Ani szturm na Kapitol, ani żadna ze spektakularnych strzelanin w USA nie zmusiły prezydenta Bidena do ogłoszenia stanu wyjątkowego. Uczynili to w maju 2021 r. hakerzy, wpuszczając program ransomware do systemów The Colonial Pipeline, liczącego niemal 9000 km rurociągu między Zatoką Meksykańską a wschodnim wybrzeżem kraju.
A to dopiero początek długiej listy. W 2020 r. hakerom udało się włamać do European Network of Transmission System Operators for Electricity (ENTSO-E), organizacji zrzeszającej operatorów z 35 państw Europy. W 2019 r. podobny atak odciął przesył energii elektrycznej w Rosji, w 2017 r. – w Arabii Saudyjskiej, w 2015 r. – w Ukrainie. Nie wiemy nawet, do ilu ataków w gruncie rzeczy dochodzi.
Mały kuszący cel ataku
Pewne jest tylko, że będzie ich więcej. – Sercem inteligentnych miast są inteligentne sieci energetyczne. To sprawia, że stają się pożądanym celem ataków cybernetycznych, zarówno ze strony potencjalnych przestępców, jak i aktorów działających w imieniu nieprzyjaznego państwa – tak w skrócie można przedstawić obawy środowisk eksperckich.
W ostatnim czasie specjaliści ds. cyberbezpieczeństwa zaczęli zwracać uwagę na bezpieczeństwo najmniejszego – i wydawałoby się mało interesującego dla potencjalnego cyfrowego agresora – elementu: licznika energii.
Przykładowo, opublikowane wiosną br. wyniki badań grupy badaczy z Oregon State University College of Engineering wskazują na to, że inteligentne liczniki energii mogą stać się celem pośredniego ataku: takiego zaburzania ich pracy, by uznały one, że doszło do przeciążenia sieci – i odcięły prąd za sprawą wbudowanych czujników ryzyka.