Dzieci ubywa, ale nauczycieli nie

Nie udaje się dostosować liczby tych, którzy uczą, do potrzeb edukacyjnych, bo dyrektorzy szkół słabo znają prawo

Aktualizacja: 27.05.2012 09:30 Publikacja: 14.05.2012 09:41

Mianowanie to z jednej strony stopień awansu zawodowego nauczyciela, a z drugiej sposób nawiązania z

Mianowanie to z jednej strony stopień awansu zawodowego nauczyciela, a z drugiej sposób nawiązania z takim nauczycielem stosunku pracy

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

W roku szkolnym 2006/2007 do szkół i przedszkoli chodziło 6,3 mln dzieci. Sześć lat później jedynie 5,48 mln. W tym samym czasie liczba wszystkich etatów nauczycielskich wzrosła z 646 tys. do 655 tys.

Z informacji zebranych w Ministerstwie Edukacji Narodowej wynika, że szkoły zatrudniają więcej logopedów, pedagogów i psychologów, dlatego liczba pracowników nie maleje. Ponadto w ciągu ostatnich sześciu lat znacząco wzrosła liczba przedszkolaków, w rezultacie wiele osób zyskało zatrudnienie w placówkach dla najmłodszych.

13 proc. zmalała liczba przedszkolaków i uczniów w latach 2006 – 2011

Szkoły w tym roku szkolnym rzeczywiście zatrudniają mniej tzw. nauczycieli tablicowych, realizujących obowiązkowe godziny lekcyjne, ale jedynie o 4 proc. w porównaniu z rokiem 2006/ 2007. Tymczasem w tym okresie liczba dzieci w placówkach oświatowych spadła o 13 proc.

Dziecko to nie klasa

Jan Herczyński z Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje, że Karta nauczyciela w wysokim stopniu chroni miejsca pracy nauczycieli, utrudniając racjonalne zarządzanie kadrami. W rezultacie spadkowi liczby uczniów nie towarzyszy analogiczny spadek liczby nauczycieli.

– Mniej uczniów nie oznacza automatycznego zmniejszenia się liczby klas – mówi Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich. – A jeśli nie dochodzi do zmian organizacyjnych, to bardzo trudno zwolnić nauczyciela – dodaje.

Zgodnie jednak z art. 20 ustawy z 26 stycznia 1982 r. Karta nauczyciela (tekst jedn. DzU z 2006 r. nr 97, poz. 647) w razie likwidacji szkoły lub zmian organizacyjnych powodujących zmniejszenie liczby oddziałów oraz zmian planu nauczania uniemożliwiających dalsze zatrudnianie nauczyciela w pełnym wymiarze zajęć rozwiązuje się z nim stosunek pracy. Niż demograficzny zatem jest dobrym momentem na redukcję zatrudnienia. Dlaczego samorządy i dyrektorzy szkół z niego nie korzystają?

Z wyroków Sądu Najwyższego wynika, że dyrektorzy szkół nie potrafią skutecznie zwalniać nauczycieli, a organy prowadzące nie pomagają im w tym.

W 24 z 36 wyroków sędziowie wykazali niekompetencję dyrektorów. Zwykle nie ustalają oni jawnych i niedyskryminujących kryteriów zwolnień, a zmiany w przydzielonych godzinach traktują jako możliwość pozbycia się nielubianego kolegi.

1 proc. o tyle wzrosła liczba wszystkich etatów nauczycielskich w ciągu ostatnich sześciu lat

Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, przyznaje, że dyrektorzy nie tylko nie potrafią stosować przepisów, ale co gorsza – nie znają ich. W jednej z tarnowskich szkół dyrektorka dopiero od związkowca dowiedziała się, że typując nauczyciela do zwolnienia, musi kierować się sprawiedliwymi kryteriami, a nie własnym uznaniem. Nikt jednak do tej poty nie prowadził badań znajomości prawa oświatowego przez dyrektorów. Ponadto wielu radzi kolegom, aby sytuację, gdy grozi im utrata etatu, przeczekali na urlopie dla poratowania zdrowia.

Gminy szkolą ze zwolnień

W ostatnim czasie jednak słyszy się dużo o mobilizacji przed niżem. Dariusz Chętkowski, nauczyciel w jednym z łódzkich liceów ogólnokształcących, w swoim blogu napisał w kwietniu, że dyrektorzy szkół kształcą się w sztuce zwalniania z pracy nauczycieli. Szkolenia organizują wydziały edukacji, obecność jest obowiązkowa. Dopiero po szkoleniach w jego szkole w pokoju nauczycielskim pojawił się zbiór zasad, którymi kieruje się przełożony, typując pracownika do zwolnienia.

Dyrektorzy szkół na wręczenie wypowiedzeń mają czas do końca maja. W tym roku może je dostać wyjątkowo dużo pedagogów, bo niż demograficzny dotyka już gimnazjów, a sporo szkół ma być zlikwidowanych.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki j.ojczyk@rp.pl

W roku szkolnym 2006/2007 do szkół i przedszkoli chodziło 6,3 mln dzieci. Sześć lat później jedynie 5,48 mln. W tym samym czasie liczba wszystkich etatów nauczycielskich wzrosła z 646 tys. do 655 tys.

Z informacji zebranych w Ministerstwie Edukacji Narodowej wynika, że szkoły zatrudniają więcej logopedów, pedagogów i psychologów, dlatego liczba pracowników nie maleje. Ponadto w ciągu ostatnich sześciu lat znacząco wzrosła liczba przedszkolaków, w rezultacie wiele osób zyskało zatrudnienie w placówkach dla najmłodszych.

Pozostało 85% artykułu
Sądy i trybunały
Po co psuć świeżą krew, czyli ostatni tegoroczni absolwenci KSSiP wciąż na lodzie
Nieruchomości
Uchwała wspólnoty musi mieć poparcie większości. Ważne rozstrzygnięcie SN
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Śmierć nastolatek w escape roomie. Jest wyrok