Wystawa Williama Turnera w Londynie

Wydarzeniem końca tego roku w Londynie była wystawa „Późny Turner" pokazywana w salach Tate Britain. W tym samym czasie na ekrany tamtejszych kin wszedł nowy film Mike'a Leigh „Mr. Turner". To nie pierwszy powrót do twórczości tego angielskiego romantyka, pokazywanego bądź jako prekursor impresjonizmu, bądź poszukiwacz wzorów dawnych mistrzów.

Aktualizacja: 02.01.2015 20:53 Publikacja: 02.01.2015 20:00

„Dzień po potopie – Mojżesz spisuje Księgę Stworzenia” (1843). Rozbudowany tytuł, ale tak naprawdę l

„Dzień po potopie – Mojżesz spisuje Księgę Stworzenia” (1843). Rozbudowany tytuł, ale tak naprawdę liczy się światło. Tylko światło.

Foto: Modern Tate Gallery

Zaskakiwać może to uparte przyglądanie się twórczości malarza, który zmarł w 1851 roku. Dlaczego Turner tak bardzo ciekawi współczesnych Brytyjczyków? Odpowiedzi jest wiele. Jest on jednym z fundamentów tamtejszej kultury. Symbolem „brytyjskości". Według wielu – najlepszym z tamtejszych malarzy, mimo upływu czasu i zmieniających się mód. W konkursie zorganizowanym w 2005 roku przez BBC jego dzieło „Ostatnia droga Temeraire'a" (1839) uznano za najwybitniejszy brytyjski obraz.

Zobacz galerię >>

Twórczość Turnera nadal jest aktualna i wzbudza emocje. Jego imię nosi nawet ustanowiona w 1984 roku nagroda dla artystów, którzy nie przekroczyli 50. roku życia. Dziś to najbardziej prestiżowe wyróżnienie w świecie sztuki, a nagrodzonych twórców nie sposób uznać za artystycznych konserwatystów. Otrzymali ją czołowi brytyjscy artyści, m.in. Damien Hirst, Steve McQueen, Rachel Whiteread oraz duet Gilbert & George. Właśnie wręczono ją po raz kolejny. Tym razem wyróżniono Duncana Campbella.

Mopem malowane

Kim zatem był pan Turner? Wybitny francuski malarz Eugene Delacroix w swych „Dziennikach" zanotował: „Mieszkał ze starą służącą i skąpił na wszystko. Pamiętam, że był u mnie raz jeden, kiedy mieszkałem na quai Voltaire. Zrobił na mnie wrażenie byle jakie: wyglądał jak farmer angielski; czarny, dość prostacki strój, grube buty, twarz surowa i zimna". Z kolei Mike Leigh opisuje bohatera swojego filmu: „Był gigantem wśród artystów, prostolinijny i bezkompromisowy, niezwykle płodny, rewolucyjny w swoim podejściu, doskonały w swoim rzemiośle, z wizją jasnowidza. Jednak Turner jako człowiek był ekscentryczny, anarchiczny, wrażliwy, niedoskonały, kapryśny, a czasami grubiański. Mógł być samolubny i obłudny, skąpy a jednak hojny, i był zdolny do wielkiej pasji i poezji".

Leigh zaczyna swą opowieść w sierpniu 1829 roku. Umiera ojciec artysty, z którym przez lata mieszkał. W tym samym roku poznaje Sophię Booth, z którą potem zamieszka w domu w Chelsea. Rozpoczyna się nowy rozdział w życiu malarza. Był on zresztą bardzo skrytą osobą, a o jego życiu prywatnym dyskretnie milczano. Miał wąskie grono przyjaciół. Nigdy się nie ożenił. Wcześniej pozostawał w związku ze starszą od siebie wdową Sarah Danby, z którą miał dwie córki.

Wystawa w Tate zaczyna się później, bo w 1835 roku. Pokazuje po raz pierwszy zebraną w jednym miejscu twórczość z ostatnich 16 lat jego życia.

Turner ma w 1835 roku 60 lat. Jest sławny. Szybko zresztą został doceniony. Urodził się w 1775 roku w rodzinie producenta peruk Williama Turnera. W wieku 14 lat rozpoczyna naukę malarstwa. Trafia do Królewskiej Akademii Sztuki. W 1796 roku wystawia swój pierwszy olejny obraz. W 1802 roku zostaje pełnoprawnym członkiem Królewskiej Akademii Sztuki. Ma 27 lat. W tym samym roku wyrusza w swą pierwszą podróż po Europie. Zaczyna stale wystawiać. Zdobywa uznanie kolekcjonerów, podziw publiczności i krytyki. Wśród piszących o nim znalazł się niezwykle wpływowy krytyk literacki William Hazlitt.

W 1835 roku jest już klasykiem, w dodatku niezależnym finansowo. Właśnie otworzył własną Turner's Gallery. Jednak jego nowe obrazy coraz częściej są krytykowane. David Blayney Brown, jeden z kuratorów wystawy, wymienia epitety, jakimi określano obrazy Turnera: siarka, pył ceglany, szpinak i jajka, omlety i „cały szereg kuchennych przedmiotów", nie mówiąc już o „zarozumiałej tandecie". Wielebny John Eagles, pisujący jako „The Sketcher" na łamach „Blackwood's Magazine", w 1835 roku pytał: „Czy oczom Pana Turnera przydarzył się jakiś wypadek? Czy zostały one zgaszone przez blask jego własnych kolorów?". Jego późne obrazy, dodawał, „pokazują oznaki osłabienia widzenia". Z kolei Richard Doyle w karykaturze opublikowanej w czerwcu 1846 roku w „Almanack of the Month" przedstawił Turnera malującego obraz... mopem.

Trzeba przyznać, że późne obrazy Turnera, w których wszystko zostało sprowadzone do plam barwnych, mogły szokować współczesnych mu odbiorców. Jednak płótna uznane później za prekursorską zapowiedź impresjonizmu, a nawet abstrakcji, nigdy nie były wystawiane. Tylko nieliczni mogli je zobaczyć. Jednak nawet obrazy publicznie pokazywane okazywały się czasami zbyt wyzywające.

Twórczość malarska Turnera długo była osadzona w tradycji, w schematach wywodzących się jeszcze z XVII wieku. Bardzo świadomie czerpał on z malarstwa Francuza Claude'a Lorraina, artysty, którego prace były probierzem doskonałości w sztuce pejzażu, oraz z obrazów mistrzów holenderskich złotego wieku. O tych zależnościach można łatwo się przekonać, idąc do londyńskiej National Gallery. To tam – zgodnie z zapisem testamentowym malarza – jego płótna wiszą naprzeciw dzieł Lorraina. To jedyny wyłom w tym muzeum, które wystawiając swoje zbiory, trzyma się ściśle chronologicznych i geograficznych ram. To kolejny przykład szczególnego statusu Turnera w tamtejszej kulturze.

Błysk kadru

Z upływem lat Turner zaczyna coraz bardziej eksperymentować. Realistyczne motywy, malowane plamami jasnych, intensywnych barw, roztapiają się w świetlistej atmosferze. Pozostają jedynie zarysy pejzażu, architektury, ludzi. Poprawia też swoje dawne dzieła. „Plażę w Brighton" z 1827 roku po 1843 zaczyna przemalowywać, usuwając zbędne szczegóły. Podobnie postępuje z innymi obrazami. Stale chciał doskonalić swoje dzieła. Na wystawie znalazł się niewielki obrazek Williama Parrotta przedstawiający Turnera podczas tzw. varnishing day, krótkiego czasu, w którym artyści mogli wnosić ostatnie korekty do swych dzieł wystawianych na dorocznej wystawie w Akademii Królewskiej. Stoi przed płótnem z pękiem pędzli i mozolnie wprowadza zmiany. Doradza też stale innym, podpowiadając koniecznie zmiany. Szczególnie wspiera młodszych twórców. A kiedy nie przyjmują jego rad, bierze pędzel do ręki i sam nanosi stosowne poprawki.

Turner pragnie w jednym przebłysku, niczym w filmowym kadrze, pokazać to, co ważne, istotne. Jednak jego nowa maniera bywa nierozumiana. Padają zarzuty, że w swych dziełach rozmija się z rzeczywistością. Według jednej z anegdot pewnego dnia narysował port w Plymouth. Ten szkic pokazał pewnemu oficerowi. Ten ze zdziwieniem zauważył, że brakuje kilku istotnych szczegółów. Turner tłumaczył, że w zachodzącym słońcu ich nie widać. „Ależ przecież pan wie, że one tam są" – upierał się rozmówca malarza. „Mam rysować to, co widzę, a nie to, co wiem" – odparł Turner.

Jego sposób pracy nad obrazami bywał odległy od tradycyjnych wyobrażeń. Stosował techniki wykorzystywane później przez impresjonistów i artystyczną awangardę: malowanie gąbką, przemywanie, przecieranie, punktowanie. Ale jest też inny aspekt jego eksperymentów, na który zwróciła uwagę Maria Poprzęcka. Turner wykładał na Akademii zasady perspektywy i sam je doskonale opanował. Jednak „doszedł do przekonania, że geometryczny wykres perspektywiczny to »łatwa fikcja«". Podobnie jak współcześni mu optycy zauważył, że tylko część pola widzenia jest ostra. Wyciągnął z tego wnioski. Jego obrazy pokazują „to, co widzialne, a jednocześnie sam proces widzenia". Nie był jednak naukowcem, lecz pilnym obserwatorem obdarzonym intuicją.

Późny Turner jest stałym źródłem nieporozumień. „Czy zatem Turner jest ojcem sztuki współczesnej?" – pyta Jonathan Jones na łamach „Guardiana" przy okazji wystawy w Tate. „Czy jego przyprawiające o zawrót głowy wiry światła zapoczątkowały nowy sposób patrzenia na świat?". Owszem, jego twórczość poprzedza impresjonizm, jednak jego wpływ, dodaje Jones, był głębszy. Obrazy Turnera są zapowiedzią Matisse'a i sztuki abstrakcyjnej, ale też surrealizmu, Salvadora Dalego i Maxa Ernsta. Jest mu bliski nawet Cy Twombly, niedawno zmarły wybitny amerykański malarz, który w swych płótnach wciąż na nowo interpretował klasyczne tematy.

Wiry światła

Historycy sztuki zapewne wyśmieją te pomysły – zaznacza Jones. Zapewne ma rację. Turner nieustannie był zanurzony w klasycznej literaturze, mitologii i historii. Nie myślał o obrazie wyłącznie jako o płaszczyźnie pokrytej barwnymi plamami. Odwoływał się do historii Apolla i Dafne, Bachusa i Ariadny... Maluje Cycerona w jego wiejskiej willi. Bohaterem jednego ze swych najsłynniejszych obrazów (1828, przemalowany w 1837) uczynił rzymskiego konsula Marka Atyliusza Regulusa, który – wypełniając dane wcześniej słowo – wrócił do Kartaginy świadom, że poniesie tam śmierć. Według jednej z wersji zdarzeń wycięto mu powieki i zmuszono, by patrzył, w bólu, wprost w słońce. Aż do oślepnięcia. Turner przedstawił ten moment kaźni. Jesteśmy w porcie. U nabrzeża wśród przycumowanych statków kłębi się tłum. Na pierwszym planie kat torturuje Regulusa. Podobnie jak on patrzymy pod oślepiające światło, które sprawia, że wszystko jest rozmyte, rozedrgane. Niemalże nierzeczywiste.

Jest też inny Turner, przyglądający się współczesności. Ten maluje „Pożar Izby Lordów i Izby Gmin" (1834) i „Ostatnią drogę Temeraire'a" (1839), czyli holowanie na miejsce rozbiórki jednego z okrętów biorących udział w bitwie pod Trafalgarem. W 1844 roku powstaje „Deszcz, para, prędkość", jeden z najbardziej niezwykłych jego obrazów, przedstawiający pociąg mknący po moście. Wyraźny jest jedynie przód lokomotywy. Wszystko pozostałe – wagony, most, para z komina i krople wody – zlewa się w złotawą poświatę.

Nowoczesność nieustannie miesza się u niego z przeszłością, biblijne historie sąsiadują z aktualnymi dramatycznymi wydarzeniami. Jednocześnie Turner maluje wiele pejzaży pozbawionych jakichkolwiek literackich i historycznych odwołań. Obrazów, w których mierzy się z oddaniem żywiołów. Być może to właśnie różnorodność sprawia, że tak wielu odwołuje się do Turnera i tworzy jego wizerunek zgodnie ze swoimi oczekiwaniami. Patrzy na niego, wpisując go we współczesne ramy. A może nie ma jednego pana Turnera, tylko wielu?

W 1835 roku Turner ukończył 60 lat. Powoli zaczyna się wycofywać z oficjalnych obowiązków. Przestaje nauczać w Akademii. W 1836 roku wydaje pożegnalny obiad w Somerset House. Jak podkreślają twórcy wystawy, wraz z upływem lat jego zdrowie psychiczne się pogorszyło. Cierpiał też na kilka chorób. Miał problemy z sercem. Jednak zaraz dodają: nie stał się niedołężny. Wręcz przeciwnie, zazdrościć można jego aktywności. Do końca życia wystawiał, po raz ostatni w Akademii Królewskiej w 1850 roku. Wiele podróżował. W 1835 roku odwiedził Danię, Niemcy, Czechy i Holandię. W następnym roku jedzie do Francji i Szwajcarii. W 1837 jest w Paryżu i Wersalu. W 1840 roku jego trasa prowadzi od Rotterdamu do Wenecji (podróżuje wzdłuż Renu). W 1844 roku ostatni raz odwiedza Szwajcarię.

Pod znakiem Ruskina

Kolejno odchodzą jego przyjaciele, ale też konkurenci. W 1837 roku umiera jego protektor Lord Egremont, znany architekt John Soane oraz John Constable, pejzażysta, z którym Turner stale konkurował. W 1841 malarz David Wilkie. Trzy lata później legendarny i ekscentryczny powieściopisarz, krytyk i kolekcjoner William Beckford. Ale zdobywa też – mimo głosów krytyki i niezrozumienia – nowych wielbicieli. Wśród nich – John Ruskin. Poznaje twórczość Turnera w swoim rodzinnym domu. Jako nastolatek, oburzony napaścią „The Sketchera" na malarza, pisze list do redakcji i zostaje największym admiratorem Turnera. On też ustala obowiązujący do dziś kanon „czytania" jego twórczości, wydając w 1843 roku pierwszy tom swej fundamentalnej pracy „Modern Painters". Później zaś opracowuje legat testamentowy malarza.

Ruskin przekonuje, że „jeżeli malarz ma inwencję [...] nie może ukazywać rzeczywistych faktów, lecz wrażenie, które pozostawiły one w jego umyśle". I dokonuje istotnego, doniosłego przesunięcia akcentów w ocenie dorobku malarza, który wiedzą o naturze – jak podkreślał – przewyższał dokonania innych.

Za szczególnie ważne uznał szkicowe prace malarza. Cenił je wyżej niż dotąd powszechnie podziwiane, „wykończone" płótna Turnera. Szczególnie zaś wielbił jego akwarele. Nie tylko te dopracowane w każdym szczególe, poszukiwane przez kolekcjonerów, lecz także jego szkice będące próbą uchwycenia zmian, nagłych zjawisk atmosferycznych. W Tate znalazł się wybór tych niemalże eterycznych prac, w tym cykl powstały podczas podróży po Szwajcarii. Turner był jednym z pierwszych artystów, którzy studiowali pejzaż w zmieniających się porach dnia i oświetleniach.

Malarza i krytyka połączyła też wspólnota patrzenia na sztukę. Dla tego ostatniego sztuka nie była, jak podkreśla Ryszard Kasperowicz, dodatkiem do haseł moralnego odrodzenia, lecz „podstawowym narzędziem kształtowania postawy etycznej". Był to też pogląd bliski Turnerowi. W 1840 roku maluje „Statek niewolników" przedstawiający scenę wyrzucania za burtę martwych i umierających w celu uzyskania odszkodowania za „poniesione straty". Obraz inspirowany „Zong Massacre", czyli autentycznym wydarzeniem z 29 listopada 1781 roku, był ważnym głosem w debacie na temat niewolnictwa. Płótno nabywa John James Ruskin, nie bez udziału syna.

Turnera z Ruskinem łączyło coś jeszcze: uwielbienie dla Wenecji. Turner trzy razy był w mieście nad laguną. Po raz pierwszy w roku 1818. Kolejne, dłuższe podróże odbył w latach 1833 i 1840. Po tych wizytach pozostały niezwykłe płótna, a zwłaszcza akwarele utrzymane w oszałamiającej gamie żółci, ugrów i błękitów. Widoki niemalże roztapiające się w wodzie, które tak bardzo podziwiał Ruskin. I on, za sprawą Turnera, także pojechał do Wenecji. Po tej wizycie został jej największym piewcą. „Powiedziałem miasto z marmuru? – pisał o Wenecji. – Nie, to raczej złote miasto, wyłożone szmaragdem. Każdy wypolerowany i przemieniający pinakiel czy wieżyczka przeładowany był złotem lub też zdominowany przez jaspis. Poniżej niczym nie skażone i wciąż głęboko oddychało morze z wirami zielonych fal".

Z czasem Ruskin stał się niezwykle ważnym „prawodawcą gustu". Wywarł ogromny wpływ na wyobraźnię artystyczną, nie tylko Anglików. To on zaszczepił m.in. uwielbienie dla sztuki gotyckiej. Był też czytany przez kolejne pokolenia, a do miejsc przez niego sławionych nieustannie podróżowano. Marcel Proust wyznawał, że udał się do Wenecji, by tam „móc przed śmiercią, dotknąć, zobaczyć idee Ruskina [...] ucieleśnione w [...] różowych pałacach".

Słoneczny malarz

Artysta umiera 19 grudnia 1851 w domu w Chelsea. Zostaje pochowany – wśród największych – w londyńskiej katedrze św. Pawła. Swoje dzieła zapisuje narodowi. W filmie Mike'a Leigh jest scena, w której zamożny przedsiębiorca oferuje malarzowi  100 tys. funtów (około 10 mln dzisiejszych funtów) za jego prace. Ten jednak odmawia. Chce, by były dostępne w jednym miejscu, dla wszystkich i – co ważne – bezpłatnie (dostęp bez opłat do zbiorów publicznych nie jest, jak uważają niektórzy publicyści, zwłaszcza w Polsce, socjalistyczną fanaberią).

Ruskin opracował tzw. Turner Bequest (ok. 30 tys. prac na papierze oraz 300 płócien). W 1857 roku doprowadził do wystawienia w National Gallery 102 akwarel. W tym samym roku wydał katalog dzieł Turnera, ale też – jak sądzono – zniszczył nieobyczajne akty. Odnaleziono je w 2005 roku w kolekcji Tate, gdzie ostatecznie po latach trafił hojny legat malarza.

Wystawa w National Gallery z 1857 roku była szeroko komentowana. Liczni artyści dzięki niej oraz tekstom Ruskina odkryją inny wizerunek Turnera. Później uważnie przyglądają się im Claude Monet i inni impresjoniści. Rodzi się wielki mit Turnera. I wciąż trwa. Równolegle z „Późnym Turnerem" w salach Tate Britain trwa wystawa prac jednego z najciekawszych współczesnych twórców – Olafura Eliassona. W 2003 roku w Hali Turbin Tate Modern zainstalował wielką słoneczną tarczę, niczym z obrazów Turnera. Teraz wprost odwołuje się do wielkiego angielskiego romantyka, oddaje mu hołd. Nie ostatni zapewne.

—współpraca Robert Zakrzewski

„Late Turner – Painting Set Free", Londyn, Tate Britain, 10 września 2014–25 stycznia 2015, Los Angeles, J. Paul Getty Museum, 24 lutego–24 maja 2015, San Francisco, The de Young Museum, 20 czerwca–20 września 2015. Kuratorzy: Sam Smiles, David Blayney Brown i Amy Concannon

Zaskakiwać może to uparte przyglądanie się twórczości malarza, który zmarł w 1851 roku. Dlaczego Turner tak bardzo ciekawi współczesnych Brytyjczyków? Odpowiedzi jest wiele. Jest on jednym z fundamentów tamtejszej kultury. Symbolem „brytyjskości". Według wielu – najlepszym z tamtejszych malarzy, mimo upływu czasu i zmieniających się mód. W konkursie zorganizowanym w 2005 roku przez BBC jego dzieło „Ostatnia droga Temeraire'a" (1839) uznano za najwybitniejszy brytyjski obraz.

Zobacz galerię >>

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku