Gdy wygrał, z widocznym brakiem zaufania spoglądałem na jego postępowanie. Ale powoli – przynajmniej w kwestii obrony życia – je zdobywał. Z farbowanego prolajfera przekształcił się w człowieka, który realnie broni życia, odbiera finansowanie organizacjom aborcyjnym, ogranicza dostęp do aborcji. Nie sposób było go nie wspierać.
To wsparcie w jednej kwestii nie oznacza jednak, że należy mu się uznanie za pozostałe działania. Tak nie jest. Jego wypowiedzi w kwestii polityki międzynarodowej są nieodpowiedzialne, czasem głupie, i na pewno nie przyczyniają się do budowania pokoju. Przykład? Ostatnia wypowiedź na temat Wzgórz Golan, które w całości powinny być izraelskie. Niezależnie od tego, czy opinia taka jest słuszna czy nie, to prezydent Stanów Zjednoczonych powinien wiedzieć, że taka jego wypowiedź wywoła reakcję krajów arabskich, a przede wszystkim radykalnych organizacji islamskich. A reakcja ta, przynajmniej w przypadku Hamasu, będzie krwawa. I tak się stało. Krótko po wypowiedzi Trumpa na miejscowość pod Tel Awiwem poleciały pociski rakietowe. Siedem osób już nie żyje. Niewinna rodzina, która stała się ofiarą terrorystów, ale też nieodpowiedzialnych wypowiedzi prezydenta USA.
Odpowiedź Izraela była także natychmiastowa. Krwawe naloty na Strefę Gazy. Czy przekształcą się one w coś więcej? Czy rozpocznie się nowy etap krwawych walk w Ziemi Świętej? Zapewne nie, ale taka możliwość istnieje. Polski MSZ już wydał komunikat odradzający podróżowanie do Galilei i nocowanie w Betlejem. I to mimo że w Betlejem (a jestem tam od trzech tygodni) i w Galilei (a byłem tam dwa dni temu) jest spokój, a pielgrzymów czy turystów nikt nawet nie próbuje zaczepiać. Powody są jednak jasne. Zawsze można zostać przypadkową ofiarą konfliktu w Ziemi Świętej. Nawet jeśli zamachowcy nie atakują miejsc świętych (nie jest przypadkiem, że zaatakowano okolice Tel Awiwu, a nie Jerozolimę czy Nazaret), nie strzelają do turystów czy pątników. MSZ zaś musi się jednak bronić przed ewentualnymi zarzutami. I stąd taka polityka dmuchania na zimne. Zimne, bo – powtórzę to jeszcze raz – Palestyńczycy i Izraelczycy zrobią wszystko, by ich konflikt nie dotknął pątników. Ci są bezpieczni.
Ale trzeba mieć też świadomość, że jeśli Hamas będzie przeprowadzał kolejne ataki, a Izrael na nie odpowiadał, to tlący się tu nieustannie konflikt może stać się bardziej krwawy. A jeśli prezydent Trump będzie nadal nieodpowiedzialnie mieszał w globalnej polityce, to może się łatwo przekształcić w wojnę. A odpowiedzialność za nią, tak jak odpowiedzialność za obecne ofiary, ponosić będzie – w pewnym stopniu – Donald Trump.
To niestety pokazuje, jak istotną rolę w świecie odgrywa słowo, jak potężną ma ono moc, jak bardzo może niszczyć lub budować. Trump, który ma niewątpliwe zasługi w obronie życia, w kwestiach polityki międzynarodowej jest niestety nieodpowiedzialny. A ofiary z Tel Awiwu i Strefy Gazy ciążyć będą na jego sumieniu. I to niezależnie od tego, czy jego intencje były szlachetne czy nie.