Brak reakcji autora prywatnego listu na opublikowanie go bez jego zgody nie uchyla bezprawności takiego działania. [b]Sąd Najwyższy w wyroku z 17 listopada stwierdził, że nie oznacza to zgody na przytaczanie go w innych publikacjach (sygn. I CSK 664/09)[/b].
Przyczyną sporu był artykuł zamieszczony w marcu 2001 r. w „Polityce” pt. „Przede wszystkim Sandauer”. Opisywał on działalność publiczną Adama Sandauera jako założyciela i prezesa Stowarzyszenia Pacjentów „Primum non nocere”. Działa ono m.in. na rzecz ofiar błędów i wypadków medycznych. Adam Sandauer założył je po własnych doświadczeniach będących skutkiem zabiegów sprzecznych z zasadami sztuki lekarskiej.
W spornym tekście autor pisał o jego ostrym konflikcie ze środowiskiem lekarskim. Przytoczył m.in. wypowiedź anonimowych lekarzy, że bardziej niż laryngologa potrzebuje on pilnej pomocy psychiatry, a także fragment jego listu do jednego z lekarzy, prof. Grzegorza J. Adam Sandauer pisał w nim, że nie może się przyzwyczaić do zaistniałego stanu i jeśli nie znajdzie innego wyjścia, podejmie decyzję ostateczną skończenia ze sobą. Po lekturze artykułu Sandauer zażądał opublikowania jego odpowiedzi. „Polityka” odmówiła mu jednak, powołując się na przepis prawa prasowego nakazujący odmowę ze względu na ochronę dóbr osobistych osób trzecich.
Adam Sandauer w pozwie przeciwko wydawcy „Polityki” za naruszenie swych dóbr osobistych domagał się przeprosin oraz 30 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Sąd I instancji uwzględnił pierwsze z tych żądań i nakazał zamieszczenie na łamach tego pisma przeprosin za sformułowania zawierające sugestie dotyczące stanu psychicznego. Sąd uznał, że doszło do ujawnienia informacji z prywatnej sfery życia, co narusza dobro osobiste.
Sąd II instancji zmienił ten wyrok i żądania Adama Sandauera w całości oddalił. Tłumaczył m.in., że przytoczenie wypowiedzi lekarzy było zabiegiem stylistycznym obrazującym rozmiar konfliktu prezesa ze środowiskiem lekarskim, a nie sugestią co do stanu zdrowia psychicznego. Gdy zaś chodzi o przytoczony fragment listu, uznał, że skoro był trzy lata wcześniej zamieszczony w „Super Expressie”, a Adam Sandauer przeciwko temu nie protestował, znaczy to, że przyzwolił na wyłączenie tej części listu ze sfery prywatnej.