Po pierwsze, ten Lenin był nieduży, po drugie, co on tam robił przez ostatnie 20 lat? A po trzecie, co ogromnie mnie irytowało, przez następne dni pokazywano wszędzie zdjęcie faceta z dużym młotem, który wali w głowę Lenina, a głowa jak była, tak jest. Po kilku dniach zaczęłam smętnie myśleć, że może to jest obraz obecnego zrywu na Ukrainie: pomnik zwalony, ale głowa Lenina ciągle pracuje i nie można jej rozwalić.
Pomników Lenina jest niestety ciągle dużo na świecie. Jeden na przykład stoi w Seattle, na Zachodnim Wybrzeżu. Po co? Dlaczego? Nie wiem.
Jakieś dziesięć lat temu byłam w Moskwie na seminarium o wolności prasy. Pierwszy i ostatni raz. Seminarium było oczywiście opłacane przez zachodnie organizacje obrońców wolności słowa, ale organizowane przez rosyjskie organizacje słowa kontrolowanego. Głównym mówcą miał być Jewgienij Primakow, stary wyga, jeden z bardziej pomysłowych autorów antyzachodniej dezinformacji, KGB-ista z ksywką „Maksim", który przekształcił się, jak wielu jego kolegów w Rosji i na przykład w Polsce, w intelektualistę i dyrektora instytutu badawczego.
Seminarium odbywało się w gmachu stowarzyszenia dziennikarzy rosyjskich. Na dole wielkich schodów stało popiersie Lenina. Stawałam więc na górze schodów i zaczepiałam rosyjskich „kolegów". „A kto to?" – pytałam z lekkim zaciekawieniem. „Jak to kto? Lenin!", odpowiadali dumnie. „Lenin??? – mówiłam zgorszona. – A co ON tu robi?". Odpowiedzi padały różne: „On też był dziennikarzem i nawet redaktorem »Iskry«". „My, Rosjanie, jesteśmy tradycjonalistami, on tu zawsze stał, to niech stoi". „Nikomu nic złego nie zrobił, wcześnie umarł". „Wy na Zachodzie go nie znacie i nie rozumiecie".
Pomniki Lenina stoją w wielu miej- scach, a jego popiersia, w różnych rozmiarach, są sprzedawane na wszystkich bazarach byłego Związku Sowieckiego. A Fania Kaplan? Nie tylko nie ma pomnika, ale prawie nikt jej już nie pamięta.