W połowie tego wieku starość i umieranie przestaną mieć znaczenie. Podobnie jak choroby ciała, inwalidztwo i wszelkie inne ograniczenia narzucane przez naturę. Będziemy funkcjonować – oczywiście przymusu nie ma – jako programy w pamięci komputera. A na zewnątrz objawiać się będziemy jako awatary lub projekcje holograficzne.
No tak, science fiction. W dodatku niespecjalnie oryginalne.
Ale powiedzcie to jednemu z najsłynniejszych fizyków naszych czasów – Stephenowi Hawkingowi. Albo pionierowi transhumanizmu i informatykowi Raymondowi Kurzweilowi. Albo szefom firm, które wyłożyły miliony dolarów na badania nad technikami przenoszenia jaźni z zawodnego mózgu biologicznego do błyszczącego nowością krzemowego układu.
Bo wbrew pozorom technologia nieśmiertelności jest czymś jak najbardziej realnym. Może nie da się skorzystać z niej już teraz, ale za kilkanaście–kilkadziesiąt lat już tak.
Wyjdź, duszo
Sądzę, że umysł jest to program dla mózgu, który działa trochę jak komputer – przekonuje Stephen Hawking. – A zatem teoretycznie możliwe jest skopiowanie umysłu do komputera i uzyskanie w ten sposób formy życia po śmierci. Ale to na razie przekracza nasze możliwości.