I prowadź mnie do żywota wiecznego. Enter

W obietnicach zapewnienia nieśmiertelności technologia wyprzedziła religię. Śmierć stanie się kwestią wyboru.

Aktualizacja: 27.12.2015 08:00 Publikacja: 23.12.2015 13:34

Zwolennikiem pomysłu przeniesienia umysłu do komputera jest genialny – i schorowany – fizyk Stephen Hawking

Foto: AFP

W połowie tego wieku starość i umieranie przestaną mieć znaczenie. Podobnie jak choroby ciała, inwalidztwo i wszelkie inne ograniczenia narzucane przez naturę. Będziemy funkcjonować – oczywiście przymusu nie ma – jako programy w pamięci komputera. A na zewnątrz objawiać się będziemy jako awatary lub projekcje holograficzne.

No tak, science fiction. W dodatku niespecjalnie oryginalne.

Ale powiedzcie to jednemu z najsłynniejszych fizyków naszych czasów – Stephenowi Hawkingowi. Albo pionierowi transhumanizmu i informatykowi Raymondowi Kurzweilowi. Albo szefom firm, które wyłożyły miliony dolarów na badania nad technikami przenoszenia jaźni z zawodnego mózgu biologicznego do błyszczącego nowością krzemowego układu.

Bo wbrew pozorom technologia nieśmiertelności jest czymś jak najbardziej realnym. Może nie da się skorzystać z niej już teraz, ale za kilkanaście–kilkadziesiąt lat już tak.

Wyjdź, duszo

Sądzę, że umysł jest to program dla mózgu, który działa trochę jak komputer – przekonuje Stephen Hawking. – A zatem teoretycznie możliwe jest skopiowanie umysłu do komputera i uzyskanie w ten sposób formy życia po śmierci. Ale to na razie przekracza nasze możliwości.

Ale ile czasu upłynie, zanim nasza technologia na to pozwoli? Kiedy komputery staną się na tyle zaawansowane, aby wchłonąć naszą jaźń i pozwolić jej funkcjonować? Zdaniem Raymonda Kurzweila ten punkt osobliwości się zbliża: – Wielu spośród żyjących dziś ludzi stanie się częścią tego przełomu.

Najnowszą propozycją na rynku cyfrowej nieśmiertelności jest oferta firmy Humai. Zamierza ona przechowywać wspomnienia ludzi, aby później przywracać ich do życia. Komputerowego naturalnie.

Według Josha Bocanegry, założyciela Humai, analizie i składowaniu podlegałyby „wzorce zachowania i prowadzenia rozmowy, procesy myślowe i funkcjonowanie organizmu".

Po co? Żeby później najbliżsi mogli sobie takiego zmarłego wskrzesić na własny użytek. – Nie sądzę, aby nagrobki, pomniki, filmy czy zdjęcia, a nawet nasze własne wspomnienia, były najlepszym sposobem, aby pamiętać kogoś, kto odszedł – mówił Bocanegra w rozmowie z „Popular Science". – Zamiast tego proponujemy skonstruowanie wersji ze sztuczną inteligencją, z którą będzie można się komunikować głosowo lub przez tekst.

To dopiero pierwszy etap. Kolejnym jest wyprodukowanie sztucznego ciała, do którego taka krzemowa inteligencja zostanie podłączona. – Wierzę, że jesteśmy w stanie wskrzesić pierwszego człowieka w ciągu 30 lat – zapewnia szef Humai.

W tej chwili trudno ocenić, czy zapowiedzi kontrowersyjnego start-upu mają jakąkolwiek szansę na realizację, czy jest to jedynie próba wyłudzenia funduszy (ewentualnie marketingowy chwyt przed premierą jakiegoś filmu). Pewne jest natomiast to, że Humai nie jest jedyne.

Identyczny cel ma założona kilka lat temu Inicjatywa 2045 (2045 Initiative). Pomysłodawcą jest rosyjski milioner Dmitry Itskov, który podobno wciągnął do swojego przedsięwzięcia 30 rosyjskich naukowców. Siedzibą organizacji jest Moskwa, ale gdy dwa lata temu zwołał konferencję w Nowym Jorku, przybyli na nią najwybitniejsi naukowcy – w tym wspomniany Ray Kurzweil, a także inwestorzy z rynku nowych technologii – jak Larry Page z Google'a czy Peter Diamandis z X Prize Foundation.

Plan przenoszenia ludzi do komputerów jest wieloetapowy. Pod pewnymi względami przypomina to, co mieliśmy okazję oglądać w filmie „Surogaci" z Bruce'em Willisem, albo w niedawnym hicie „Awatar". Pomysł polega bowiem na uformowaniu sztucznego ciała – androida (nazywanego awatarem), który będzie sterowany przez żyjącego człowieka.

Pierwszy etap (Avatar A) ma zostać ukończony do 2020 roku. I wszystko wskazuje na to, że przynajmniej ta część planu się powiedzie. Już teraz dysponujemy elektrycznymi interfejsami mózg–maszyna (tzw. BCI) umożliwiającymi przekazywanie poleceń bezpośrednio z mózgu do mechanizmu – niejako siłą woli. Wystarczy, że człowiek pomyśli, a sztuczna ręka się poruszy. Trwają również prace nad przekazywaniem informacji w drugą stronę – z sensorów bezpośrednio do mózgu.

Drugi etap (Avatar B) to przeniesienie żyjącego mózgu do sztucznego ciała wyposażonego w system podtrzymywania biologicznych funkcji żywej tkanki. Nośnikiem może być istniejąca maszyna z pierwszego etapu. Ta część ma się zakończyć w 2025 roku. Oznaczałaby jednak konieczność wyjęcia mózgu i rdzenia kręgowego, po czym umieszczenia ich w sztucznym ciele i połączenia z elektroniką. Tego nie umiemy, choć prace trwają – o czym za chwilę.

A później? Później jest nieśmiertelność. O ile dwa pierwsze etapy polegały na połączeniu żywego mózgu i sztucznego ciała, o tyle Avatar C jest całkowicie sztuczny. Jaźn – proponuje Itskov – zostanie przeniesiona do komputera. Może się to stać pod koniec życia człowieka jako istoty biologicznej – rozpocznie ona istnienie jako zbiór danych i programów kierujących sztuczną powłoką. Pierwsze przelanie świadomości z człowieka do komputera naukowcy planują w 2035 roku. Później (to etap D) ludzie całkowicie porzucą jakiekolwiek ciała. Zainteresowani będą mogli prezentować się reszcie jako hologramy.

– Staniemy się zupełnie nowym gatunkiem – mówił w jednym z wywiadów rosyjski milioner, który do współpracy zaprosił nie tylko inżynierów, ale również filozofów i przywódców religijnych (ponoć pomysłu gratulował mu Dalaj Lama). – Nadchodzi zmierzch nieświadomej ewolucji. Wchodzimy w nową erę, erę ewolucji kontrolowanej.

Jam jest zmartwychwstanie i życie

Dmitry Itskov nie jest jedynym bogaczem, który stara się zapewnić sobie życie wieczne metodami technologicznymi. Larry Page dzięki funduszom Google powołał do życia firmę Calico, która ma zajmować się technikami medycznymi zapewniającymi długowieczność (choć jeszcze nie nieśmiertelność). 84-letni miliarder Don Laughlin, który dorobił się na hazardzie (ma nawet w Nevadzie swoje miasto – Laughlin Town), zamierza poddać się zamrożeniu w klinice kriogenicznej Alcor. Tam, w temperaturze poniżej -200 st. Celsjusza, ma oczekiwać na wynalezienie leku na trapiące go choroby oraz sposobu na nieśmiertelność. Musi w to głęboko wierzyć, bo zabierze ze sobą cały swój majątek. Tak samo zamierza zrobić kanadyjski miliarder Robert Miller, współzałożyciel sieci luksusowych sklepów DFS Group.

Podobny plan miał też John Sperling, właściciel kilku wyższych uczelni w USA. Ten, zamiast zamrażania, wybrał badania nad klonowaniem. Nauka nie zdążyła – Sperling zmarł w ubiegłym roku.

Oczywiście pomysły bogaczy – tych młodych i tych starszych – mogą wydawać się mało realistyczne. Ale tylko na pozór.

– Wcale nie brzmi to mniej prawdopodobnie niż to, co mówiono w latach 60. XX wieku, kiedy dopiero rozpoczynała się era przeszczepów nerek czy wątroby – przypomina amerykańska prawniczka Martine Rothblatt, założycielka United Therapeutics.

No właśnie, przeszczepy. Równolegle do prac informatyków toczą się badania neurologów i chirurgów. Chodzi o... przeszczep całego ciała. Z oryginalnego pozostanie tylko głowa (stąd często używane określenie przeszczep głowy), w której „mieści się" świadomość.

Jako pierwszy na świecie chce tego dokonać włoski neurochirurg Sergio Canavero. Data jest już wyznaczona – przeszczep odbędzie się dokładnie za dwa lata, w grudniu 2017 roku.

Znamy też najbardziej prawdopodobnego pierwszego pacjenta – dawcę głowy, biorcę ciała. To 30-letni dziś Rosjanin Walerij Spirydonow. Cierpi na rzadką chorobę genetyczną, postać rdzeniowego zaniku mięśni – tzw. zespół Werdniga-Hoffmanna. Dziś nie ma nią lekarstwa. Objawia się ona zaburzeniem przekazywania impulsów z centralnego układu nerwowego do mięśni. Z czasem mięśnie obumierają, utrudniając nie tylko poruszanie się, ale nawet przełykanie i oddychanie.

Poruszający się na wózku Spirydonow zdaje sobie doskonale sprawę z faktu, że to, iż jeszcze żyje, należy rozpatrywać w kategorii cudu. – Kiedy zdałem sobie sprawę, że mogę wziąć udział w czymś tak wielkim i ważnym, nie miałem żadnych wątpliwości – mówi przyszły pacjent. – Jedyne co odczuwam to przyjemną niecierpliwość. Tak jakbym przez całe życie przygotowywał się do czegoś ważnego w moim życiu, a teraz to się zaczyna dziać.

Sergio Canavero przez większość kolegów-lekarzy uważany jest za szarlatana. Nikomu nie udało się dotąd skutecznie połączyć rozerwanych wcześniej części rdzenia kręgowego. Włoski neurochirurg twierdzi wprawdzie, że ma cudowny „klej", jednak nie chce nic więcej zdradzić. Istnienie takiego spoiwa uchroniłoby przed trwałym kalectwem wiele osób – ofiar wypadków, które obecnie muszą poruszać się na wózkach i są częściowo sparaliżowane.

– Zgodnie z kalkulacjami Canaveri, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dwa lata wystarczą na dopracowanie szczegółów naukowych i samej procedury przeszczepu – uważa Spirydonow.

We wrześniu tego roku Canavera, odpowiadając na coraz donośniejszą krytykę, ujawnił, że w operacji pomoże mu Xiaoping Ren z Uniwersytetu Medycznego Harbin w Chinach. Ponoć Chińczyk przeprowadził ponad 1000 transplantacji ciała myszy. Niektóre zwierzęta po takim zabiegu oddychały i piły, a nawet widziały. Żadna nie przeżyła jednak dłużej niż parę minut.

– Czy się boję? Oczywiście, że się boję – mówi Rosjanin. – Ale musicie zrozumieć, że tak naprawdę nie mam szczególnego wyboru. Mam ponad 30 lat, a ludzie z tą chorobą rzadko dożywają 20. Z każdym rokiem mój stan się pogarsza. Jeżeli nie spróbuję, mój los będzie przesądzony.

Pomyślmy jednak, co może oznaczać udana procedura przeszczepienia całego ciała. Czy schorowani, zniszczeni, ale bajecznie bogaci ludzie w chwili śmierci nie złapią się ostatniej szansy wydłużenia sobie życia. I jaki będzie tego koszt? Czy kolejne transplantacje nie otworzą im drogi do życia znacznie przekraczającego długością to, na które mogą liczyć mniej zamożni?

Bramy raju

Problem nierówności wynikającej z dostępu do technik zapewniających wydłużenie życia czy nawet nieśmiertelność (bo przecież to nie będzie rzecz dla wszystkich) to tylko wierzchołek góry lodowej. U jej postawy leży zaś pytanie – nawet jeśli uda się przenieść umysł do komputera, to czy uzyskamy tę samą świadomość?

– Podstawowym pomysłem jest przeskanowanie struktury danego mózgu i skonstruowanie modelu software'owego, który będzie wierną kopią mózgu. Jeżeli uruchomimy go na odpowiednim sprzęcie, uzyskamy w efekcie to samo, czym był oryginalny mózg – uważa Anders Sandberg z Uniwersytetu Oksfordzkiego, jeden z prelegentów na Singularity Summit, podczas którego omawiano problemy związane z symulacją jaźni człowieka. – Ale przyznaję, że nie wiem, czy w przypadku kompletnej symulacji mózgu, jeden do jednego, uda nam się odtworzyć umysł. Pewnie tak będzie, ale tego nie wiem.

Tym bardziej nie ma pewności, czy „skopiowanie" umysłu przeniosłoby również świadomość. A co jeśli nie? A co jeśli tak?

– Te eksperymenty i plany rodzą mnóstwo interesujących pytań filozoficznych. Pytanie numer jeden brzmi, czy ten nowy system powstały po załadowaniu mojego umysłu uzyska świadomość. Bo przenoszenie umysłu do komputera byłoby bez sensu, jeśli po tej operacji obudziłbyś się jako zombi – tłumaczy psycholog David Chalmers z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. – Czy ten nowy system będzie mną? Nawet jeżeli zyska świadomość, się okaże, że jest kimś innym, nie będzie to już takie fajne.

A skoro zyska świadomość, to czy zyska również prawa przypisane dotąd ludziom w ich materialnej postaci? Czy wyłączenie komputera i wymazanie danych będzie zabójstwem? Jeżeli przelanie kopii mózgu do komputera nie nastąpi w chwili śmierci, lecz wcześniej, to którą wersję należy uznać za – powiedzmy – właściciela domu czy męża lub żonę?

Eksperci przewidują również, że pojawienie się kasty nieśmiertelnych – nawet tylko w postaci komputerowego programu – doprowadzi do wzrostu napięć społecznych i religijnych. Ludzka świadomość wzmocniona mocą obliczeniową komputera będzie niepokonana w każdej dziedzinie – od kariery naukowej przez operacje finansowe, a skończywszy na działaniach wojennych. Takie twory wzbudzą nieufność i wrogość zwykłych śmiertelników. A wtedy zwróci się przeciw nim religia – przepowiadają Peter Eckersley i Anders Sandberg w eseju „Czy emulacja mózgu jest zagrożeniem?".

Akurat ten spór jest rzeczą równie pewną jak podatki. W końcu religie przekonują, że aby stać się nieśmiertelnym, trzeba najpierw umrzeć.

W połowie tego wieku starość i umieranie przestaną mieć znaczenie. Podobnie jak choroby ciała, inwalidztwo i wszelkie inne ograniczenia narzucane przez naturę. Będziemy funkcjonować – oczywiście przymusu nie ma – jako programy w pamięci komputera. A na zewnątrz objawiać się będziemy jako awatary lub projekcje holograficzne.

No tak, science fiction. W dodatku niespecjalnie oryginalne.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji