Andrzej Dudziński: Dudi, Pokrak, Hipol i inni

Bardzo starannie przygotowałem się do wizyty w „New York Timesie". Najważniejsze było doprowadzenie do spotkania z kimś decydującym i pokazanie przekonującego portfolio, co w Polsce nie było wtedy praktykowane – wspomina znakomity rysownik, grafik i malarz w rozmowie z Janem Bończą-Szabłowskim.

Publikacja: 06.09.2019 09:00

Andrzej Dudziński: Dudi, Pokrak, Hipol i inni

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Dla tego, kto urodził się i wychował w Sopocie, każde inne PRL-owskie miasto musiało wydawać się szare i mroczne?

Bez wątpienia! Z Sopotem nawet Zakopane nie wytrzymywało konkurencji. Miałem wrażenie, że na co dzień spotykam się ze światem z innej epoki. Tam było wszystko: plaża, góry i las, świetny Teatr Wybrzeże, teatrzyki studenckie Bim-Bom, Co To, Tralabomba, a przede wszystkim wybitna uczelnia artystyczna. W czasach mojego dzieciństwa szkoła sopocka była najlepszą uczelnią artystyczną w Polsce z całą masą wspaniałych ludzi, którzy w tej kameralnej atmosferze tworzyli niewyobrażalnie barwną mieszankę. I wszyscy żyli z sobą w wielkiej symbiozie. SPATiF, który nominalnie był klubem aktora, stał się klubem wszystkich środowisk twórczych z architektami włącznie. Oczywiście kwitło życie towarzyskie, jak przed wojną. W taki świat wszedłem już jako student Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych w Gdańsku, bo tak nazywała się wtedy dawna szkoła sopocka.

Pozostało 96% artykułu

BLACK WEEKS -75%

Czytaj dalej RP.PL. Nie przegap oferty roku!
Ciesz się dostępem do treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce. Rzetelne informacje, pogłębione analizy, komentarze i opinie. Treści, które inspirują do myślenia. Oglądaj, czytaj, słuchaj.
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?
Plus Minus
Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
J.D. Vance, czyli marna przyszłość dla bidoków