Centrum Solidarności

I znów końcówka sierpnia skłania mnie do gdańskich wspomnień. W sierpniu 1981 roku w Sopocie odbył się I Przegląd Piosenki Prawdziwej.

Publikacja: 26.08.2011 20:00

Trudno było nie zaśmiewać się z piosenek Macieja Zembatego o gwieździe KC PZPR Albinie Siwaku czy z piosenek Andrzeja Rosiewicza o tym, jak zachodni bankierzy spisujący na straty długi Gierka jęczą z desperacji. A pozornie frywolny szlagier Tadeusza Rossa „Wejdą, nie wejdą" pomagał odreagować głęboko ukryty strach, że sowieckie czołgi zakończą solidarnościowy karnawał.

Byłem przekonany, że ktoś w Gdańsku pokusi się o zrobienie powtórki z tamtej kultowej imprezy.  Zabrakło jednak  i energii, i siły pamięci o szalonym 1981 roku.

 

Ale może się mylę? Zajrzałem na stronę Europejskiego Centrum Solidarności, gdzie znalazłem zapowiedź festiwalu „Solidarity of Arts".  „W ramach festiwalu ECS zaprezentuje koncert World Orchestra Grzecha Piotrowskiego z udziałem niezwykłych artystów z całego świata, takich jak: bułgarski chór Angelite, Sergey Starostin, Ruth Wilhelmine Meyer, Sinikka Langelan, Azat Birkchurin. Projekt World Orchestra Grzecha Piotrowskiego to podróż do korzeni muzyki, to próba pokazania, iż muzyka jest jedynym uniwersalnym językiem świata, pozwalającym komunikować się ludziom bez względu na wiek, pochodzenie, religię czy status społeczny".

Wszystko cacy, tylko ile to ma wspólnego z pamięcią o „Solidarności"? Rozumiem, że skoro jest coraz dalej od Sierpnia, to tym bardziej warto nadać rocznicy bardziej uniwersalny sens. Ale ostatnich parę koncertów rocznicowych z udziałem zachodnich gwiazd pokazało, że ta formuła niespecjalnie się sprawdza. Równie dobrze takie koncerty można by robić z okazji polskiej prezydencji w Unii czy Światowego Dnia Praw Człowieka. Słowem, nuda.

Na tle takiej nieporadności w kwestii odświeżania rocznic Sierpnia wolę eksperymenty Muzeum Powstania Warszawskiego, które przyciąga do siebie młodych awangardowych wykonawców teatralnych, dając im wolną rękę w realizowaniu sztuk o powstaniu, lub wysyła własny namiot na Przystanek Woodstock. Mam wiele wątpliwości, czy zawsze takie szukanie porozumienia z awangardowcami się udaje – ale dzięki temu muzeum żyje. A w Gdańsku jakoś nijak klimatu Sierpnia na nowo się nie udaje wskrzesić. Wydawało się, że 30. rocznica burzliwego 1981 roku do czegoś powinna skłaniać. A tymczasem wygląda tak, jakby nikt z „karnawałem" żadnych wspomnień nie wiązał.

„Matka, matka, matka, respektuj ideały Sierpnia" – tak parodiowali w latach 90. związkowe pieśni z kościoła św. Brygidy rockowi jajarze z grupy Kury. Owszem, mnie też niekiedy tkwi w uszach falset chórzystki z kościoła ks. Jankowskiego, która w niepodrabialnej stylistyce wykonywała pieśń „Ojczyzno ma", ale dziś nie ma już i czego parodiować. „Solidarność" jako związek zamknęła się w stylistyce mszy na placu przed stocznią. Solidarnościowe muzeum na terenie sali BHP niespecjalnie się rozwija. A młodzi nie mają gdzie zobaczyć, jak wyglądała podziemna drukarnia. Gdańscy intelektualiści i artyści jakoś nie potrafili opisać epopei lat 1980 – 1989 w swoich książkach. O wiele silniejszy okazał się mit Gdańska przedwojennego sięgający hen, kajzerowskich czasów.

Przykłady? Proszę bardzo. Oto ambitne gdańskie wydawnictwo Słowo / Obraz – Terytoria wydało historyczną monografię o mojej rodzinnej dzielnicy Gdańska – Wrzeszczu. W książce jest bardzo dużo o parku miejskim założonym w XIX wieku, koszarach pruskich huzarów śmierci, pruskim browarze przy dzisiejszej ulicy Kilińskiego i wreszcie o tym, jak w Wolnym Mieście Gdańsku zbudowano lotnisko. Potem jest trochę o tym, jak po wojnie dosyć chaotycznie odbudowywano Wrzeszcz. A czego zabrakło? Przecież można było opisać, jak w 1946 roku w gdańskiej kamienicy przy ulicy Matejki ukrywał się ścigany przez bezpiekę późniejszy marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski. Można by pokazać demonstracje Marca ,68 na Politechnice Gdańskiej.

Aż prosiło się też opisać, jak w ciągu 16 miesięcy „Solidarności" w dawnym Hotelu Morskim działała centrala związku z całą galerią barwnych postaci. Można by sięgnąć do opowieści o walkach z ZOMO na głównej arterii wrzeszczańskiej

– alei Zwycięstwa, w latach 1982 – 1985. Czy wymagam zbyt wiele? Czy wszystko, co ciekawe na temat Wrzeszcza, pokazał „Blaszany bębenek" Güntera Grassa?

Czy potem już nic ciekawego się nie wydarzyło?

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów