W rozmowach ze znajomymi, nawet tymi, którzy dość regularnie odwiedzają Hiszpanię w urlopowy czas, nigdy nie pada określenie Estremadura. Podobnie jak nazwy takich miejscowości, jak Badajoz, Almendralejo czy Mérida lub Trujillo, choć te dwie ostatnie pojawiają się nawet w popularnych książkach historycznych i przewodnikach.
Istotnie – położenie Estremadura ma gorzej niż fatalne, zwłaszcza z turystycznego punktu widzenia. Świadczy o tym sama jej nazwa, pochodząca od słowa extremo – skrajny, w domyśle chyba jednak bardziej „zapomniany", „odludny". Czy podróżujemy do Portugalii, czy też na południe półwyspu, żeby tu dotrzeć, zawsze nadłożymy drogi. Trzeba by nadłożyć sporo drogi i mieć wiele samozaparcia, by tu wstąpić. Mówiąc oględnie – to hiszpańska ściana zachodnia, odpowiednik naszej ściany wschodniej. Bogate rejony są w tym kraju na wschodzie i północy.
W dodatku region graniczy z podobnym i podobnie biednym obszarem po stronie portugalskiej, zwanym jeszcze niedawno... Estremadura. I choć obie części to historyczna całość, Portugalczycy włączyli ostatnio swój obszar do ogromnego regionu Alentejo i przestali używać – przynajmniej administracyjnie – oryginalnej nazwy, by ta nie myliła się nikomu z wielkim hiszpańskim sąsiadem.
Miasto emerytów ?i konkwistadorzy
A jest to obszar ogromny, równy niemal połowie Portugalii, ponad czterdzieści tysięcy kilometrów kwadratowych i ledwie milion mieszkańców. Jednak mimo gigantycznych rozmiarów Estremadura – patrząc z perspektywy całej Hiszpanii, od wybrzeża śródziemnomorskiego i Majorki po wybrzeże atlantyckie z Galicją i Santiago de Compostela na zachodzie – walory turystyczne ma żadne. Ani plaż, ani wyjątkowych gór, żadnych jezior, uroczysk, wodospadów. Czegokolwiek. Do tego – niechlujne nazewnictwo. Choćby w łacińskim określeniu największej rzeki w regionie Gwadiany – Flumen Anas, w którym Arabowie zamienili tylko „flumen" na swoje „wadi", nie zawracając sobie głowy, co może oznaczać owe „anas" (łac. kaczka). Z czego wyszło hiszpańskie Guadiana, czyli nasze Gwadiana. W innych regionach Hiszpanii Arabowie byli znacznie bardziej precyzyjni.
Jedynym ułatwieniem pozwalającym tu dotrzeć jest powstała w ostatniej dekadzie sieć autostrad. Teraz jedzie się tu trzy godziny, a jeszcze nie tak dawno musiałem spędzić w samochodzie pięć–sześć. Choć leżące przy granicy z Portugalią Badajoz (i posiadające lotnisko z jedną osobą personelu naziemnego oraz jednym i jedynym lotem do Madrytu dziennie tanimi liniami) jest trzy razy większe od Méridy, to ta ostatnia jest stolicą całego regionu. Głównie z uwagi na swe centralne położenie oraz historyczne zaszłości.
Mérida to rzymska Emerita Augusta, zwana już w starożytności Małym Rzymem. To tutaj osiadali na emeryturze żołnierze kolejnych cezarów lub przybywali spędzić urlop. Dla mieszkańców Italii być może nie była to wielka atrakcja, ale dla służących latami w Germanii wojowników – bardzo kusząca propozycja. Choć temperatury w Méridzie są w lecie wysokie, to łagodzący je wpływ rzeki, obfitość zwierzyny, ryb, warzyw i owoców, a przede wszystkim święty spokój bardzo sprzyjały osadnictwu.
W czasach rzymskich Mérida była tak potężna, że została stolicą ogromnej prowincji Lusitania (Hispania Lusitania), obejmującej całą Portugalię i wschodnią Hiszpanię, z całą Estremadurą. Luzytanów, których ziemie podbili Rzymianie, Portugalczycy uznają za swoich przodków – choć trochę to naciągane (jak u nas Sarmaci), bo do dziś nie wiadomo nawet, kim byli i skąd się oni wywodzili ani gdzie się rozproszyli po rzymskim podboju.