Działalność wojskowego zespołu – inspirującego się w dużym stopniu rosyjskim folklorem – wpisywała się w pejzaż kulturowy tego olbrzymiego obszaru. Dla ludzi Wschodu piosenki żołnierskie i pieśni ludowe to po prostu swojskie klimaty.
Co innego Zachód. Jego mieszkańców Chór Aleksandrowa urzekał głównie ekspresyjnym śpiewem i efektowną choreografią. Ale również i egzotyką – przecież z takimi widowiskami okraszonymi dźwiękiem bałałajek nie obcowali na co dzień. Komentując katastrofę tupolewa, w której zginęli rosyjscy artyści, mój redakcyjny kolega Andrzej Łomanowski przypomniał wiersz Mariana Hemara „Koncert Czerwonej Armii" z roku 1963. Po występie Chóru Aleksandrowa w londyńskim Albert Hall poeta pisał: „To ściska wprost za serce, / To łapie wprost pod żebro".
Hemar, w przeciwieństwie do wielu Brytyjczyków, nie miał złudzeń, że zespół z ZSRR to wyłącznie godna zachwytu sztuka. Pamiętał – czemu zresztą dał wyraz w przywołanym wyżej utworze – że sowieccy najeźdźcy, którzy w roku 1939 podbili wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, także zachwycająco śpiewali. Było to – jak czytamy w wierszu – „muzykalne wojsko".
Komunizm upadł, czerwone imperium się rozleciało, a Chór Aleksandrowa przetrwał do naszych czasów, jak wiele innych reliktów epoki sowieckiej. Zespół miał skądinąd repertuar dość zróżnicowany. Od końca lat 80. był nawet zapraszany przez zachodnich rockmanów do udziału w ich projektach. Wykonywał tak znane kawałki, jak choćby „Show must go on" grupy Queen.
Nie zmienia to faktu, że to, w jaki sposób ludzie Zachodu odbierali Chór Aleksandrowa, pokazuje ich problem z Rosją – krajem, którego warstwa rządząca – niezależnie od panującego w nim ustroju – zawsze używała kultury jako narzędzia politycznego. Nie inaczej jest dzisiaj. Rosja – w przeciwieństwie do potęg Zachodu – opiera się na gospodarce ekstensywnej, nie intensywnej. Handluje surowcami, a nie technologiami i know-how. Nie dysponuje więc atutami, które pozwoliłyby jej kolonizować świat.