Kiedy rusza, przekonuje się, że na tylnym siedzeniu ktoś siedzi. To kobieta, potem dowie się, że ma na imię Agata. Bredzi coś o tym, że przybyła tu z innej fabuły i chce się przekonać, czy jej twórca żyje. Doktor Eden ma wrażenie, że to przypadek dla psychiatry. Tak zawiązuje się fabuła książki Zbigniewa Zbikowskiego „Berlin Indigo".
Mamy wrażenie, że znajdujemy się w głowie pijanego pisarza. Eden przekonuje się bowiem, iż istnieją podstawy, by sądzić, że i on ma swego twórcę, a zatem jest częścią równoległej narracji. Na przykład: dlaczego nie pamięta, co dzieje się codziennie po powrocie do domu? Dlaczego nie pamięta pieszczot ukochanej żony Lotty? Ani nawet tego, jak ona wygląda? „Twój twórca musi być kobietą – mówi Agata. – Chce mieć cię tylko dla siebie".