Jan Maciejewski: Prawo do bycia nieszczęśliwym

Być może, jak u Huxleya, zamkną nas w rezerwatach i nazwą dzikusami. Ten pozbawiający nas prawa obywatelstwa Najlepszego ze Światów defekt mózgu – chroniczna skłonność do rozpaczy i upojenia, nieuleczalnie dziki gen człowieczeństwa – zostanie z czasem zakwalifikowany jako jednostka chorobowa.

Publikacja: 16.08.2024 17:00

Jan Maciejewski: Prawo do bycia nieszczęśliwym

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Na koniec stwierdzimy, że się nam upiekło. Było blisko – pomyślimy; były konflikty i epidemie. Był populizm – westchną z nostalgią jedni. Barbarzyńcy stali już u bram – odpowiedzą im w tej samej tonacji inni. Był strach, były choroby, było cierpienie. Było sobie życie. Nie to co teraz.

Jeżeli miałbym się zabawić w jasnowidza, to tak właśnie widziałbym przyszłość za kilka dekad. Spowitą uczuciem ulgi jak gęstą mgłą. Trochę jak w „Nowym Wspaniałym Świecie”, tylko, zamiast wykonywać od czoła do piersi z nabożną miną znak „T”, na cześć „Pana Naszego Forda”, wykreślać będziemy na sobie litery „AI”. To ona, Sztuczna Inteligencja, stanie się najpewniej wielkim dobroczyńcą ludzkości. Uchroni nas od niebezpieczeństw i od nas samych. Skroi dla każdego świat na jego własną miarę; obłaskawi, ukoi w każdym człowieku tę niebezpieczną świadomość, że mogą istnieć jakieś większe, lepsze możliwości.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Posłuchaj, Beatrycze

Utopia Huxleya mogła się zestarzeć wyłącznie na poziomie technicznych rozwiązań. W sensie kierunku, podstawowej transakcji, na której oparta jest ta wizja, zyskuje tylko w świetle technologicznego postępu na aktualności. Przed wejściem do tego świata trzeba zostawić, ściągnąć z siebie – jak przed kontrolą na lotnisku – całą dzikość i nieprzewidywalność, wszystkie ambicje i dążenia, których nie dałoby się uśmierzyć przy użyciu środków farmaceutycznych czy audiowizualnej hipnozy. Ale czy to wygórowana cena za poczucie bezpieczeństwa i spełnienia? Letarg niekończącej się satysfakcji, bezwolny dryf po falach doznań. Odpowiednio zbilansowanych, rzecz jasna. Będzie tam, już jest, miejsce i na strach, i na złość czy nienawiść. Jak w każdym lekarstwie – i tutaj pojawi się, wymierzona z aptekarską precyzją, porcja goryczy.

Jeżeli miałbym się zabawić w jasnowidza, to tak właśnie widziałbym przyszłość za kilka dekad. Spowitą uczuciem ulgi jak gęstą mgłą. Trochę jak w „Nowym Wspaniałym Świecie”, tylko, zamiast wykonywać od czoła do piersi z nabożną miną znak „T”, na cześć „Pana Naszego Forda”, wykreślać będziemy na sobie litery „AI”. 

„– Ja nie chcę wygody. Ja chcę Boga, poezji, prawdziwego niebezpieczeństwa, wolności, cnoty. Chcę grzechu.

– Inaczej mówiąc – stwierdził Mustafa Mond – domaga się pan prawa do bycia nieszczęśliwym”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Oto głowa zdrajcy

W czasach, które nadchodzą, będzie to jedyne istniejące prawo człowieka; wyznaczy granice między ludźmi a androidami z krwi i kości. „Prawo do bycia nieszczęśliwym”, do przeżywania rozpaczy i rozkoszy; do popełniania grzechu (nazywania go po imieniu) i podejmowania wysiłku cnoty; do bojaźni Bożej i strachu przed Szatanem; do czytania poezji i przeżywania niebezpieczeństw innego rodzaju. Prawo do płaczu, ze smutku i radości. Prawo do jakiegoś wielkiego niespełnienia, długiej wspinaczki. Prawo do obudzenia w sercu dzikości, na którą nie ma lekarstwa; która będzie ranić i otaczać opieką. Wyć do księżyca i czaić się do skoku. Bo jak tamten letarg, to niebezpieczeństwo też jest wynikiem określonej transakcji. Na każdego świętego przypada statystycznie kilkuset łajdaków. Na prawdziwy romans kilkadziesiąt krępujących nieporozumień. Na chwilę prawdziwego szczęścia, długie tygodnie mroku. I właśnie dlatego trzeba się o nie upomnieć. O prawo do ciemności i niespełnienia. To już jest ten moment. Potem może już być za późno – o prawo do bycia nieszczęśliwym należy wystąpić już teraz.

Być może, jak u Huxleya, zamkną nas w rezerwatach i nazwą dzikusami. Ten pozbawiający nas prawa obywatelstwa Najlepszego ze Światów defekt mózgu – chroniczna skłonność do bycia nieszczęśliwym, nieuleczalnie dziki gen człowieczeństwa – zostanie z czasem zakwalifikowany jako jednostka chorobowa. Zespół Ratthausena czy innego Asmodeusza. Ale w granicach rezerwatu czy innego zakładu opieki nad nieuleczalnie ludzkimi; tam, gdzie pozwoli się nam kochać i tęsknić, płakać i całować, czytać poezję i żałować za grzechy; kiedy przejmie nas chłód albo zdradzi ukochana – właśnie wtedy – stwierdzimy, że się nam upiekło.

Na koniec stwierdzimy, że się nam upiekło. Było blisko – pomyślimy; były konflikty i epidemie. Był populizm – westchną z nostalgią jedni. Barbarzyńcy stali już u bram – odpowiedzą im w tej samej tonacji inni. Był strach, były choroby, było cierpienie. Było sobie życie. Nie to co teraz.

Jeżeli miałbym się zabawić w jasnowidza, to tak właśnie widziałbym przyszłość za kilka dekad. Spowitą uczuciem ulgi jak gęstą mgłą. Trochę jak w „Nowym Wspaniałym Świecie”, tylko, zamiast wykonywać od czoła do piersi z nabożną miną znak „T”, na cześć „Pana Naszego Forda”, wykreślać będziemy na sobie litery „AI”. To ona, Sztuczna Inteligencja, stanie się najpewniej wielkim dobroczyńcą ludzkości. Uchroni nas od niebezpieczeństw i od nas samych. Skroi dla każdego świat na jego własną miarę; obłaskawi, ukoi w każdym człowieku tę niebezpieczną świadomość, że mogą istnieć jakieś większe, lepsze możliwości.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Nie dać się zagłodzić
Plus Minus
Piotr Zaremba: Granice sąsiedzkiej cierpliwości
Plus Minus
„The Boys”: Make America Great Again
Plus Minus
Jan Maciejewski: Gospodarowanie klęską
Materiał Promocyjny
Energetycznych wyspiarzy będzie przybywać
Plus Minus
„Bombaj/Mumbaj. Podszepty miasta”: Indie tropami książki