

– Szczerze mówiąc, wyobrażałem sobie, że zapadnie się pod ziemię. Ale on od początku postępował tak, jakby nic się nie stało – mówi znany poznański przedsiębiorca.

Ostentacyjna obecność arcybiskupa na wszelkiego typu uroczystościach najpierw budziła konsternację. Paetz sprawiał wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z niezręczności sytuacji. Nie tylko nie unikał nikogo, ale wręcz – jak zauważono – starał się przywitać i porozmawiać z jak największą liczbą osób. Była to przemyślana taktyka, która przyniosła rezultaty.

– Gdyby wyjechał z Poznania, uznano by, że jest to ucieczka. Jednak gdy z podniesionym czołem i uśmiechem na ustach zachowywał się jak człowiek absolutnie niewinny, zasiał wątpliwości. Czy arcybiskupa Paetza przypadkiem nie skrzywdzono? Nikt nie zna przecież ustaleń komisji watykańskiej i im więcej czasu upływa od skandalu, tym więcej osób wątpi w jego winę – mówi jeden z moich rozmówców.

Jeśli nawet w Poznaniu ktoś nie miał wątpliwości, że wymuszona przez Jana Pawła II dymisja arcybiskupa miała bardzo poważne powody, to i tak nie ośmielał ich okazać.

– Oczywiście, kiedy spotykam arcybiskupa Paetza, całuję jego pierścień. To po prostu szacunek dla instytucji Kościoła – przyznaje Jan Filip Libicki, poseł Klubu Polska Plus.

[srodtytul]Obsesja i walka[/srodtytul]

Wyryty w marmurze łaciński napis na tablicy w Sądzie Duchownym, mieszczącym się także na Ostrowie Tumskim, głosi na wieki, że gmach poświęcił arcybiskup Juliusz Paetz. To widomy ślad pozycji, jaką kiedyś zajmował w życiu Kościoła.

– Nie wątpię, że arcybiskup senior chciałby zostać zapamiętany tak, jak widziano go w okresie jego świetności, a nie przez pryzmat skandalu. Jest coraz bardziej zdeterminowany, by cofnięto ciążące nad nim sankcje Watykanu – mówi jeden z moich rozmówców.

– Obsesyjne zachowania Paetza, który tak bardzo chce być widoczny, noszą cechy choroby – uważa jeden ze znanych poznańskich księży. Próbuje zrozumieć jego motywy i nie ukrywa, że żal mu Paetza – jak mówi, musiał on przecież znosić upokorzenia i jego sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Współczucie dla arcybiskupa wyraża, przynajmniej prywatnie, wielu poznańskich księży. Kiedy jednak pytam, jak potoczyły się losy molestowanych przez Paetza seminarzystów, czy żaden z nich nie stracił powołania, nie uzyskuję odpowiedzi nawet w kurii.

75-letni Juliusz Paetz musi czuć presję czasu. Od kilku lat uruchamia swe kontakty w Watykanie, by znieść nałożone na siebie sankcje. Nie może prowadzić samodzielnie liturgii i jest to zapewne dla niego poniżające.

Prawdopodobnie jego kampania zakończyłaby się sukcesem, gdyby nie nieprzejednane stanowisko metropolity poznańskiego arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, który miał zagrozić: „albo Paetz, albo ja”.

– Arcybiskup Gądecki okazał się niezłomny. Prawdę mówiąc, do tej pory wierni nie znali go z tej strony. Często zmieniał decyzję, przenosił np. proboszcza na inną parafię, a kiedy parafianie protestowali, ulegał im – mówi jeden z moich rozmówców.

Biegli w czytaniu między wierszami kościelnych komunikatów obserwatorzy nie mają wątpliwości – nikt nie kłamie, ale stara się nie powiedzieć jasno prawdy. Arcybiskup Gądecki nie ustąpił ze stanowiska, ale złożył list z prośbą o dymisję, list nie wpłynął do Watykanu, ale to nie znaczy, że nie dostał go np. nuncjusz papieski.

Czy gdyby arcybiskup Gądecki nie zajął tak pryncypialnej postawy, sprawy potoczyłyby się po myśli Paetza? Moi rozmówcy nie mają co do tego wątpliwości.

– Kiedy rozeszły się pogłoski o rehabilitacji Paetza, wielu księży przyjęło to ze spokojem, a nawet zadowoleniem. To przecież ks. Adam Boniecki natychmiast pospieszył ze stwierdzeniem, że ten, kto był odsunięty, może wrócić. Wspólnota chrześcijańska zaś powinna się z tego radować. Nie byłoby więc oporu. Arcybiskup ma wielu wypróbowanych przyjaciół – mówi jeden z mych rozmówców, aktywny w poznańskim laikacie.

Wielu katolików przeżyło prawdziwy szok, gdy podczas pogrzebu prezydenckiej pary na Wawelu w pierwszym rzędzie zasiadających w katedrze biskupów zobaczyli Juliusza Paetza. Rozdzwoniły się telefony w poznańskich redakcjach, czytelnicy pytali, kto zaprosił arcybiskupa na uroczystości. Internetowy portal Tęczowy Poznań ironicznie komentował publiczne pojawienie się Paetza, komplementując jego „jak zwykle sexy fryzurkę”.

– Arcybiskup Paetz często zjawia się spontaniczne na kościelnych uroczystościach. Korzysta z tego, że ma do tego prawo jako arcybiskup senior. Ale wydaje się, że choćby ze względu na środki bezpieczeństwa podjęte podczas mszy z udziałem głów państw nie mógł przybyć na Wawel bez zaproszenia, a przynajmniej uzgodnień z kardynałem Dziwiszem – słyszę w poznańskiej kurii.

[srodtytul]Bulwersująca życzliwość[/srodtytul]

Arcybiskup Paetz nigdy nie przyznał się do molestowania kleryków, a watykańska komisja, która przesłuchiwała w Polsce świadków, nie ujawniła, jakie są jej ustalenia. Można domniemywać, że były one dla Paetza niekorzystne, skoro Jan Paweł II wymógł jego ustąpienie, ale nigdy nie zostało to powiedziane.

„Przecięto wrzód, ale ropa będzie nadal zatruwać organizm poznańskiego kościoła” – powiedział wówczas „Rz” znany dominikanin Paweł Kozacki i został zganiony przez poznańską kurię za zbytnią śmiałość poglądów. Dzisiaj i w poznańskiej kurii słyszy się jednak opinię, że przed laty w Watykanie popełniono błąd, którego konsekwencje trwają do dzisiaj.

– Ciągle dźwięczy mi w uszach to, co mówił Paetz, podając się do dymisji. Zwrócono oczywiście uwagę, że podkreślał, iż fałszywie zinterpretowano jego serdeczne gesty, ale arcybiskup powiedział też coś naprawdę bulwersującego i nie znalazło się to w opublikowanym potem tekście – mówi jeden z wywodzących się z Poznania posłów. – Stwierdził mianowicie, że okazał jedynie życzliwość taką samą, jakiej sam doświadczył jako kleryk, a potem młody ksiądz w Poznaniu, a następnie w Watykanie.

Przekaz, jaki zawierają te słowa, jest straszliwy. Arcybiskup Paetz okazywał bowiem życzliwość seminarzystom w zdecydowanie bulwersujący sposób. Jak pisała „Rz” w tekście „Grzech w pałacu arcybiskupim”, ujawniając sprawę molestowania kleryków, Paetz miał na przykład zwyczaj obdarowywania ich czerwonymi majtkami z napisem „Roma”. Sugerował, że napis należy odczytywać na wspak. Zapewniał też kleryków, że ponieważ miłosierdzie boskie jest nieskończone, Bóg wybaczy im upadek.

– To tylko hipoteza, ale dość prawdopodobna. Paetz mógł w pewnym momencie zasugerować, że jeśli nie zostaną cofnięte kościelne sankcje nałożone na niego przez Kongregację ds. Biskupów, może ujawnić niewygodne fakty. Oczywiście dotyczą one spraw dawnych, ale efekt jego rewelacji byłby wstrząsający – mówi jeden z moich rozmówców.

Arcybiskup Paetz musiał mieć w Watykanie mocne wsparcie, bo zrobił prawdziwą karierę. Został prałatem antykamery papieskiej, będąc w bezpośredniej służbie aż trzech papieży: Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Każdy gość, który czekał na audiencję, był witany i zabawiany rozmową przez Paetza.

Nie będę komentował nic, co wiąże się z Paetzem. I zabraniam pani pisać, że mówię, iż nie będę komentował – kategorycznie oświadcza mi w Poznaniu człowiek, który w ujawnieniu molestowania kleryków odegrał znaczącą rolę.

Gwałtowność reakcji, z jaką się spotykam, gdy chcę rozmawiać o arcybiskupie, jest zastanawiająca. – Nie mam żadnego komentarza i mieć nie będę – mówi prof. Maciej Giertych, który zasłynął tym, że kiedy przed laty zaczęto mówić o nietypowych zachowaniach arcybiskupa, miał otwarcie zażądać od niego wyjaśnień.

[srodtytul]Nie prawda ważna, lecz Poznań[/srodtytul]

Wszystko wskazuje na to, że poznańskie elity nie uznają sprawy Paetza za definitywnie zamkniętą i budzi ona wielkie emocje.

Pod pewnymi względami mówi ona dużo nie tylko o Kościele, ale i samym Poznaniu. Kiedy przed ośmiu laty, po publikacji „Rz” wybuchł skandal wokół arcybiskupa, prominentne osobistości napisały list w jego obronie. Tajemnicą poliszynela jest, że inicjatorem był zaprzyjaźniony z Paetzem Jan Kulczyk.

– Udało mu się przekonać kilka znaczących osób do podpisania listu. Po zebraniu pierwszych sześciu podpisów nastąpił efekt lawinowy. Wielu sygnatariuszy, kiedy trochę ochłonęło, żałowało, że się zgodziło, ale było za późno – mówi jeden z przyjaciół Kulczyka.

Zblatowane elity zawsze natychmiast ruszają w tym mieście na pomoc, gdy atakowany jest jeden z ich członków. Taką opinię można usłyszeć w Poznaniu. – To specyficzne miasto. Prawie nie ma migracji, ludzie mieszkają tu od pokoleń. Solidarność środowiskowa jest bardzo silna, panuje przekonanie, że należy bronić swoich – przyznaje Konrad Szymański, eurodeputowany PiS.

Niektórzy z sygnatariuszy listu w obronie Paetza chętnie by o całej sprawie zapomnieli. – Zmanipulowano odbiór naszego apelu, bo chodziło o to, by szanować godność arcybiskupa, nie stawiać go pod medialnym pręgierzem – mówi Stefan Jurga, były rektor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Ma powody, by żałować swego poparcia – prawdopodobnie dlatego nie wysunięto go jako kandydata na prezydenta Poznania.

Ale są też ludzie, którzy nigdy nie cofnęli swego poparcia dla Paetza.

– Niegodziwie postąpiono i nadal postępuje się z arcybiskupem. Nie można tak traktować wybitnego człowieka, który zajmował znaczącą pozycją i przydawał Poznaniowi blasku. Nieważne, jaka jest prawda o tym, co robił, bo przecież nie o nią chodzi – mówi były dyrektor opery Sławomir Pietras.

„Niezależnie od tego, jakie będę faktyczne ustalenia, będziemy bronić wybitnego obywatela Poznania”. Tak napisano w innym liście, który powstał z kolei, gdy komisja śledcza zajmowała się wiedeńskimi kontaktami Jana Kulczyka z rosyjskim szpiegiem Ałganowem. Poznańskie elity są szokujące w swej szczerości – prawda jest mało istotnym elementem, który nie może decydować o ocenie członka tych elit.

[srodtytul]Niech śpi z kim chce[/srodtytul]

Arcybiskup Paetz to uroczy człowiek. Obcując z nim, miało się przyjemność kontaktu z człowiekiem z naprawdę wysokiej półki. Nie oszukujmy się, polscy księża prezentują najczęściej model „aktywistyczno-budowlany”. Kiedy się człowiek z nimi spotyka, nie potrafią się uwolnić od rozważań, jakich materiałów im potrzeba na remont kościoła. A w towarzystwie Paetza ma się poczucie przebywania w świecie wysokiej kultury – mówi poseł Jan Filip Libicki.

Kiedy rozmawia się prominentnymi poznaniakami, trudno oprzeć się wrażeniu, że kryteria, zgodnie z którymi oceniają księży, są dość specyficzne.

– Szkoda, że obecny metropolita poznański ogranicza się do posługi kapłańskiej i nie udziela się towarzysko – ubolewa jeden z najbardziej znanych poznańskich biznesmenów. Koncepcja kapłana ocenianego pod względem walorów towarzyskich wydaje się w tym mieście ugruntowana.

Tylko jeden z profesorów zasiadających w społecznej radzie przy metropolicie poznańskim podnosi nieśmiało fakt, że arcybiskup Gądecki jest wybitnym biblistą.

– Arcybiskup Paetz nie opuścił żadnej premiery. Zapraszał artystów do pałacu arcybiskupiego. Zapomnieć o tym i nie okazywać wdzięczności byłoby niegodziwością – mówi z emfazą były dyrektor Teatru Wielkiego Sławomir Pietras.

Poznań jest miastem, w którym wręcz wypada się afiszować swoją religijnością. Jako żelazną anegdotę opowiada się, że działaczka lewicy Krystyna Łybacka co niedzielę siada w pierwszej ławce jednego z kościołów, otwierając modlitewnik.

Wiele wskazuje na to, że w Poznaniu, statecznym mieście, które zasłynęło w ostatnich latach z afer obyczajowych, Juliusz Paetz nadal będzie znajdował obrońców. – Strzelały korki szampana wśród zwolenników arcybiskupa, gdy były rektor Wydziału Teologicznego UAM Tomasz Węcławski zrzucił sutannę – mówi jeden z mych rozmówców. – A potem ożenił się i odszedł z Kościoła. A przecież to właśnie on najmocniej angażował się w ujawnienie molestowania kleryków. Nie da się ukryć, że to argument dla Watykanu: coż to za marni ludzie prześladowali Paetza!

– Na Boga, czego właściwie chcą od naszego arcybiskupa? Czy uspokoją się dopiero, gdy ukrzyżują go na drzwiach katedry? Przecież nie popełnił żadnego przestępstwa – oburza się Sławomir Pietras. – Pedofilia jest przestępstwem, ale jeśli coś dzieje się między dorosłymi osobami, to arcybiskup ma prawo spać z aniołkiem, zakonnicą czy klerykiem.

[i]—współpraca Łukasz Zalesiński[/i]

– Nie mam nic do powiedzenia w kwestii arcybiskupa Paetza. Nic ponad to, co powiedział już rzecznik Watykanu. Sytuacja arcybiskupa seniora pozostaje bez zmian – mówi ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik poznańskiej kurii metropolitalnej.

Na Ostrowie Tumskim, kilkadziesiąt metrów od monumentalnej katedry, znajduje się neoklasycystyczna willa otoczona żelaznym ogrodzeniem. Zamknięta furtka i zasunięte firanki odgradzają ją od świata. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że jej lokator, arcybiskup senior Juliusz Paetz, już wkrótce pojawi się na kolejnej uroczystości kościelnej lub całkiem świeckiej imprezie.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów