Kryminalna rewolucja

W polskiej pamięci rewolucja lat 1905–1907 kojarzy się z gwałtownymi demonstracjami, strajkami czy zamachami na tle politycznym. Tymczasem dla niezaangażowanego w politykę mieszkańca Królestwa Polskiego jednym z fundamentalnych doświadczeń tamtego okresu był dramatyczny wzrost przestępczości.

Publikacja: 27.12.2024 15:45

Wspaniałomyślny przestępca według satyrycznego pisma „Mucha”, 1907 r. Ani jego czytelnikom, ani całe

Wspaniałomyślny przestępca według satyrycznego pisma „Mucha”, 1907 r. Ani jego czytelnikom, ani całej reszcie społeczeństwa nie było jednak wówczas do śmiechu

Foto: polona

Strajk, który wybuchł w Warszawie w ostatnich dniach stycznia 1905 r. na wieść o „krwawej niedzieli” w Petersburgu, spowodował, że do miasta zaczęli wracać złodzieje, tzw. pobytowi, którym władze zakazały przebywania w mieście i nakazały zamieszkanie w okolicznych wsiach i miasteczkach. Warszawa, a zwłaszcza jej robotnicze przedmieścia (Wola, Koło, Czyste, Powązki) zostały dosłownie zalane przestępcami. Złodzieje i chuligani często przyłączali się do robotniczych pochodów, wieczorami tłukąc latarnie uliczne i rabując okoliczne sklepy czy bazary. Także z tego względu manifestacje często kończyły się zamieszkami i grabieżami.

Czytaj więcej

Złudzenie wolności

Niósł wilk razy kilka...

Tylko 29 stycznia 1905 r. w Warszawie okradziono 30 sklepów. W soboty napadano na robotników wracających do domów z tygodniową wypłatą. Zdesperowani mieszkańcy, aby zapobiec kradzieżom, zaczęli organizować sąsiedzkie patrole nocne. W celu ograniczenia przestępczości w marcu 1905 r. władze zabroniły w guberni warszawskiej produkcji rewolwerów. Zakazano także prywatnego importu broni, z wyjątkiem myśliwskiej.

W obawie o życie wielu ziemian, kupców czy przemysłowców wyjeżdżało za granicę. W pierwszych dniach marca 1905 r. wykupiono wszystkie bilety na pociągi z Warszawy do Berlina i Wiednia. Tysiące Polaków i Żydów zdecydowały się przenieść czasowo także do Lwowa, Krakowa, Poznania, Gdańska, Królewca, Wrocławia lub Drezna.

Począwszy od zimy 1905 r. całe szpalty gazet codziennych wypełniały informacje o zamachach, mordach, łapankach, napadach i wymuszeniach. Ludzie nie wierzyli w skuteczność policji, z którą generalnie nie współpracowali. Była ona zresztą źle wyposażona, skorumpowana i skoncentrowana przede wszystkim na walce z przeciwnikami politycznymi caratu. Podejrzewano, że złodzieje opłacali część policjantów.

Z czasem gnębieni przez kryminalistów robotnicy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i wiosną 1905 r. próbowali spontanicznie rozprawić się z grasującymi na ich terenie szajkami. Często kończyło się to pobiciem pojmanych członków gangów na śmierć lub ich zasztyletowaniem.

Samorzutne wymierzanie sprawiedliwości zdarzało się i później. 21 stycznia 1906 r. „Kurjer Warszawski” pisał: „Wczoraj, około godziny 5-ej po południu, na ulicy Wolskiej około domu nr 47 zabity został nożem, niejaki Michał Nowosielski, mieszkaniec Woli, lat 30, złodziej zawodowy, który […] mieszkańcom okolicznym dawał się niejednokrotnie we znaki. M. Nowosielski ukrywał się od pewnego czasu przed policją, gdy oto wczoraj śmierć go spotkała, jak należy się domyślać z ręki mieszkańców Woli”.

Nikt już nie jest pewny swego życia

Wiosną 1906 r. powszechnie obawiano się zniesienia stanu wojennego, ponownie wprowadzonego 22 grudnia 1905 r., i ogłoszenia w Królestwie Polskim amnestii, gdyż oznaczałoby to opuszczenie przepełnionych więzień przez tysiące kryminalistów i automatyczny wzrost przestępczości. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo wydawały się być całkowicie bezradne. 6 kwietnia 1906 r. na statek parowy kursujący między Warszawą i Płockiem na wysokości Jabłonny wtargnęło siedmiu uzbrojonych osobników, którzy w ramach bandyckich porachunków zastrzelili trzech karcianych oszustów, ogrywających stale na tej trasie nieświadomych procederu podróżnych. Przy okazji śmiertelnie postrzelony został przypadkowy pasażer. Ciała zabitych wrzucono do Wisły.

Bandyci nakazali kapitanowi, by wysadził ich na brzegu i zakazali mu informowania władz o tym zajściu aż do przybycia statku do Modlina, do czego ten się zastosował. Wściekły generał gubernator warszawski Gieorgij Skałon zażądał przykładnego ukarania szypra. Ale czy można było się dziwić jego zachowaniu? Kto mógłby uchronić go przed nieuchronną zemstą bandytów podczas kolejnych rejsów?

Jeden z najczęstszych celów napaści rewolucjonistów i kryminalistów stanowiły sklepy monopolowe. Podczas rewolucji kilkakrotnie dochodziło do skoordynowanych ataków na te placówki. Z jednej strony można się było na nich nieźle obłowić, z drugiej zaś ich okradanie obniżało dochody państwa. Bandyci polowali także na urzędników pobierających z banku wypłaty dla pracowników urzędów czy firm. Konduktorzy tramwajów po każdym kursie oddawali w zajezdniach pieniądze za bilety.

Ofiarami padali także pasażerowie komunikacji miejskiej. Bandyci zatrzymywali na ulicy pojazd, przeszukiwali i obrabowywali jadące nim osoby.

Ze względu na brak możliwości zapewnienia bezpieczeństwa w marcu 1906 r. zawieszono obrót pieniężny we wszystkich 166 placówkach pocztowych na terenie Królestwa Polskiego. W sklepach unikano przechowywania gotówki, którą kilkakrotnie w ciągu dnia odnoszono do banków.

Większości sprawców przestępstw nie udało się pojmać. Do aktów bandytyzmu dochodziło także na wsi, gdzie m.in. grasowały bandy specjalizujące się w kradzieży koni i bydła.

Rozwój sytuacji z uwagą obserwował konsul austro-węgierski w Warszawie, węgierski szlachcic z Siedmiogrodu Stephan von Ugron. Pisał w depeszy z 31 maja 1906 r.: „Morderstwa, napady rabunkowe itp. są wciąż na porządku dziennym, przy czym nie mają one już jakiegokolwiek politycznego posmaku i są raczej tylko wyłącznie całkiem pospolitymi przestępstwami popełnianymi dla zysku, które bazując na niedociągnięciach policji są przeprowadzane z ogromną bezczelnością i śmiałością [...] i nikt na ulicy nie jest już pewny swego życia”.

Latem owego roku fala przestępczości osiągnęła apogeum, a na ulicach panował stan anarchii. Jak donosił „Tygodnik Ilustrowany”: „Dnia 25 maja w samo południe, 8 ludzi wpadło do gmachu »Kasy Przemysłowej«, mieszczącej się u zbiegu ulic Złotej i Zgody, w chwili, gdy było tam sporo interesantów. Napadający, krzycząc »ręce do góry«! rzucili się do okien kasy, skierowując lufy rewolwerów w piersi urzędników. Ale okienko kasy zdołano zamknąć, a publiczność rzuciła się ku wyjściu, które było zarazem wejściem. Napastnicy zrozumieli, że mogą zostać odcięci. Zaczęli więc strzelać w tłum i do urzędników, poczem uciekli w dorożce, unosząc jednego rannego […] Ofiar naliczono na ogół 10”.

Chcąc zapewnić ochronę swoim pracownikom, c.k. konsul zwrócił się do centrali w Wiedniu z prośbą o zgodę na zakupu dla nich czterech browningów po 24 ruble sztuka. Zresztą nie tylko on pomyślał o broni osobistej.„Kurjer Warszawski” w numerze z 28 lipca 1906 r. informował: „W ostatnich czasach do oberpolicmajstra zaczęło napływać mnóstwo próśb od właścicieli sklepów i zakładów handlowych o pozwolenie na browningi w celu ochrony przed bandytami. Wielu kupców żali się na powolność wydawania tych pozwoleń, przyczem wskazują, że firmy handlowe rosyjskie już podostawały pozwolenia”.

Czytaj więcej

Życie aktora polega głównie na szukaniu pracy

Policjanci się boją

Pod koniec lipca 1906 r. w Królestwie Polskim doszło do kilku spektakularnych napadów na pociągi. 26 lipca zaatakowano na linii nadwiślańskiej pod Celestynowem. Jeden z przestępców w umówionym miejscu unieruchomił skład, używając hamulca awaryjnego. Jego towarzysze, którzy wybiegli z lasu, zmusili maszynistę do odczepienia wagonu pocztowego od reszty składu i odjechawszy nieco, zbiegli z łupem 15 tys. rubli.

Cztery dni później scenariusz powtórzył się na linii warszawsko-wiedeńskiej w pobliżu stacji Włochy. Tym razem łupem złodziei padło aż 172 tys. rubli. W tym samym dniu dziesięciu ludzi zaatakowało pociąg pod Częstochową. Podczas napadu wywiązała się strzelanina, w której śmierć – poza dwoma napastnikami – poniosło m.in. dwóch rosyjskich generałów straży granicznej podróżujących tym składem. I tym razem przestępcom udało się zbiec ze znacznym łupem. Na wieść o tych zajściach generał-gubernator nakazał, aby od tej pory każdy pociąg z wagonem pocztowym chroniony był przez 12 żołnierzy z bronią gotową do użycia.

Latem 1906 r. nie było dnia, aby nikt nie zginął. Tylko 2 lipca na ulicy w biały dzień zostało zastrzelonych pięciu policjantów, a trzech zostało rannych. Wielu policjantów w Warszawie nie wytrzymało napięcia i składało podania o dymisje. Funkcjonariusze odmawiali służby patrolowej. Aby poprawić ich morale, postanowiono, że na służbie będzie im stale towarzyszyć dwóch żołnierzy, którzy będą eskortować policjanta z mieszkania i odprowadzać go tam z powrotem po służbie. Ale i tak z 25 policjantów pełniących służbę w cyrkule na Woli na początku rewolucji i w jej trakcie śmierć poniosło 20.

Ogromne wrażenie na opinii publicznej wywarła „krwawa środa” 15 sierpnia 1906 r., podczas której członkowie Organizacji Bojowej PPS przeprowadzili kilkadziesiąt zamachów na rosyjskich urzędników i wojskowych w całym Królestwie Polskim. Krakowski „Czas” donosił: „W Rosyi zachodniej, a szczególnej w Warszawie, zaszły wczoraj wypadki, które bardzo przypominają noc św. Bartłomieja. W Warszawie zabito 28 policjantów, żołnierzy i żandarmów; w Łodzi zabito lub ciężko raniono 15 policyantów, żołnierzy i kozaków. Na ulicach Łodzi strzelano, przyczem wiele osób zginęło lub odniosło rany. […] Administracya całego kraju jest w takim stopniu opieszałą, że nie może się zdobyć na utrzymanie porządku”. W Warszawie w trakcie ataków na rosyjskich stróżów porządku zginęło 15 cywilów, a 103 zostało rannych.

Krwawa łaźnia w Łodzi

W kolejnych miesiącach fala rewolucji opadała, a wraz z nią spadła także przestępczość kryminalna. Wynikało to po części ze zdecydowanej postawy władz. Więzienia były przepełnione tysiącami przestępców politycznych i zamachowców. Sądy polowe pracowały intensywnie i nie było dnia bez egzekucji osób przez nie skazanych na śmierć.

Na początku 1907 r. ponownie zaobserwowano wzrost przestępczości. Dla przykładu w lutym dokonano zuchwałego i brutalnego napadu na bank w Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Do placówki wtargnęło 18 młodych napastników, którzy z miejsca zastrzelili czterech pilnujących jej żołnierzy. W strzelaninie, jaka się wywiązała podczas napadu, zginęli także m.in. szef placówki i dwóch listonoszy. Ukradziono 6 tys. rubli.

Wzrost liczby przestępstw częściowo wiązał się z frustracją socjalistów z powodu przegranych przez nich wyborów do Dumy Państwowej. Na warszawskich ulicach znów można było zaobserwować niewidziane tam od kilku miesięcy patrole wojska.

„Banki, urzędy pocztowe, stacje kolejowe etc. są napadane i plądrowane i znów bohaterowie z browningami rządzą na ulicach” – pisał z rezygnacją c.k. konsul.

Do mordów dochodziło również przy podziale łupów. Niektórzy gotowi było zabić dla jednego czy dwóch rubli. W Warszawie w maju 1907 r. uczniowie zostali przyłapani na kradzieży kwiatów i wieńców z cmentarza żydowskiego. Stróż cmentarny złapał jednego ze sprawców, obił go i zaprowadził do kancelarii. Dwa dni później otrzymał on swój własny nekrolog, a kilka dni później faktycznie został zastrzelony.

Czasem dochodziło do istnych krwawych łaźni. W Łodzi, także w maju, dokonano napadu na wóz pocztowy. W wyniku eksplozji rzuconej pod pojazd bomby zginęło dwóch żołnierzy i dwóch przypadkowych cywilów, a sześciu żołnierzy zostało ciężko rannych. Pieniądze z furgonu zrabowano. Ścigani przez patrol wojska sprawcy schronili się w pobliskiej fabryce. Tam, w hali produkcyjnej, doszło do strzelaniny – życie w niej straciło kolejnych 21 osób, a 40 odniosło rany.

W tych dniach na ulicy zasztyletowano dyrektora fabryki Poznańskiego w Łodzi, a także kasjera szpitala dla umysłowo chorych w podwarszawskich Tworkach.

Czytaj więcej

Każdy będzie oglądał pornografIę

Niziny niedoli czy zwykły bandytyzm

Znaczny spadek wartości i znaczenia ludzkiego życia jest tragicznym znakiem powszechnej brutalizacji i zdziczenia obyczajów” – oceniał konsul Ugron.

Socjaliści zrzucali winę za falę bandytyzmu na krzywdy doznane przez członków niższych klas społecznych ze strony przedstawicieli tych uprzywilejowanych. Anonimowy autor broszury „Anarchizm a bandytyzm” wydanej przez PPS w 1906 r. tak tłumaczył ten fenomen: „Przez całe lata wyzysk kapitalistyczny spychał szeregi proletariuszy w otchłań upadku i zepsucia. Jednocześnie przez lata całe żandarmsko-policyjny system stał na straży spokoju sytych, pilnował, by nędza hodowała zbrodnie z dala od oczu tych, którzy byli jej winowajcami […] Przenikając do najgłębszych nizin ludzkiej niedoli ruch rewolucyjny nie mógł w jednej chwili rozprószyć ciemności, zniszczyć nasiona zła, gromadzące się tam od dawna”.

Inaczej patrzyli na to narodowi demokraci. „Nigdy w przeszłości nie było […] w Polsce takiego zamętu pojęć moralnych, takich objawów moralnego zdziczenia, jak w owym krótkim okresie. Granica między aktem walki politycznej a zwyczajną, ordynarną zbrodnią, między rewolucją a bandytyzmem nie istniała. To, do czego robienia w imię celów rewolucji żywioły, prowadzące akcję rewolucyjną, uważały się za uprawnione […], te morderstwa partyjne, te rabunki pociągów i kas, połączone z mordowaniem ludzi, uczciwie pełniących służbę, te mordy masowe na zwykłych, skromnych policjantach, strzegących porządku na rogach ulic – w oczach ludzi, którzy nie zatracili polskiej, zachodniej kultury moralnej, były poprostu czynami kryminalnemi” – oceniał po latach Roman Dmowski.

Podobne stanowisko zajął Henryk Sienkiewicz. Jak pisał w listopadzie 1906 r.: „Mieliśmy przecie i usiłowania rewolucyjne, – tę marną i niedołężną córkę niedołężnej rewolucji rosyjskiej. Rzuciła ona w ślad za matką kilka bomb, zabiła kilkudziesięciu rosyjskich policyantów, kilkuset polskich obywateli, a w końcu przeszła w to co musiała przejść właśnie dlatego, że nie była narodową – w zwykły bandytyzm”.

Wraz ze stłumieniem rewolucji po 1908 r. udało się władzom ograniczyć w Królestwie Polskim również przestępczość o charakterze kryminalnym i przywrócić fundamentalne bezpieczeństwo publiczne.

Dr hab. Piotr Szlanta

Historyk związany z UW, członek redakcji miesięcznika „Mówią Wieki”, autor książek (m.in. „Tannenberg 1914”, „»Polakożerca« kontra »wrogowie Rzeszy«. Cesarz Wilhelm II i Polacy 1888–1918”, „Wilhelm II. Ostatni z Hohenzollernów”), współautor podręczników szkolnych, redaktor międzynarodowej encyklopedii I wojny światowej.

„Kurjer Warszawski” 28 lipca 1906 r. informował: „W ostatnich czasach do oberpolicmajstra zaczęło na

„Kurjer Warszawski” 28 lipca 1906 r. informował: „W ostatnich czasach do oberpolicmajstra zaczęło napływać mnóstwo próśb od właścicieli sklepów i zakładów handlowych o pozwolenie na browningi w celu ochrony przed bandytami”. Na ilustracji pistolet Browninga w PPS-owskiej broszurze szkoleniowej z 1907 r.

Foto: polona

Strajk, który wybuchł w Warszawie w ostatnich dniach stycznia 1905 r. na wieść o „krwawej niedzieli” w Petersburgu, spowodował, że do miasta zaczęli wracać złodzieje, tzw. pobytowi, którym władze zakazały przebywania w mieście i nakazały zamieszkanie w okolicznych wsiach i miasteczkach. Warszawa, a zwłaszcza jej robotnicze przedmieścia (Wola, Koło, Czyste, Powązki) zostały dosłownie zalane przestępcami. Złodzieje i chuligani często przyłączali się do robotniczych pochodów, wieczorami tłukąc latarnie uliczne i rabując okoliczne sklepy czy bazary. Także z tego względu manifestacje często kończyły się zamieszkami i grabieżami.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu