Pomnik dla Fani Kaplan

Walka na pomniki bywa interesująca i daje czasami sporo przyjemności. Zrzucenie Lenina na ziemię w Kijowie było w porządku, ale zupełnie mnie nie podnieciło.

Publikacja: 21.12.2013 14:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Po pierwsze, ten Lenin był nieduży, po drugie, co on tam robił przez ostatnie 20 lat? A po trzecie, co ogromnie mnie irytowało, przez następne dni pokazywano wszędzie zdjęcie faceta z dużym młotem, który wali w głowę Lenina, a głowa jak była, tak jest. Po kilku dniach zaczęłam smętnie myśleć, że może to jest obraz obecnego zrywu na Ukrainie: pomnik zwalony, ale głowa Lenina ciągle pracuje i nie można jej rozwalić.

Pomników Lenina jest niestety ciągle dużo na świecie. Jeden na przykład stoi w Seattle, na Zachodnim Wybrzeżu. Po co? Dlaczego? Nie wiem.

Jakieś dziesięć lat temu byłam w Moskwie na seminarium o wolności prasy. Pierwszy i ostatni raz. Seminarium było oczywiście opłacane przez zachodnie organizacje obrońców wolności słowa, ale organizowane przez rosyjskie organizacje słowa kontrolowanego. Głównym mówcą miał być Jewgienij Primakow, stary wyga, jeden z bardziej pomysłowych autorów antyzachodniej dezinformacji, KGB-ista z ksywką „Maksim", który przekształcił się, jak wielu jego kolegów w Rosji i na przykład w Polsce, w intelektualistę i dyrektora instytutu badawczego.

Seminarium odbywało się w gmachu stowarzyszenia dziennikarzy rosyjskich. Na dole wielkich schodów stało popiersie Lenina. Stawałam więc na górze schodów i zaczepiałam rosyjskich „kolegów". „A kto to?" – pytałam z lekkim zaciekawieniem. „Jak to kto? Lenin!", odpowiadali dumnie. „Lenin??? – mówiłam zgorszona. – A co ON tu robi?". Odpowiedzi padały różne: „On też był dziennikarzem i nawet redaktorem »Iskry«". „My, Rosjanie, jesteśmy tradycjonalistami, on tu zawsze stał, to niech stoi". „Nikomu nic złego nie zrobił, wcześnie umarł". „Wy na Zachodzie go nie znacie i nie rozumiecie".

Pomniki Lenina stoją w wielu miej- scach, a jego popiersia, w różnych rozmiarach, są sprzedawane na wszystkich bazarach byłego Związku Sowieckiego. A Fania Kaplan? Nie tylko nie ma pomnika, ale prawie nikt jej już nie pamięta.

Urodziła się na Wołyniu w 1890 roku w biednej żydowskiej rodzinie i już w wieku 16 lat została skazana na dożywotnią katorgę za udział (chyba nieudany) w zamachu terrorystycznym organizowanym przez socjal-rewolucjonistów, zwanych też eserami. Na katordze, gdzie była bita i poniżana, spędziła 11 lat. Wróciła do Petersburga w marcu 1917 roku. Co działo się w Rosji od lutego 1917 roku do jesieni roku następnego, można przeczytać w wielu świetnie udokumentowanych książkach (polecam Richarda Pipesa, Adama Ulama, Martina Malię). Partia Socjal-Rewolucyjna, wpierw sojusznik bolszewików, a potem oponent, została zakazana i Fania doszła do wniosku, że „Lenin zdradził rewolucję". Zaopatrzyła się w rewolwer marki Browning i 30 sierpnia 1918 roku, pod fabryką Sierp i Młot strzeliła trzykrotnie do Lenina. Dwie kule ugodziły go, ale po operacjach przeżył.

Fanię wzięto do Czeka, gdzie podobno przesłuchiwał ją polski szlachcic Feliks Dzierżyński. Fania miała tam powiedzieć, że działała na własną rękę, że nie powie, skąd ma rewolwer, i że chciała zabić Lenina za to, że bezprawnie rozwiązał Konstytuantę. W trzy dni później została zabita strzałem w tył głowy. Można bez przesady powiedzieć, że była to pierwsza znana ofiara obrony demokracji przed bolszewikami. Kilka godzin po zamachu ci ostatni ogłosili początek czerwonego terroru, który potem zmieniał nazwy, ale jeśli wliczyć ostatnie dwie wojny czeczeńskie, trwał prawie wiek, a ponieważ nie został rozliczony i ukarany, może się odrodzić.

Lenin zmarł sześć lat później. Wedle jednych na skutek strzałów Fani Kaplan, wedle innych w rezultacie syfilisu, którego nabawił się w Szwajcarii (życie Lenina, choć oddane rewolucji, miało swoje romantyczne momenty: miał kochankę Inessę Armand i czasami chadzał do domów publicznych, jeśli i to można nazwać romantyzmem).

Jakakolwiek by była przyczyna śmierci Lenina – odpowiedzialne za nią są kobiety. Chwała im/nam za to. Stąd apel do organizacji kobiecych, a zwłaszcza do organizacji feministycznych, o postawienie pomnika Fani Kaplan, a jeśli nie jej – to bezimiennej prostytutce z Zurychu. W obu wersjach można napisać „Pogromczyni Lenina – wdzięczna ludzkość".

Ale z Fanią Kaplan mamy problem i obawiam się, że nie będzie miała pomnika. Feministki przyparte do muru (a niektóre i bez tego) będą od niej wolały Lenina. Antykomuniści będą jej mieli za złe, że go nie dobiła. Ktoś może się zastanawiać, czy to nie Żydówka, kto inny, czy nie zrobiła tego z zawiedzionej miłości (chłopy często myślą, że tylko to nami kieruje). Nic, poczekamy.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów