Pośród wielu zarzutów stawianych autorowi pierwszego przekładu „Szwejka" najcięższy (i najczęstszy) jest ten, jakoby Paweł Hulka-Laskowski nie znał dobrze języka czeskiego, a już z pewnością nie rozumiał potocznej, praskiej czeszczyzny. Coś jest na rzeczy, bo ten znakomity tłumacz literatury czeskiej, niemieckiej, francuskiej i angielskiej (był m.in. autorem przekładu „Podróży Guliwera" Swifta) faktycznie spędził w Pradze wszystkiego trzy miesiące, od lutego do maja 1920 roku. Miał więc prawo nie dowiedzieć się, że taki na przykład pasák to wprawdzie słownikowy pastuch, ale w praskim slangu – alfons.