Koleżanki i koledzy sędziowie, stuknijcie się w piersi i odpowiedzcie sobie sami, czy za kadencji uprzedniej Krajowej Rady Sądownictwa było tak pięknie? Czy w waszych sądach wszystkie nominacje były merytoryczne? Nawet wtedy, gdy ówczesna KRS chciała zablokować kontrowersyjne nominacje do Sądu Najwyższego, dotyczące kandydatów wskazanych przez Zgromadzenie Ogólne sędziów tego sądu, to i tak Sąd Najwyższy zrobił to, co chciał. Wszak to Sąd Najwyższy rozpoznawał odwołania od decyzji KRS w sprawie niewystąpienia z wnioskiem o powołanie sędziów do Sądu Najwyższego spośród kandydatów wskazanych przez samych siebie... A gdzie zasada nemo iudex in causa sua?
Najciemniej jest pod latarnią
W polskim systemie prawnym nie do pojęcia jest, aby osoba, która nie jest w składzie sądu i nie ponosi żadnej odpowiedzialności za wydany wyrok, wydawała jeszcze przed naradą sędziowską opinię co do meritum sprawy. W Polsce nie wolno czynić tego nawet dziennikarzom (art. 13 ust. 1 prawa prasowego). Zaiste, osobliwa jest ta europejska procedura. Tym bardziej że tajemnicą poliszynela jest, iż bardzo rzadko się zdarza, by sędziowie Trybunału orzekli inaczej, niż wynikałoby to z opinii ich rzecznika.
Gdyby coś takiego miało miejsce w naszym kraju, podniosłoby się larum – i chyba słusznie – z powodu niedopuszczalnego wpływu i nacisków na przyszłą decyzję niezawisłego składu sądu. No cóż, jesteśmy w Unii i musimy akceptować zasady przyjęte przez unijną większość. Ale nie musimy akceptować wypowiedzi medialnych najważniejszego sędziego w Polsce, który na podstawie tylko opinii jednej osoby, choćby najwybitniejszego prawnika, jeszcze przed końcowym rozstrzygnięciem sądowym zachęca do ignorowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Rzecznik generalny TSUE, pan Jewgienij Tanczew, zarzucił w swojej opinii, że Izba Dyscyplinarna polskiego Sądu Najwyższego nie spełnia wymogów niezawisłości sędziowskiej w rozumieniu prawa Unii w świetle roli, jaką organy ustawodawcze odgrywają przy wyborze 15 sędziów z łącznej liczby 25 członków Krajowej Rady Sądownictwa. Zwracam zatem uwagę, że w jego ojczystym kraju na 25 członków mianującej sędziów Najwyższej Rady Sądownictwa proporcje te niewiele się różnią, gdyż 11 członków wybieranych jest przez Zgromadzenie Narodowe i również 11 – przez organy władzy sądowniczej (art. 130 ust. 3 Konstytucji Republiki Bułgarii). Co znamienne, obradom tejże Rady przewodniczy nie sędzia, lecz minister sprawiedliwości (art. 130 ust. 5 konstytucji). Nie można pominąć też faktu, że art. 11d polskiej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa nakazuje umieścić na liście 15 kandydatów wybieranych do Rady co najmniej jednego kandydata wskazanego przez każdy klub poselski, co potencjalnie umożliwia reprezentację w tym organie wszystkich osób popieranych przez liczące się siły parlamentarne.
Jeszcze bardziej wymownie przedstawia się kwestia naboru do Sądu Konstytucyjnego Bułgarii, dokonującego obowiązującej wykładni konstytucji. W jego skład wchodzi 12 sędziów, z których jedną trzecią wybiera Zgromadzenie Narodowe, jedną trzecią mianuje prezydent, a tylko jedna trzecia pochodzi z wyboru dokonywanego przez sędziów (art. 147 ust. 1 Konstytucji Republiki Bułgarii).
Szanowni Państwo, czy rzeczywiście o wolne sądy w tym wszystkim chodzi?