Renifer i popkultura

Dzisiejszy wizerunek Mikołaja w wyobraźni masowej to zlepek mitów nordyckich, antykatolickich fobii i działań marketingowców z branży napojów gazowanych.

Aktualizacja: 25.12.2015 17:50 Publikacja: 23.12.2015 12:37

Jak wiadomo, wizerunek Mikołaja ma swe korzenie w kulcie świętego, patrona dzieci i ubogich. To on pomagał potrzebującym i wsławiał się cudami. Według średniowiecznej hagiografii żył na przełomie III i IV wieku, był biskupem w Mirze, w obecnej Turcji, a dzień mu poświęcony to 6 grudnia, kiedy przypada rocznica śmierci świętego. Wówczas grzecznym dzieciom przynosi prezenty (zwykle słodycze), a niegrzecznym (na ostrzeżenie) rózgę.

Na Zachodzie przedstawia się go z atrybutami biskupa – w infule (mitrze) i z pastorałem, jako mądrego starca z okazałą brodą, także z oznakami jego działalności – workiem prezentów i pękiem rózg w ręce. Legenda głosi, że Mikołaj poratował ojca bankruta, który nie był w stanie wywianować swoich trzech córek. Groziło im oddanie się prostytucji. Mikołaj zrzucił mu przez otwarte okno trzos złotych monet. Starczyło na opłacenie długów i wydanie najstarszej córki za mąż, ale i o młodszych nie zapomniał: im także dyskretnie podrzucił dwie sakiewki ze złotem. Prezenty, jakie przynosił – herbatniki, kwiaty strzęśli i zabawki – to dary symbolizujące płodność, miłość i materialne dobra.

Znakomicie – skąd jednak renifery, elfy, sanie i tusza, skoro jeszcze w XIX wieku był snop siana ustawiony w rogu izby i rozłożony pod obrusem oraz pasterze, bydełko i kolędnicy?

Rok po powstaniu listopadowym Juliusz Słowacki, wyjeżdżając z Paryża do Szwajcarii, mógł przeczytać podczas podróży ukazujące się od dekady przedruki anonimowego wiersza o nocy wigilijnej, do autorstwa którego przyznał się nowojorczyk Clement Clarke Moore. Amerykanin wymyślił postać głównego bohatera podróżującego saniami, kiedy pędząc po zakupy, zauważył znajomego holenderskiego robotnika. Mikołaj w tym wierszyku był już mizernego wzrostu, ale był to sam koniec procesu pomniejszania.

Otóż najpierw Washington Irving w 1809 roku napisał satyrę na Holendrów w Nowym Jorku, w której tradycyjny holenderski Mikołaj przypomina grubawego dżentelmena z końcówki XVII wieku z fajką, mającego wiele wspólnego z posturą krasnoluda. Po dekadzie tą satyrą zainspirował się poeta William Gilley, który w swoim wierszu także opisał krasnoluda i dołożył mu sanie. Pomysł sań Gilley mógł zaczerpnąć od swojego kolegi Henry'ego Livingstone'a Juniora, który interesował się nordyckim Thorem w pędzącym w saniach zaprzężonych w kozy i część badaczy jemu właśnie przypisuje autorstwo wiersza. To właśnie w wierszu Gilleya omyłkowo przekręcono holenderską nazwę Sinterklaas na Santa Claus. Potem swoje dopisał Clement Moore. Biskup Mikołaj był już bardzo odległy od tej postaci.

Nordycka inspiracja

Bo rzeczywiście: w tym samym czasie, w którym żył biskup z Miry, daleko na północy ludy zanurzone w mitologii nordyckiej także dostawały podarki. Przynosił je Odyn – najważniejszy z nordyckich bóstw, bóg mądrości, władzy i magii, ale także wojny. Był on jednak widziany jako zagrożenie, nie jako spełniający życzenia czy troszczący się o dzieci. Potem funkcję roznosiciela podarków przejął jego syn Thor, bóg grzmotów. Tę działalność praktykował w okresie zimowym. Thor jako obrońca swojego ludu hojnie obdzielał darami swoich ludzkich przyjaciół. Lubił się wtedy pobawić. Wypić i pośmiać.

A zdarzało się mu i ruszać z bieguna północnego wozem zaprzężonym w renifery, jelenie czy łosie. Ich poroże symbolizuje dzikość i siłę zwierzęcia. Obrazy takiego powozu pojawiają się już w epoce brązu. Zamiast podniebnego powozu możemy znaleźć także statek słońca. Wizerunki statku słońca przedstawiają człowieka na tymże statku, czasami będącego w towarzystwie wesołej załogi, trzymającej broń lub instrumenty muzyczne lub wykonującej radosne tańce. Załogę zwykle stanowił Odyn podróżujący z synami – Thorem i Lokim. Ale jakże blisko im do ikony Świętego Mikołaja w czasie swojej świątecznej wyprawy z elfami!

W mitologii nordyckiej dużą rolę odgrywają liczba trzy i jej wielokrotność – dziewięć. Są trzy poziomy wszechświata, dziewięć światów, Odyn wisiał na Yggdrasilu (Drzewie Strasznego) dziewięć dni i dziewięć nocy, aby posiąść mądrość śmierci. Dziewięć reniferów w północnym zaprzęgu Świętego Mikołaja jest odwołaniem do Odyna na swoim ośmionogim koniu Sleipnirze lub Thorze na swoim ciągniętym przez rogate kozy zaprzęgu Thora – Tanngrisnir i Tanngnjóstr.

Mamy więc już śnieg, powóz, jakiś elfowaty orszak i oczywiście prezenty.

Do dzisiaj niektórzy kultywujący tradycję rodzice czytają dzieciom wiersz Gileya o tym, jak to w noc wigilijną, gdy wszyscy śpią, pan domu zrywa się z łóżka obudzony hałasem dobiegającym z zewnątrz. Kiedy wygląda przez okno, widzi Świętego Mikołaja, który leci saniami zaprzężonymi w renifery. Mikołaj ląduje na dachu i z worem prezentów wskakuje do domu przez komin, zupełnie jak w młodości Washington Irving. Gospodarz z uśmiechem obserwuje Mikołaja zapełniającego prezentami dziecięce skarpety wiszące na kominku. Święty wymienia z gospodarzem konspiracyjne uśmiechy, po czym wskakuje z powrotem przez komin na dach. Odlatując, woła: „Wszystkim Wesołych Świąt życzę i dobrej nocy!".

Cała powaga biskupia wzięła w łeb – biskup wchodzący przez komin? I to jeszcze jakiś taki wesołkowaty? Właśnie o to chodziło – ponieważ Boże Narodzenie było wówczas przez protestantów uważane za katolicki zabobon, postać była podobna do elfa i przybywała w Wigilię, a nie w święta, żeby nie było kontrowersyjnie. Wiersz Gileya przyczynił się do tego, że święta stały się wydarzeniem również dla dzieci. W utworze wymienione są też imiona reniferów Świętego Mikołaja ? tworzą zaprzęg dziewięciu latających reniferów, które tradycyjnie ciągną sanie Świętego Mikołaja i pomagają mu dostarczać bożonarodzeniowe prezenty. Zwykle wymienia się: Kometka, Amorka, Tancerza, Pyszałka, Błyskawicznego, Fircyka, Złośnika, Profesorka, a także – po jakimś czasie – Rudolfa.

Grubas wchodzi do sklepu

Rudolf dołączył do pozostałych reniferów głównie za sprawą piosenki Rudolph the Red-Nosed Reindeer. Pierwszą opowieść o nim napisał w 1939 roku Robert L. May dla sieci sklepów Montgomery Ward. Książeczkę z tą opowieścią rozdawano dzieciom w sklepach przed świętami. Według tej historii Rudolf jest synem Profesorka, jednego z ośmiu reniferów Świętego Mikołaja sapiących w zaprzęgu w wierszu „Noc wigilijna". Rudolf urodził się ze świecącym czerwonym nosem, przez co stał się wyrzutkiem i obiektem docinek ze strony innych reniferów (ot, brzydkie kaczątko tundry). Pewnego razu w noc wigilijną była taka mgła, że Mikołaj uznał warunki pogodowe za nienadające się na podróż dookoła świata i lądowanie wśród kominów. Widząc Rudolfa, wpadł na pomysł, że jego nos będzie wyśmienitą lampą i oświetli mu drogę. Odtąd Rudolf wszedł do załogi Mikołaja i cieszy się powszechnym szacunkiem.

Amerykański rysownik niemieckiego pochodzenia Thomas Nast opublikował ilustrację, na której św. Mikołaj rozdaje prezenty żołnierzom. Ma on już czapkę elfa i wplecione w nią, wzięte z germańsko-skandynawskiej tradycji, zielone gałązki. Ale na prezenty czekali nie tylko ci, którzy spędzali święta pod dachem z kominem, ale także ci, którzy tkwili w sylwestra w okopach wojny secesyjnej w 1864 roku. Na Nowy Rok w „Harper,s Weekly" ukazał się wizerunek Santa Clausa rozdającego prezenty żołnierzom. Sprzedawcy w sklepach też potrzebowali kogoś, kto będzie rozdawał dzieciom prezenty i będzie większy niż rozmiar komina. Tak więc Mikołaj znów urósł, żeby pojawić się w sklepie i na sklepowych pocztówkach z dziećmi.

Amerykański Santa Claus przez jakiś czas był różnie przedstawiany, jednak jeden wizerunek okazał się szczególny – ten z reklamy Coca-Coli. Pierwsza próba polecenia orzeźwiającego napoju w zimie przez świąteczny autorytet odbyła się w 1930 roku i była autorstwa Freda Mizena. Rok później nowy wizerunek św. Mikołaja na zlecenie Coca-Coli przygotował Szwed Haddon Sundblom. Za inspirację posłużył mu wspomniany wiersz Clementa Moora „Noc wigilijna". Do czapki elfa dołączył czerwony kubrak skrywający pękaty brzuch i związane paskiem spodnie. Dobrotliwy, uśmiechnięty staruszek z białą brodą wyruszał zaprzęgiem z północy. Dziś do jego świty dołączają widoczne w reklamach ciężarówki.

Według tegorocznych badań Coca-Coli dla młodzieży głównym symbolem świąt jest Mikołaj i prezenty. Pod choinką – a jakże, wiecznie zielonym drzewkiem z niemieckiej tradycji, które pojawiło się w Polsce najpierw w zaborze pruskim, by od początku wieku podbić resztę kraju.

Dla blisko 85 proc. badanych postać Mikołaja pojawiająca się w okolicy świąt powinna wyglądać dokładnie tak jak w reklamie Coca-Coli (IQS, 2015 na zlecenie Coca-Coli). Warto jednak zaznaczyć, że dla dzieci i nastolatków ważne jest przede wszystkim, aby Mikołaj albo Dziadek Mróz czy Gwiazdor był osobą, która przychodzi, aby wręczyć im podarki. Wizja otrzymania długo wyczekiwanych prezentów jest bardzo ważna dla najmłodszych Polaków (IQS, 2015).

Mikołaj: Polak, Rosjanin czy Fin?

Historia Świętego Mikołaja zawiera oczywiście i polski akcent. W 1987 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, do amerykańskich sklepów muzycznych trafił album Bobby'ego Vintona z piosenką „Santa must be Polish". Piosenkarz śpiewał w niej: „Święty Mikołaj musi być Polakiem, bo jest tak wesoły / jeździ na saniach z prezentami dla ciebie i dla mnie / Mikołaj musi być Polakiem, ubranym w czerwień i biel / Wchodzi przez komin, kiedy słodko śpisz nocą". Dla Polaków wchodzenie w nocy może się bardziej kojarzyć z ZOMO, ale zastanawiające, skąd w USA w tych czasach tak idylliczny obrazek Polaka?

Bobby Vinton to tylko pseudonim artystyczny; naprawdę piosenkarz nazywał się Stanley Robert Vintula i pochodził z rodziny polskich imigrantów. O słowiańskich korzeniach przypominali przyszłemu piosenkarzowi nie tylko rodzice, ale także mieszkający niedaleko rodzinnego domu dziadkowie, którzy kultywowali polskie tradycje. Jako chłopiec chodził także do szkoły prowadzonej przez polskie zakonnice. Nic więc dziwnego, że po latach wpadł na pomysł nagrania piosenki o Mikołaju, który „musi być Polakiem, bo jest taki kochany / przynosi mnóstwo zabawek komu tylko może". No i występuje w polskich kolorach narodowych.

Święty Mikołaj w wersji anglosaskiej wypiera inne swoje odmiany dzięki filmom o reniferach, komediom, animacjom o zagrożonych świętach (Jack Frost) i armii figurek na wystawach sklepowych oraz w przedszkolach. Te wymierające gatunki są jednak na tyle ciekawe, że warto je wspomnieć.

W Rosji dzieci nawiedza Dziadek Mróz, postać zaczerpnięta z wschodniosłowiańskich tradycji ludowych. Przybywa on do dzieci w Nowy Rok w towarzystwie swojej żony Staruchy Zimy oraz wnuczki Śnieżynki. O podtrzymanie słowiańskiej tradycji zatroszczyły się władze Rosji – w 2005 roku ogłoszono 18 listopada dniem urodzin Dziadka Mroza. Święto obchodzone jest hucznie zwłaszcza w Wielkim Ustiugu – mieście w obwodzie wołogodzkim, które jest siedzibą Dziadka Mroza.

Mimo prób przeszczepienia Dziadka Mroza do wszystkich krajów zależnych od Związku Radzieckiego tradycja nie przyjęła się ponadnarodowo. Dziadek Mróz najczęściej jest używany zamiennie z nazwą Święty Mikołaj, chociaż są miejsca, gdzie tradycja Dziadka Mroza jest szczególnie żywa (po białoruskiej stronie Puszczy Białowieskiej, we wsi Kamieniuki znajduje się Gospodarstwo Dziadka Mroza, chętnie odwiedzane przez rodziny z dziećmi w okresie świątecznym).

Dlaczego z Dziadkiem Mrozem wędruje dobrze nam znana Śnieżynka? Niezgodności zachodniego kalendarza gregoriańskiego z wschodnim kalendarzem juliańskim sprawiły, że wspomnienie św. Mikołaja (6 grudnia) według starego stylu wypadało blisko dnia Bożego Narodzenia (25 grudnia) w nowym stylu. Pojawił się pomysł, aby to Dzieciątko Jezus przynosiło prezenty dzieciom. Zwyczaj się jednak nie przyjął, a dziecko z workiem prezentów zaadaptowało się jako pomocnik Świętego Mikołaja, nieco urosło jako Śnieżynka i w tej formie funkcjonuje po dziś dzień. Podobnie jak elfy na zachodzie.

Na ziemiach dawnego zaboru pruskiego prezenty przynosi dzieciom Gwiazdor. Postać pochodzi ze słowiańskiej tradycji kolędowania, kiedy po lokalnych domostwach wędrowały grupki przebierańców z życzeniami szczęśliwego nowego roku, za co obdarowywano je smakołykami, dokładnie jak w irlandzkim Halloween. Chrystianizacja Słowiańszczyzny sprawiła, iż obrzęd powiązany wcześniej ze Świętem Godowym (kiedy jeden rok stykał się z drugim, a działo się podczas przesilenia zimowego i symbolizowało zwycięstwo dnia nad nocą) stał się elementem świąt Bożego Narodzenia. Gwiazdor ubrany był w baranie futro, a na jego twarzy znajdowała się maska. Nieodłącznym atrybutem Gwiazdora była rózga i worek z prezentami. Gwiazdor nie przypominał miłego staruszka, ale sędziego: przychodził do dzieci, aby rozliczyć je z dobrych i złych uczynków popełnianych w ciągu roku. W związku z rozpowszechnieniem się Świętego Mikołaja postać się z nim skrzyżowała i z dawnego Gwiazdora pozostało tylko straszenie dzieci rózgą.

A co w tradycji niderlandzkiej? Tam Święty Mikołaj przybywać miał z południa. W średniowiecznym Amsterdamie Sinterklaas przypływał żaglowcem z dalekich ciepłych mórz, a wór z prezentami niósł afrykański sługa zwany Zwarte Piet (Czarny Piotr). Od kilku lat toczy się w Holandii debata, czy postać Czarnego Piotra powinna pojawiać się w trakcie obchodów świątecznych. Część Holendrów zauważa, iż tradycja ta jest nawiązaniem do czasów kolonialnych, kiedy czarnoskórzy przybysze z dalekich ziem byli de facto niewolnikami.

Ale wszystko to wspomnienia: dziś agresywny Mikołaj niczym norka amerykańska wypiera europejskie relikty. Wymarli lub są na wymarciu: brytyjski Father Christmas, niemiecki Wienachtsmann, norweski skrzat Julenisse, francuski Pere Noël, fiński Joulupukki czy polski Gwiazdor. Nic tylko czekać, jak pękaty brzuch Santa Clausa wchłonie endemicznych poprzedników.

A sam święty Mikołaj już jakiś czas temu wyjechał swoimi saniami z kalendarza świętych. Burzliwe lata 60. wiele zmieniły – w tym czasie komisja Soboru Watykańskiego II zakwestionowała jego historyczność. Paweł VI w Calendarium Romanum zniósł święto 6 grudnia; tego dnia obchodzone jest tzw. wspomnienie dowolne. Zezwolono, aby wspomnienia pewnych świętych obchodzono według uznania i aby przywrócono ich kult ograniczony do ich własnych krajów.

Opuszczony święty powraca triumfalnie, zagarniając Gwiazdkę. Blisko 68 proc. dorosłych Polaków pytanych o trzy ulubione tradycje świąteczne wymienia potrawy, a poza tym prezenty (46 proc.), opłatek (41 proc.), pasterkę, puste nakrycie (1/4). Wśród nastolatków rzecz się ma już odmiennie: 44 proc. wśród trzech ulubionych tradycji świątecznych wymienia potrawy, natomiast na dalszych miejscach są prezenty – 64 proc., Święty Mikołaj – 44 proc., ex aequo z dzieleniem się opłatkiem (IQS 2015 na zlecenie Coca-Coli).

Umieszczony w setkach filmów, milionach gadżetów Mikołaj staje się najgroźniejszą bronią komercyjnego Zachodu wysyłaną przez NATO przeciw zgrzebnym zaleceniom radykałów. Dobrotliwy uśmiech Mikołaja przyciąga marzenia dzieci do bieguna północnego – miejsca wspólnego dla wszystkich. Mikołaj dziś to ucieleśnienie demokratycznej równości, wszechobecnego rynku i uśmiechu (samo)zadowolenia, które w opływowych kształtach szybuje po niebie.

Jak wiadomo, wizerunek Mikołaja ma swe korzenie w kulcie świętego, patrona dzieci i ubogich. To on pomagał potrzebującym i wsławiał się cudami. Według średniowiecznej hagiografii żył na przełomie III i IV wieku, był biskupem w Mirze, w obecnej Turcji, a dzień mu poświęcony to 6 grudnia, kiedy przypada rocznica śmierci świętego. Wówczas grzecznym dzieciom przynosi prezenty (zwykle słodycze), a niegrzecznym (na ostrzeżenie) rózgę.

Na Zachodzie przedstawia się go z atrybutami biskupa – w infule (mitrze) i z pastorałem, jako mądrego starca z okazałą brodą, także z oznakami jego działalności – workiem prezentów i pękiem rózg w ręce. Legenda głosi, że Mikołaj poratował ojca bankruta, który nie był w stanie wywianować swoich trzech córek. Groziło im oddanie się prostytucji. Mikołaj zrzucił mu przez otwarte okno trzos złotych monet. Starczyło na opłacenie długów i wydanie najstarszej córki za mąż, ale i o młodszych nie zapomniał: im także dyskretnie podrzucił dwie sakiewki ze złotem. Prezenty, jakie przynosił – herbatniki, kwiaty strzęśli i zabawki – to dary symbolizujące płodność, miłość i materialne dobra.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy