Polska prawica jest antysemicka?
Często tu słyszę o jakimś żydowskim lobby, co może nie jest od razu wyrazem jakiegoś świadomego antysemityzmu, ale niewątpliwie jest wyraz pewnego sposobu myślenia o Żydach: że są kimś obcym, że mają wspólne interesy, często przeciwstawne interesom Polaków. Oczywiście nie każdy, kto mówi o lobby żydowskim, uważa od razu, że istnieje jakiś ogólnoświatowy spisek Żydów, którzy kontrolują banki, prasę i w ogóle cały świat. Zgodzi się pan, że to już bez wątpienia byłoby antysemickie, prawda? Ale mówienie o lobby żydowskim idzie właśnie w tym kierunku. Na Zachodzie ten, kto nie chce być uznany za antysemitę, takiego sformułowania nie użyje.
Za pojęciem „lobby żydowskiego" kryje się myśl, że Żydzi są na świecie grupą uprzywilejowaną. Tymczasem od dawna już Żydzi i Izrael wyzywani są na Zachodzie od faszystów.
W lewicowych kręgach szaleje ogromny antysemityzm – choć trzeba przyznać, że na razie nie w Polsce, gdzie nie ma silnego ruchu BDS (kampania wzywająca do bojkotu Izraela – przyp. red.). Izrael jest jedyną demokracją na bliskim Wschodzie; jest państwem suwerennym, liberalnym, przestrzegającym równości wszystkich wobec prawa. Jest też państwem, które od swojego powstania w 1948 roku, nieustannie walczy o przetrwanie. Ale polityczna poprawność głosi, że jest państwem imperialistycznym, kolonialnym, kapitalistycznym i rasistowskim. Gdy stara się bronić przed muzułmańskimi terrorystami, jest oskarżany o próby dokonania ludobójstwa na Palestyńczykach. Lewicowe grupy antyizraelskie z roku na rok stają się coraz bardziej antysemickie, a ruch BDS jest otwarcie antysemicki. I w tym postępowym stopniowaniu, wedle którego jedne grupy są ważniejsze, inne mniej ważne, Żydzi od dawna nie są już ofiarami. Wręcz przeciwnie, należą do grup prześladujących: to biali imperialiści.
Polacy też nie są ofiarami. Jesteśmy źli, konserwatywni, kapitalistyczni, a do tego również kumamy się z tym strasznym Wujem Samem...
Nasuwa się myśl o sojuszu... Na Zachodzie Polska i Izrael są postrzegane bardzo podobnie. Chciałabym, by Polacy mieli świadomość, że wiadomości o Izraelu płynące z zachodnich mediów są w ten sam sposób zniekształcone, jak wiadomości o Polsce. Izraelczycy też powinni o tym pamiętać, nim zaczną powtarzać podobną propagandę o Polsce. Niestety, w Izraelu, podobnie jak wszędzie na świecie, o polskiej polityce wie się bardzo niewiele, a jedyne informacje, jakie o niej dochodzą, płyną z gazet, w których Polska jest postrzegana jako faszystowska dyktatura.
W jednym ze swoich tekstów opublikowanych w „Pladze słowików" postuluje pani, byśmy zaczęli czytać Biblię.
Bo nigdzie już nie czyta się Biblii, a w Polsce – czy może nawet ogólniej, po prostu w krajach katolickich – czyta się jeszcze mniej niż w krajach protestanckich, gdzie czytanie Biblii jednak było dawniej ważną tradycją. Za to w Izraelu już od dwóch lat trwa zapoczątkowany przez ministra edukacji projekt 929 (od ilości rozdziałów Tanachu, czyli Biblii hebrajskiej). To zupełnie świecka inicjatywa internetowa. Pisarze, artyści czy dziennikarze codziennie komentują i interpretują dany fragment Biblii. Jest to reklamowane na wielkich plakatach w całym kraju. Przydałoby się coś takiego w Polsce.
Ale dlaczego uważa pani, że czytanie Biblii jest tak ważne?
Bo jednoczy ludzi wokół wspólnego dziedzictwa. Nie jestem osobą wierzącą, ale Biblia jest dla mnie najważniejszym tekstem literackim, największym dziełem naszej cywilizacji. W Polsce na lekcjach religii uczy się katechizmu Kościoła katolickiego. W Europie Zachodniej uczy się niewiele znaczącej mieszanki informacji o różnych religiach. Ani jedno, ani drugie nie uczy o podstawach naszej cywilizacji, naszej kultury. Ale znów: dla ludzi wierzących Biblia jest przede wszystkim – czy nawet wyłącznie – tekstem świętym, słowem Bożym, a nie dziełem literatury czy podstawą cywilizacji. Tu znów napotykamy ten konflikt między Kościołem i wiarą a ludźmi poza Kościołem, którzy by chcieli bronić judeochrześcijańskiej cywilizacji.
Za to na lekcjach języka polskiego czyta się fragmenty Biblii.
To lepiej niż nic. Wiem, że to utopia, pomysł nie do zrealizowania, ale bardzo bym chciała, by były w szkole zajęcia, na których dzieci po prostu czytałyby Biblię. Zajęcia obowiązkowe dla wszystkich. W świeckim państwie Biblia powinna być czytana niezależnie od religii, pochodzenia, poglądów politycznych. Powinna łączyć, a nie dzielić. Zwłaszcza Stary Testament, bo to on jest podstawą wspólnych dla wszystkich wartości.
Najpierw musiałyby one rzeczywiście zostać uznane za wspólne.
To prawda. Pytanie, jak krzewić wspólną tradycję, jednocześnie szanując indywidualne wolności, zasady liberalnego państwa i świeckość państwa. Myślę, że czytanie Biblii w szkole jest pomysłem, który żadnej z tych zasad nie zagraża. Problem w tym, że nawet Kościół pewnie się temu sprzeciwi, bo zabrakłoby wtedy czasu na naukę katechizmu. Nie mówiąc już o sprzeciwie postępowców.
I znowu wracamy do tego, że pani już się z naszą porażką pogodziła.
Tak, może rzeczywiście wszystko, co proponuję, jest mało realistyczne. Może nic nas już nie uratuje.
To co po nas?
Islam. Może znów nadeszła pora na islam... Bo polityczna poprawność z radykalnym islamem nie wygra. Wygra tylko wspólna obrona naszych wspólnych wartości. A na nią szans nie widzę.
Może będzie lepiej?
Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie wiem, jak w przyszłości będzie wyglądała Europa; zmiany, których jesteśmy świadkami, są tak ogromne, że nie sposób tego przewidzieć. Ale nie wierzę, że będzie lepiej. Będzie gorzej.
—rozmawiał Michał Płociński
Agnieszka Kołakowska jest filologiem klasycznym, tłumaczką i eseistką, córką filozofa Leszka Kołakowskiego. Wydała książki: „Wojny kultur i inne wojny" (2010), „Plaga słowików" (2016)
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95