Jak wynika z opublikowanego niedawno raportu Komisji Europejskiej, Polska należy do państw najsłabiej radzących sobie z wdrażaniem dyrektyw regulujących funkcjonowanie rynku wewnętrznego. Nasz kraj nie wdrożył w ogóle lub dokonał błędnej implementacji 51 dyrektyw, co stawia nas – obok Grecji – na szarym końcu unijnej klasyfikacji. Wobec Polski prowadzone jest również 57 postępowań w sprawie naruszenia prawa UE. To rekord wśród nowych nowych państw członkowskich.
Opóźnienia w implementacji zdarzają się oczywiście wszędzie. Nie jest żadną tajemnicą, że duże państwa – Francja czy Niemcy – nie cieszą się najwyższymi notami w rankingach Komisji. W miarę możliwości każdy rząd stara się odsunąć wdrożenie niewygodnych i kosztownych regulacji. Opóźnienia w Polsce mają jednak charakter strukturalny. Między grudniem 2006 r. a lipcem 2009 r. deficyt implementacyjny narastał lawinowo. Po niewielkiej poprawie pod koniec ubiegłego roku w ostatnich sześciu miesiącach nastąpiło kolejne pogorszenie tempa implementacji.
[srodtytul]Niesprzyjające warunki[/srodtytul]
Przyczyn tego stanu rzeczy jest oczywiście wiele. Do powstawania zaległości implementacyjnych na pewno przyczyniły się niestabilność rządu w pierwszych dwóch latach członkostwa oraz przedwczesne wybory na jesieni 2007 r. Nie bez znaczenia są również obiektywne ograniczenia wynikające z polskiego systemu prawnego. Inaczej niż w większości państw UE konstytucja w Polsce wymaga wdrażania dużej części prawa UE w drodze ustawowej. Konieczność ta komplikuje i wydłuża proces legislacyjny.
[wyimek]Ministerstwa skupiały się na wypełnianiu tabelek, a nie na pracach analitycznych[/wyimek]