Dyskryminacja Rosjan? Za mocno powiedziane

Z Dmitrijsem Trofimovsem, przedsiębiorcą i prezesem Łotewskiej Unii Właścicieli Nieruchomości rozmawia Filip Memches

Publikacja: 16.07.2011 01:01

Media w Polsce co jakiś czas donoszą o dyskryminowaniu mniejszości narodowych w krajach bałtyckich. Chodzi głównie o sytuację ludności polskiej na Litwie. W przypadku Łotwy dużo słychać o kłopotach ludności rosyjskiej. Czy rzeczywiście odrodzenie łotewskiej niepodległości przyniosło takie rezultaty?



Dmitrijs Trofimovs:

Zacznijmy od tego, że wraz z odzyskaniem niepodległości niezbędna stała się znajomość języka łotewskiego. Olbrzymia część Rosjan straciła sporo na tym, że go nie znała. Ci ludzie nie mogli bowiem pracować chociażby w administracji państwowej. I temu nie sposób zaprzeczać. Pojawił się też problem Rosjan, którzy się stali bezpaństwowcami. Ich status był kompletnie niejasny do roku 1995. Potem ich prawa i obowiązki zostały dookreślone. A zatem możemy mówić o pewnych ograniczeniach, ale nie o dyskryminacji. Jaka to bowiem dyskryminacja jeśli człowiek ponosi konsekwencje tego, kim jest i co potrafi? Zresztą takie niewłaściwe podejście działa i w drugą stronę. Bo teraz pojawiają się głosy Łotyszy, którzy uważają, że są dyskryminowani, jeśli się oczekuje od nich znajomości języka rosyjskiego. A to jest przecież całkowicie w porządku, że szefostwo jakiejś instytucji czy jakiejś firmy wymaga od swoich pracowników znajomości i łotewskiego, i rosyjskiego, i angielskiego. Żyjemy w otwartym kraju – nie każdy petent czy klient musi mówić po łotewsku. Wracając jeszcze do ograniczeń, jakie zostały nałożone na Rosjan, to trzeba jeszcze dodać, że miały one nie podłoże etniczne, lecz obywatelskie.



Jak to należy rozumieć?



Jestem Rosjaninem i od razu uzyskałem obywatelstwo łotewskie.

Ale zanim uzyskał pan obywatelstwo łotewskie musiał się pan wykazać znajomością języka łotewskiego...



To nie było konieczne. Moi przodkowie byli bowiem obywatelami Łotwy przed rokiem 1940, kiedy została ona zaanektowana przez ZSRR. To był przecież zawsze wieloetniczny obszar. Mieszkali na nim: Łotysze, Niemcy, Rosjanie, Żydzi, Polacy i inni. Jeśli chodzi o Rosjan przebywają oni na Łotwie od bardzo dawna. Już w XVII wieku osiedlili się tu staroobrzędowcy. Do roku 1940 Rosjanie stanowili około 15 procent mieszkańców Łotwy. Tak więc Łotysze i Rosjanie mieszkają ze sobą już od długiego czasu. Oczywiście oba narody różnią się pod względem mentalności, lecz współegzystują. Takich osób jak ja jest na Łotwie mnóstwo. Tak więc problem dotyczy Rosjan, którzy osiedlili się na Łotwie w czasach sowieckich, i aby zostać jej obywatelami muszą oni przejść proces naturalizacji, czyli nauczyć się języka łotewskiego. Kryterium etniczne nie ma tu więc żadnego znaczenia. Nawiązując jeszcze do pańskiego pytania, 20 lat temu słabo znałem łotewski, ale postanowiłem po prostu go używać tak, jak potrafię. A bycie Rosjaninem nie przeszkodziło mi w sprawowaniu wielu prestiżowych funkcji publicznych, co też o czymś świadczy.



Istnieją zatem dwie kategorie Rosjan: ci, którzy mieszkają na Łotwie z dziada pradziada oraz ci, którzy stanowią pozostałość sowieckiej okupacji. W przypadku tych drugich możemy mówić o mieszkańcach – bo nawet nie o obywatelach – gorszej kategorii. Są oni karani za czynny lub bierny udział w sowietyzacji Łotwy. A przecież nie każdy z nich przybył na Łotwę z takimi zamiarami. To było zwyczajne przemieszczanie się ludzi w granicach jednego państwa. Tak przynajmniej argumentować mogą władze Federacji Rosyjskiej.

Sprawa wydaje się prosta. Człowiek ma możliwość naturalizacji. Wystarczy, że zda egzamin państwowy ze znajomości na najbardziej podstawowym poziomie języka łotewskiego. I z tej możliwości skorzystało wiele osób. Tym samym odsetek bezpaństwowców w społeczeństwie łotewskim obniżył się z prawie 30 procent do 14. Przy czym bezpaństwowcy pod względem swoich praw i obowiązków niewiele się różnią od obywateli Łotwy. Mają oni prawo na pobyt stały, płacą podatki itd. Jeśli poza granicami państwa łotewskiego coś im się złego stanie, to mogą liczyć na jego zainteresowanie. Ta sytuacja jest odmienna od tej, którą mają bezpaństwowcy innych krajów. Nawet Konwencja ONZ dotycząca bezpaństwowców nie odnosi się do statusu, jaki mają oni na Łotwie i w Estonii. A jeśli chodzi o opór wobec naturalizacji, to według pewnej opinii, starsze pokolenie Rosjan jej unika, ponieważ mu się to opłaca. Chodzi o częste podróże do Rosji i długie pobyty w niej – w kraju, w którym mieszkają krewni, przyjaciele, znajomi. Posiadanie obywatelstwa łotewskiego oznacza konieczność ubiegania się o wizę rosyjską i w ogóle borykanie się z rozmaitymi formalnościami. Tymczasem Rosjanie, którzy pozostają bezpaństwowcami, nie muszą niczego załatwiać. Są traktowani w Rosji niemal jak jej obywatele.

Tak więc mimo wszystko bezpaństwowcy skazani są na konflikt z państwem łotewskim. W razie jakichkolwiek napięć między Łotwą a Rosją, pada na nich podejrzenie bycia piątą kolumną.

Nie sprowadzajmy wszystkiego do polityki. Bezpaństwowcy to nie jest jednolita grupa. Niektórzy z nich nie starają się o naturalizację po prostu z lenistwa. A pozostają jak najbardziej lojalni wobec państwa łotewskiego. Również w tym sensie, że się w ogóle nie angażują w politykę. Bo, nie oszukujmy się, w dzisiejszym świecie na wybory chodzi zazwyczaj nie więcej niż 50 procent uprawnionych do głosowania. Poza tym historycznie rzecz biorąc, wbrew pokutującym stereotypom, jeśli Rosjanie podejmują decydują się mieszkać w innych państwach, to stają się ich lojalnymi obywatelami. Tak było chociażby po rewolucji październikowej. Ponadto Rosjanie mieszkający poza Rosją, wykazują się pewną empatią. To znaczy utrzymując swoją tożsamość przejmują wiele cech narodów, wśród których przebywają. Na Łotwie też to występuje.

Rozmawialiśmy o Rosjanach, którzy są obywatelami łotewskimi oraz Rosjanach będących bezpaństwowcami. A jak się zachowują obywatele rosyjscy, którzy mieszkają na stałe na Łotwie? Tacy chyba też są?

Wśród nich nie brakuje ludzi, którzy przyjęli obywatelstwo rosyjskie, żeby ułatwić sobie prowadzenie interesów w Rosji. Ale nie wyjeżdżają z Łotwy, nie narzekają na nią, pozostają wobec niej lojalni. Z kolei wśród Rosjan będących obywatelami Łotwy zdarzają się i tacy, którzy uważają państwo łotewskie za pomyłkę historii. Nie pojmuję takiego sposobu myślenia. Nie rozumiem, jak można mieszkać na Łotwie i de facto być zdania, iż lepiej, gdyby w tym kraju nie było Łotyszy. Łotwa bez Łotyszy to nie Łotwa. To Rosja. Jeśli się zatem komuś Łotwa nie podoba, może jechać do Rosji, która jest obok. Tak więc to wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. Chcę wyraźnie podkreślić: nie ma jako takiego antagonizmu między ludnością łotewską a rosyjską, chociaż, oglądając telewizję rosyjską, można odnieść wrażenie, że on występuje. Czymś zupełnie naturalnym są chociażby na Łotwie mieszane małżeństwa.

To dość idylliczna wizja. Światowe media chyba nie mijają się z prawdą, kiedy informują o napięciach między państwem łotewskim a rosyjskim. Czy Federacja Rosyjska próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy Łotwy za pośrednictwem mieszkających na jej terenie Rosjan?

To jest uproszczenie. Oczywiście na Łotwie występuje pogląd, wedle którego takie napięcia to robota Federacji Rosyjskiej. Bo faktycznie media rosyjskie próbują wpływać na świadomość Rosjan, którzy mieszkają na Łotwie. Ale nie chcę przerzucać odpowiedzialności za błędy popełnione w swoim czasie przez władze łotewskie na władze innego kraju. Bo był moment, w którym Łotysze nie potrafili pozyskać przychylności wielu Rosjan. Traktowali bowiem ich jako jednolitą masę. Nie odróżniali Rosjanina od kogoś, kogo należałoby raczej określić mianem homo sovieticus. Właśnie ci tak zwani „ludzie radzieccy” stanowią na Łotwie problem, ponieważ uważają za normę to, co było w czasach sowieckich. Ale nie można tych osób utożsamiać z Rosjanami.

Jaka jest na Łotwie pozycja polityków, którzy występują jako reprezentanci ludności rosyjskiej? Przykładem może być robiąca wiele szumu posłanka do europarlamentu Tatjana Ždanoka.

Jej partia to margines. Oczywiście są ludzie, którzy to ugrupowanie popierają, ale nie stanowią oni nawet większości rosyjskiej ludności. Młodzi Rosjanie nie mają problemu z funkcjonowaniem w społeczeństwie łotewskim. Oni zazwyczaj mówią też po łotewsku. I warto odnotować jeszcze jedną pozytywną tendencję. W swoim czasie rosyjskie ugrupowania polityczne rozpowszechniły wśród Rosjan modę na wstążki świętego Jerzego. To taka demonstracja poczucia związku z państwem rosyjskim, która spotyka się ze zrozumiałych powodów z nieprzychylnym odbiorem Łotyszy. Widać wyraźnie, że wstążek świętego Jerzego jest na ulicach łotewskich miast coraz mniej. Swoją drogą bywa, że władze w Rydze wobec ludności rosyjskiej zachowują się nie fair. Będąc osobą całkowicie lojalną wobec państwa łotewskiego, osobą, która lubi i szanuje Łotyszy oraz kulturę łotewską, nie zamierzam się asymilować. Nie chcę być Łotyszem, zwłaszcza Łotyszem drugiej kategorii. Jeśli Rosjanin usiłuje z siebie robić Łotysza, to się ośmiesza. Na tej samej zasadzie mogę przyjechać teraz do Polski i twierdzić, że skoro miałem prababkę Polkę, panią Smińkowską, to i ja jestem Polakiem oraz mam prawo zmienić nazwisko z Trofimow na Smińkowski. A władzom zdarzało się podejmować próby przerabiania Rosjan na Łotyszy metodami administracyjnymi.

Jakie były tego przejawy?

Niektórym politykom się wydawało, że cel ten zostanie osiągnięty jeśli we wszystkich szkołach państwowych wprowadzi się nauczanie wyłącznie w języku łotewskim. Całe szczęście od tego odstąpiono. Moja babka ukończyła podczas pierwszej niepodległości Łotwy, w okresie międzywojennym szkołę rosyjską, i nie przeszkodziło jej to w tym, żeby się nauczyć biegle mówić po łotewsku. Ale jest jeszcze jedna istotna kwestia. Zbyt małą wagę przywiązywano u nas do wyrobienia pozytywnego wizerunku kraju zarówno wśród Łotyszy, jak i Rosjan. Na Łotwie słowo „patriotyzm” to pusty dźwięk. Jeśli człowiek nie kocha swojego kraju, to nie ma znaczenia, jakie ma on obywatelstwo, jakiej jest narodowości, po jakiemu mówi. Kraj na kogoś takiego nie może liczyć. I nie może też liczyć naród. A narodem Łotwy są wszyscy jej mieszkańcy, którzy się z nią utożsamiają. W tym sensie i ja mogę o sobie powiedzieć, że jestem Łotyszem.

A nie jest dla pana sztuczne, że nazywa się pan Dmitrijs Trofimovs, a nie Dmitrij Trofimow? Czy nie ma pan poczucia daleko idącej ingerencji władz łotewskich w pańską tożsamość? Dla Polaków na Litwie to jednak poważny problem.

Mam jedno pytanie do tych, którzy podnoszą ten temat: jeśli otrzymasz paszport chiński, to myślisz, że twoje imię i nazwisko będzie pisane cyrylicą? Oczywiście jest dobrze, kiedy istnieje w paszporcie rubryka, w której można napisać swoje imię i nazwisko w jego rodzimym brzmieniu. Dzięki temu łatwiej bowiem uniknąć wielu nieporozumień. Ale to, że państwo używa swojego języka tak, jak uważa to za stosowne, powinno być poza wszelką dyskusją. W przeciwnym bowiem razie, przyjeżdżając do obcego kraju, równie dobrze mogę żądać tego, aby tabliczki informacyjne były w moim rodzimym języku.

Na koniec poruszmy kwestie dotyczące polityki historycznej. Rosyjskie środowiska opiniotwórcze sprzyjające Kremlowi, oskarżają Łotwę, Estonię i Ukrainę o gloryfikowanie formacji, które w trakcie drugiej wojny światowej walczyły u boku Niemiec przeciwko ZSRR. Czy pochody weteranów Łotewskiego Legionu Waffen-SS to jedynie manifestacje dumy narodowej czy antyrosyjskie gesty przeciwko kultowi Wielkiej Wojny Ojczyźnianej?

Moim zdaniem wszyscy, którzy polegli w czasie wojny, zasługują na szacunek, a ci, którzy przeżyli, zasługują na przebaczenie. Niezależnie od tego, czy ktoś walczył w szeregach Waffen-SS czy Armii Czerwonej. Oczywiście nie mam tu na myśli zbrodniarzy wojennych. A jeśli chodzi o rosyjskie głosy sprzeciwu wobec pochodów weteranów Waffen-SS – skądinąd nietórzy z nich zostali wcieleni do tej formacji przymusowo – to są one mało wiarygodne. Państwo rosyjskie zachowywałoby się znacznie bardziej wiarygodnie, gdyby się u siebie zajęło neonazistowskimi środowiskami, które nie wstydzą się propagować nazizmu w jego czystej postaci. Tymczasem robi ono wiele hałasu wokół składania wieńców na pomniku Wolności raz w roku w stolicy małego, nikomu nie zagrażającego, sąsiedniego kraju. Oczywiście jeśli takie składanie wieńców ma przybierać charakter antyrosyjskiej demonstracji, to też jest niemądre. Lepiej to robić dyskretnie. Tak jak to czynią niektórzy weterani, udający się na cmentarz w małej miejscowości Lestene, aby tam uczcić swoich towarzyszy walki.

Dmitrijs Trofimovs, przedsiębiorca łotewski, Rosjanin, prezes Łotewskiej Unii Właścicieli Nieruchomości, honorowy konsul Republiki Filipin w Republice Łotewskiej, był wiceprezesem Izby Handlowo-Przemysłowej oraz doradcą ministerstwa rozwoju regionalnego i ministerstwa gospodarki.

Media w Polsce co jakiś czas donoszą o dyskryminowaniu mniejszości narodowych w krajach bałtyckich. Chodzi głównie o sytuację ludności polskiej na Litwie. W przypadku Łotwy dużo słychać o kłopotach ludności rosyjskiej. Czy rzeczywiście odrodzenie łotewskiej niepodległości przyniosło takie rezultaty?

Dmitrijs Trofimovs:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów